
Reklama.
Według dominującej opinii to skokowe wzrosty liczby zakażeń koronawirusem były przyczyną wyroku TK ws, aborcji. Orzeczenie miało "przykryć" panoszącą się w Polsce epidemię, wobec której rząd jest bezradny. A jednak wcale nie o to chodziło – twierdzi WP.
Czytaj także: 4 tysiące także na dziecko z gwałtu? Poseł PiS chce, aby rząd rozszerzył program Za życiem
Problemy w PiS zaczęły się po głosowaniu nad Piątką dla Zwierząt. To, jak wiadomo, o mało nie rozsadziło koalicji Zjednoczonej Prawicy. W październiku konflikty wewnątrz obozu rządzącego jeszcze przybrały na sile. Zawieszeni przez Kaczyńskiego posłowie PiS grozili odejściem z partii i założeniem nowego klubu poselskiego.
To właśnie wtedy prezes przystąpił do próby przeciągnięcia na swoją stronę buntujących się parlamentarzystów PiS. Chodziło między innymi o mało znanych Piotra Uścińskiego i Bartłomieja Wróblewskiego. Mało znanych, ale nie w PiS.
Uściński to były wiceprzewodniczący Parlamentarnego Zespołu na rzecz Prawa do Życia. Od samego początku w Sejmie powtarzał, że aborcja w Polsce powinna być całkowicie zakazana. To właśnie on proponował, by przepisy nakazywały rodzić dzieci kobietom, których ciąża jest wynikiem gwałtu.
Z kolei często goszczący w Radiu Maryja Bartłomiej Wróblewski stanął na czele 119 posłów, którzy w 2019 r. zaskarżyli w TK przepisy zezwalające na aborcję z powodu ciężkiego uszkodzenia lub choroby płodu.
Nieoficjalnie Kaczyński, by zatrzymać ich i kilku innych posłów o podobnych poglądach i po to, by utrzymać władzę, dał zielone światło trybunałowi Julii Przyłębskiej. – Nie przewidział, że tłumy ludzi wyjdą na ulicę – mówią informatorzy Wirtualnej Polski.
źródło: Wirtualna Polska