Zrobi remont mieszkania, zorganizuje zbiórkę karmy dla zwierząt, umyje okna – to tylko niektóre z akcji Superbohatera z Kalisza. Okazuje się, że świat superbohaterów to nie tylko hollywoodzka abstrakcja. Od lipca w mieście działa Superbohater, który pomoże wszystkim, którzy go potrzebują. O tym, skąd wziął się pomysł, a także co udało się zrobić przez dwa i pół miesiąca opowiada nam pomysłodawca akcji – Sebastian Jochan.
Superbohatera w Kaliszu znają już wszyscy. Dzieci w szkole śmieją się, "nie umiesz rozwiązać zadania? Zadzwoń po Superbohatera". Tak samo żartują właściciele warsztatów samochodowych. "Nie możesz odkręcić śruby? Niech Superbohater zrobi to za ciebie". Jednak Superbohater to nie żart. To człowiek z krwi i kości, a jego pomoc nie kończy się jedynie na dobrych chęciach.
Superbohater to mieszkaniec Kalisza Sebastian Jochan. Mieszkańcy miasta kojarzą go jednak nie z tym kim jest naprawdę, a z tym, co od dwóch i pół miesiąca robi dla wszystkich, którzy potrzebują pomocy. W całym mieście wiszą bowiem plakaty o treści:
Na odzew nie trzeba było długo czekać. Telefony od potrzebujących pomocy mieszkańców Kalisza rozdzwoniły się. Okazało się, że w mieście są dziesiątki ludzi, którzy nie są w stanie poradzić sobie ze swoimi problemami. O ile często nie dowierzali, że ktoś chce im podać pomocną dłoń, później nie kryli wzruszenia. Podziękowaniom za bezinteresowną pomoc nie było końca. Akcja Superbohatera pokazała, że ludzie nie są w stanie dostrzec nawet swojego sąsiada i poświęcić mu choćby pięciu minut swojego "zapracowanego" życia. Tym razem, było jednak inaczej.
O tym, skąd wziął się pomysł na Superbohatera, a także co udało się zrobić przez dwa i pół miesiąca opowiada nam pomysłodawca akcji – Sebastian Jochan.
Skąd pomysł na powołanie Superbohatera do służby?
Wpadłem na ten pomysł dwa lata temu w noc sylwestrową. Przyśnił mi się superbohater, którego miałem ulokować w filmie, nad którym wówczas pracowałem. Ten nocy pomyślałem, że to wszystko bez sensu. Filmowy bohater nie zmieni świata na lepsze. Postanowiłem, że przeniosę Superbohatera z fabuły do realu.
Od czego się zaczęło?
Zaczęło się na początku lipca, gdy wraz z grupą przyjaciół rozwiesiliśmy plakaty na mieście. Później założyliśmy profil Superbohatera na Facebooku i akcja zaczęła nabierać rumieńców. Nie wiedzieliśmy wówczas jak zareaguje miasto na ten pomysł.
A jak zareagowało?
Baliśmy się, że nikt nie zadzwoni. Tymczasem pierwszy telefon był już następnego dnia. Był to mój kolega ze stowarzyszenia "Poza kadrem". Dostali do zaadoptowania na ciemnię strych w opłakanym stanie. Zapytali, czy jest szansa aby zajął się tym Superbohater. Od razu zgłosiło się parę osób, które chciały pomóc kulturalnej inicjatywie. Już wtedy zobaczyłem, że to coś więcej niż pomaganie w remoncie. Pomoc to jedno, a emocje które się wytwarzają między pomagającymi, a drugą stroną to niesamowita sprawa. Działo się tam coś bajecznego.
Co było dalej?
Kolejna akcja Superbohatera była nieco inna. Okazało się, że jest w Kaliszu pan, który na pewien czas trafi do szpitala. To człowiek o wielkim sercu, który ma cztery psy i gołębie. To był człowiek dosyć ubogi. Pani, która zadeklarowała pomoc w opiece nad zwierzętami powiedziała, że nie stać jej na karmę. Zapytali, czy Superbohater mógłby pomóc w zbiórce pieniędzy na jedzenie dla zwierząt. Tu odzew na Facebooku był jeszcze szybszy, niż za pierwszym razem. Zebraliśmy 188 kilogramów karmy.
Superbohater stawał się coraz bardziej popularny…
Tak, później akcji było naprawdę wiele. Ludzie dzwonili z niedowierzaniem, bo coś tam słyszeli, coś tam widzieli, ale chcieli wierzyć, że ktoś w mieście niesie bezinteresowną pomoc. Jeździłem na spotkania z nimi, pytałem czego potrzeba.
Dlaczego akcjom towarzyszyła kamera?
