"Wojtyła. Śledztwo" to bardziej laurka niż thriller dokumentalny
"Wojtyła. Śledztwo" to bardziej laurka niż thriller dokumentalny Kadr z filmu
Reklama.
"Wojtyła. Śledztwo" był zapowiadany jako film "zrobiony w konwencji thrillera-dokumentu" z archiwalnymi, nigdzie niepublikowanymi zdjęciami. Jego reżyserem został Hiszpan José María Zavala, który w przeszłości pracował jako dziennikarz publicznej telewizji i ma na koncie taki obraz jak m.in. "Tajemnica Ojca Pio". Możliwe, że mam zbyt duże oczekiwania po wielu świetnych dokumentach Netflixa i HBO, ale ten film naprawdę powinien się nazywać "Wojtyła. Laurka", bo ze śledztwem nie ma nic wspólnego.

Spot promocyjny na setną rocznicę urodzin Karola Wojtyły

– Mam dług wdzięczności wobec waszego rodaka Karola Wojtyły. Mój ojciec ofiarował za niego życie w dniu zamachu w 1981 r., kiedy Ali Agca na placu św. Piotra oddał strzały do papieża. Tata, nie mówiąc nic nam, swojej rodzinie, poświęcił swoje życie za Jana Pawła II. Operowani byli tego samego dnia. Mój tata zmarł. Ojciec Święty przeżył i potem przesłał mojej matce list wraz z różańcem – wyznał reżyser. Ta wypowiedź wiele wyjaśnia.
Dokument owszem, śledzi, ale życie Karola Wojtyły - przed i w trakcie pontyfikatu oraz to, jak istnieje w sercach wiernych po śmierci. Słyszymy świadectwa wielu osób, których modlitwy i wstawiennictwo św. Jana Pawła II pomogły wyleczyć choroby - udar, dysplazję, depresję, a nawet odegnały myśli o aborcji (defekt płodu cudem przeistoczył się w zwykłą niewydolność nerek). Wątek pro-life jest zresztą bardzo mocno uwypuklony, a filmowcy dotarli nawet do USA i założyciela organizacji "40 dni dla życia", której powstanie zostało zainspirowane słowami papieża.
logo
Fot. materiały prasowe
Sporo czasu poświęcono też kilku nieudanym zamachom na Jana Pawła II, za którymi stać mieli Rosjanie. Jest wątek polskich władz komunistycznych, którzy mieli na niego oko już od 1946 roku, a SB nadało mu w teczkach kryptonim "Pedagog". Jest też o przeprowadzonych przez papieża egzorcyzmach. Jedna z sióstr zapewniała, że złe duchy bały się nawet imienia Jana Pawła II, a opętana kobieta krzywiła się, gdy nie wiedziała o jego obecności w drugim pomieszczeniu.
Jak widzicie - dokument miesza poważne sprawy, historyczne fakty, teorie spiskowe, rzekome cuda i science-fiction. Jest ckliwy, naiwny, ale i potrafi napawać dumą, bo Karol Wojtyła rzeczywiście pomógł wielu osobom, był wpływową osobistością i prawdopodobnie najbardziej znanym ówcześnie żyjącym człowiekiem na Ziemi. W filmie jest dosłownie wszystko oprócz jednej dość istotnej rzeczy, która pokazuje, że był też po prostu człowiekiem. Mamy rok 2020 i wypadałoby w końcu pójść o krok naprzód.
logo
Fot. materiały prasowe

"Śledztwo" o Janie Pawle II bez dowodów na krycie pedofilów

Obrazoburcze memy o papieżu nie wzięły się znikąd. To partyzancka, punkowa forma buntu wobec nieskazitelnego wizerunku Jana Pawła II. Niewygodna prawda od lat jest wypierana i nie chce przejść przez usta katolików. Szczególnie tych w naszym kraju, bo to przecież Papież Polak. Nikt jednak nie jest bez grzechu, a krycie przestępców na pewno jest sprzeczne z naukami Kościoła.
Tymczasem to Jan Paweł II złagodził w 1983 roku kary dla księży molestujących dzieci. Śledztwo "The Times" wykazało, że Jan Paweł II wstrzymywał dochodzenie w sprawie przyjaciela, kardynała Hansa Hermanna Groëra, który miał dopuścić się molestowania nawet dwóch tysięcy chłopców. Na Wikipedii znajdziemy oddzielną stronę z krytyką papieża, a sekcja dotycząca tuszowania przestępstw seksualnych w KK jest największa ze wszystkich.
Na produkcję, która pokaże prawdziwy obraz Jana Pawła II przyjdzie nam jeszcze poczekać. Jest potrzebna - z szacunku dla ofiar księży-pedofilów oraz po to, by nie dawać niepisanego przyzwolenia dla kolejnych przestępców seksualnych w sutannach. Najpewniej pierwszym takim dokumentem będzie zapowiadana przez braci Sekielskich produkcja głośnej serii - po "Tylko nie mów nikomu" i "Zabawie w chowanego". W trzecim filmie dziennikarze mają wziąć pod lupę pontyfikat Papieża Polaka.