Mateusz Morawiecki pochwalił się polskim podejściem do koronawirusa. Przeciwstawiał kraje, które wprowadzały lockdowny na szeroką skalę Polsce, która nie panikuje i tego nie robi. Premier nie ustrzegł się jednak błędu, mówiąc o "godzinie policyjnej w Berlinie".
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
O co dokładnie chodzi? Senat Berlina we wtorek wieczorem ponownie zaostrzył ograniczenia w związku z epidemią koronawirusa. Władze stolicy Niemiec podały, że od godz. 23:00 do 6:00 obowiązują nowe zasady funkcjonowania życia miejskiego.
To, co Mateusz Morawiecki nazywa "godziną policyjną", tak naprawdę oznacza, że restauracje, bary i sklepy nocne będą musiały być zamykane o godz. 23, a na stacjach benzynowych w tym czasie nie będzie można sprzedawać alkoholu.
Ponadto Senat Berlina postanowił, że w godz. 23-6 będą mogły spotykać się tylko grupy pięciosobowe lub mieszkańcy tylko dwóch gospodarstw domowych. Prywatne uroczystości w pomieszczeniach będą mogły się odbywać w gronie maksymalnie 10 osób, a nie jak to było dotychczas – 25.
Berlin wprowadził nowe obostrzenia dlatego, że po raz pierwszy dwa z trzech kryteriów oceny stanu epidemii koronawirusa mają tam poziom "czerwony". Poziom reprodukcji wirusa R jest powyżej 1 i wynosi 1,26.
Tymczasem w Polsce w czwartek Mateusz Morawiecki ogłosił, że strefa żółta została rozszerzona na cały kraj. Oznacza to de facto obowiązek noszenia maseczek w przestrzeni publicznej na terenie całej Polski. Nie trzeba zakładać maseczek i przyłbic między innymi w lasach, parkach i na plażach. Spowodowane jest to lawinowym wzrostem liczby zakażonych koronawirusem.
W czwartek 8 października MZ podało, że w ciągu ostatniej doby potwierdzono 4280 nowych przypadków covid-19. A to pobicie smutnego rekordu ze środy aż o prawie 1300 zakażeń. Nie trzeba dodawać, co może się stać, jeśli przyrosty w najbliższych dniach będą wyglądały podobnie, czego rząd ani komentujący sytuację epidemiolodzy nie wykluczają.
Na tej samej konferencji prasowej szef resortu zdrowia ujawnił, jaki odsetek pacjentów z koronawirusem w Polsce przechodzi go bezobjawowo lub skąpoobjawowo. Okazuje się, że to aż 80 proc., a więc czterech na pięciu. A to pocieszająca informacja.