Kamera była z nami praktycznie od początku. Czułem, że jeśli akcja dostatecznie nie zarazi miasta chęcią pomagania innym, to umrze. Ja będę musiał wrócić do pracy i później nie będę miał czasu dla Superbohatera i sprawa się wyciszy. Postanowiłem więc od początku wszystko dokumentować, aby stworzyć film o Superbohaterze. Nie fabularny, jak początkowo zakładałem, ale dokument.
Co chce pan pokazać w tym filmie?
Z jednej strony chcę, aby ten film promował altruistyczne postawy społeczne. Nie to jednak będzie jego głównym przekazem. Chcę pokazać, jak zwykli ludzie reagują na Superbohatera. Film ma pokazać, że Superbohater to nie jest komiksowa postać, która ma nadludzkie siły i potrafi chodzić po ścianach. Superbohaterem jest każdy z nas, który zwykłym, ludzkim gestem jest w stanie poświęcić pięć minut. Każdy może stać się Superbohaterem.
Czym zajmuje się Pan na co dzień, gdy Superbohater ma wolne?
Pracuję w teatrze, jestem realizatorem dźwięku. Myślę jednak że moje prywatne życie i zainteresowania nie są tu najważniejsze. Liczy się akcja i film który chcę zrobić.
Pytam, bo dziś nikt nie ma czasu na pomaganie innym ludziom. Każdy myśli o sobie, by związać koniec z koniec. Jak jest mu dobrze w życiu, to zazwyczaj stara się aby było jeszcze lepiej. Po co to panu?
Widzę nasz kraj, który się rozwija. Przechodzimy perturbacje społeczno-ekonomiczne, socjalne. Ucichła ostatnio kwestia człowieczeństwa, żeby nie powiedzieć, że przeszła do lamusa. To już trochę nie modna abstrakcja.
Bycie dobrym człowiekiem urasta do rangi nieprawdopodobnie wielkich fundacji, celebrowania wszelkiej pomocy. Z drugiej strony, jak ktoś robi coś za darmo to w Polsce nazywa się go frajerem. Akcja nie zaraziła całego miasta. Ale na mikroskalę udało się coś zrobić. Pojawiła się pozytywna energia, która wyzwala radość w człowieku. To dodaje emocjonalnej siły.
Czy były momenty, kiedy mówił sobie "dość". Koniec z Superbohaterem?
Często dochodziłem do wniosków, że są rzeczy których nie jest w stanie zrobić. Do pomagania ludziom trzeba mieć czas i pieniądze. Aby wykonać wszystkie zadania, o które nas prosili ludzie, musiała by działać cała grupa działająca 24 godziny na dobę, dysponująca środkami. Nam jednak chodziło przede wszystkim o to, aby sąsiad wysłuchał sąsiada. Aby na prośbę: "Czy mógłby mi pan pomóc znieść kanapę?" ktoś zrobił to bez poczucia przymusu i z uśmiechem.
Czytaj także: Warszawski Spiderman: Policja daje mi mandat tylko kiedy musi. My, superbohaterowie, trzymamy się razem [wywiad]
Czy zdarzało się, że ludzie negatywnie reagowali na Superbohatera?
Oczywiście, choć mnie to cieszy. Wyszedłem na ulicę z kamerą, aby zapytać mieszkańców Kalisza, czy Superbohater jest potrzebny. Były bardzo różne zdanie na ten temat. Uodporniłem się na krytykę, która oczywiście była. Podszedłem do tego jak dokumentalista. Były wzniesienia i upadki. Czasem ludzie mówili mi, że powinienem się zająć swoim życiem, rodziną, a nie bawić się w Superbohatera. Takie jest podejście ludzi. Sami nic nie zrobią, ale chętnie skrytykują. Nawet się cieszyłem, że są negatywne opinie, bo to wszystko było zbyt cukierkowe.
Czy wszystkie zgłoszenia przyjmowaliście chętnie?
Była taka akcja, której nie byłem pewien. Wykraczała poza działalność Superbohatera, którą zakładałem na początku. Zadzwonił do nas chłopak, który jak twierdził, nie miał gdzie usiąść w parku. Według niego ławki były tak umazane w ptasich odchodach, że siedzenie na nich jest już niemożliwe. Pomyślałem wówczas, że jest firma która się tym zajmuje. Poszedłem do tego parku i nie było dramatu. Dało się siedzieć, choć problem rzeczywiście istniał.
Myślałem o tym, by z akcji zrezygnować. Jednak zgłosiło się tyle osób do pomocy, że zmieniłem zdanie. Przyszło wielu ludzi oraz miejscowe media. Sporo ludzi dowiedziało się też o Superbohaterze. Nie chciałem gasić naturalnych odruchów, jakie wytworzyły się w ludziach, którzy chcieli zadbać o ławki w parku.
Kiedy Superbohater pójdzie na urlop?
