Pokazaliśmy wczoraj ciemne zakątki sieci, które zostały zagarnięte przez handlarzy, oszustów i pedofilów. Internauta Michał napisał pod tekstem o ukrytej sieci: "TOR to nie tylko przestępstwa, ale także opozycjoniści np. z Iranu czy Chin". Takie też były powody stworzenia TOR-u, który został nawet dofinansowany przez amerykańską armię.
TOR został wymyślony przez fundację z Massachusetts, której sponsorem jest amerykańska armia. Sieć powstała by pomóc dysydentom politycznym z państw zwalczających wolność słowa. W wielu przypadkach była to jedyna szansa na wymianę informacji, dzielenie się wiadomościami na temat nieprawidłowości władzy czy umawianie spotkań.
– W Chinach jest to postrzegana jako próba mieszania się w wewnętrzne sprawy, jako próba takiej amerykańskiej dywersji – mówi Radosław Pyffel, szef Centrum Studiów Polska-Azja. – Co więcej jest tak postrzegana nie tylko przez rząd czy władze, ale także przez tę nacjonalistycznie nastawioną część społeczeństwa. To ci wszyscy, którzy teraz wychodzą na ulice, żeby protestować przeciwko Japonii – dodaje sinolog.
Oczywiście nie zawsze TOR jest wykorzystywany z czystych pobudek. Brak możliwości wyśledzenia internauty to doskonała okazja dla handlarzy narkotyków czy sprzedawców broni. Niektórzy używają sieci TOR również do wymiany informacji jak zdobyć nielegalny paszport czy zbudować bombę. Warto jednak pamiętać o jasnej stronie ukrytego internetu.
Opiera się głównie na TOR oraz Freenet. To dzięki nim można połączyć się z zasobami sieci bez wiedzy organów policyjnych. Wystarczy zainstalować specjalny program, który tak przekieruje nasze połączenie, że wyśledzenie go będzie później praktycznie niemożliwe.
Sieć jest szansą na przykład dla obywateli Etiopii, gdzie rząd wytrwale walczy z wolnością w sieci. Dostęp do internetu jest mocno kontrolowany przez władze, które odcinają niezależnych blogerów czy serwisy internetowe informujące o tym wszystkim, czego nie można przeczytać czy usłyszeć w oficjalnych mediach.
Z kolei w Sudanie władze nie odcinały dostępu do portali społecznościowych (jak to zrobiono chociażby w Tunezji czy Egipcie), ale skrupulatnie je inwigilował. Później policjanci wyłapywali wprost z ulicy opozycjonistów zbierających się na protestach.
– Takie sieci są bardzo potrzebne w takich krajach jak Birma, Syria czy Iran – mówi prof. Piotr Balcerowicz z Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. – W tym ostatnim kraju dostęp do internetu jest co prawda stosunkowo rozpowszechniony, ale bardzo mocno kontrolowany przez władze. Dlatego rola sieci pozwalających zachować anonimowość jest fundamentalna – ocenia.
Rozmówca naTemat dodaje, że to właśnie takie narzędzia pomagają w tworzeniu społeczeństwa obywatelskiego. – Wszelkie ruchy społeczne zaczynają się od jednostek. Dopiero z czasem dołączają kolejni i zbiera się pewna masa krytyczna. Jednak jeśli jednostki nie będą anonimowe, to władza będzie mogła łatwo je wyśledzić i wyłapać. Dopiero masowość daje pewne poczucie bezpieczeństwa – ocenia prof. Balcerowicz.
Z tzw. głębokiego internetu korzystają również dziennikarze, którzy kontaktują się ze swoimi informatorami czy ludzie mający tajne informacje. W Stanach Zjednoczonych część polityków domaga się by założyciel WikiLeaks - Julian Assange został oskarżony o zdradę i stracony. W sieci TOR wyśledzenie jego tożsamości byłoby niemożliwe tak długo, aż sam autor nie zostawiłby śladów mogących w tym pomóc.
Choć sieci takie jak TOR czy Freenet mogą być doskonałą przykrywką dla różnego rodzaju przestępców, często są jedyną ostoją dla działaczy demokratycznych. Tak jak nóż może służyć do zadźgania kogoś i do pokrojenia chleba, taki i TOR jest tylko narzędziem. To, w jaki sposób zostanie ono użyte zależy tylko od nas.