Ten czas się zbliża. Od dwóch tygodni nie mieliśmy już zgłoszeń. Zastanawiam się, jak w łagodny sposób wysłać Superbohatera na urlop. Muszę to zrobić, chyba że znajdę kogoś kto go ode mnie przejmie. Jestem teraz mocno zaangażowany w pracę zawodową, bo zbliża się premiera w moim teatrze.
Zakładałem, że Superbohater będzie pracował tylko w lipcu. Okazało się, że jego akcje przedłużyły się do połowy września.
Ile osób udało się zarazić chęcią pomagania?
Na przeprowadzkę przyszło pięć osób. W sprzątaniu ławek wzięło udział już 30 chętnych. W zbieraniu karmy było nas około 80.
Jacy byli ludzie którzy dzwonili? Czy były to swobodne rozmowy, czy zdarzały się bardziej dramatyczne?
Było kilka śmiesznych telefonów. Dało się jednak usłyszeć, że te osoby są pozytywnie nastawione. Był na przykład telefon w środku nocy: "Cześć Superbohaterze, zapraszamy Cię na imprezę, wpadaj. Są dziewczyny, jest zabawa". Mówiłem że nie mogę, bo jest druga w nocy, a oni odpowiadali: "Jak to? Wejdź na dach i przyleć!"
Były też telefony dramatyczne. Raz ktoś zadzwonił i chciał po prostu porozmawiać. Był samotny, nie chciał ujawniać swojego nazwiska. Czułem, że ten człowiek ma jakiś poważniejszy problem. To była jakaś bardzo emocjonalna kwestia. Powiedziałem mu, że Superbohater jest tylko symbolem, a ja mogę z nim porozmawiać jako Sebastian, a nie psycholog. Poradziłem, by zadzwonił do psychologa.
Często odmawiał pan pomocy?
Kilka razy było tak, że ktoś nas przeceniał. Prosili o takie rzeczy, że opadały mi ręce. Proszono mnie, abym pomógł wsadzić kogoś do więzienia, lub zrobił porządek z łobuzami na osiedlu. Raz zadzwonili do mnie listonosze, którzy mieli tak dużo listów do rozniesienia że nie dają rady.
Raz zadzwoniła do nas jakaś firma z prośbą, abyśmy pomogli poroznosić ulotki w strojach Superbohatera. Proponowała nawet pieniądze, a my działamy non-profit. Oczywiście odmówiłem.
Mam nadzieję, że będzie gotowy przed wakacjami. Jestem na etapie zbierania materiałów. Spotkam się z socjologiem, aby go dokładnie omówić. Nie wykluczam też współpracy z jakimś reżyserem. Chętnie porozmawiałbym też księdzem. Pierwsza część będzie fabularna. Kończy się, gdy dwóch Superbohaterów rozwiesza plakaty na mieście. Tu zacznie się dokument.
Jest pan szczęśliwy dzięki Superbohaterowi?
Jestem szczęśliwy. To był dla mnie piękny czas. Miałem na wakacje wyjechać do Meksyku, a miałem Meksyk w Kaliszu. Niczego nie żałuję. Spotkałem cudownych ludzi i przeżyłem wiele pozytywnych doświadczeń. To nie była zabawa, ale raczej ciężka praca. Kamera, remont, noszenie mebli. To był taki cudowny wysiłek, który wymagał zaangażowania na sto procent. Życzę wszystkim ludziom na świecie czegoś podobnego, bo takie rzeczy naprawdę dodają skrzydeł. Nic nie było zaplanowane, czasem działało wbrew logice, a wyszło doskonale. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
Superbohater spełnił już swoje cele?
Na razie tak. Teraz potrzebuje urlopu, czyli stanie się normalnym człowiekiem i pójdzie na dziesięć miesięcy do ciężkiej pracy.
Treść plakatu informującego o pojawieniu się w Kaliszu Superbohatera
W mieście pojawił się superbohater. Jeśli potrzebujesz pomocy, zadzwoń! tel. 534 899 866. A jeżeli sam chcesz dołączyć do akcji i obudzić w sobie Superbohatera, także zadzwoń!
Wpis Superbohatera na Facebooku
Dzisiaj Akcja Mycia Okien,o której nie pisałem wcześniej z powodu pewnych niepewności,delikatności sprawy i prośby o dyskrecję. Dlatego dziś, wyjątkowo 4osobowa grupa myje okna w mieszkaniu, u przemiłej Pani, która porusza się na wózku inwalidzkim i do końca nie może uwierzyć ,że w Kaliszu są Superbohaterowie,ale jak się przekona, to wie gdzie jest wielu potrzebujących ,którym będziemy mogli pomóc . CZYTAJ WIĘCEJ
Sebastian Jochan
Superbohater
Proszono mnie, abym pomógł wsadzić kogoś do więzienia, lub zrobił porządek z łobuzami na osiedlu. Raz zadzwonili do mnie listonosze, którzy mieli tak dużo listów do rozniesienia że nie dają rady.