Poprzednia próba wpływania na internet, czyli ACTA, zakończyła się fiaskiem. Teraz Komisja Europejska, która współfinansuje "Czysty Internet", cenzurę w sieci próbowała wprowadzić rozsądniej. To znaczy, bez rozgłosu i zapewniając, że żadnej cenzury nie będzie.
Jak widać, zamysł ten się nie udaje. Fundacja Panoptykon pisze o wycieku danych, dotyczącym "Czystego Internetu". Zarazem organizacja alarmuje, że projekt, choć ma służyć zwalczaniu terroryzmu, w efekcie da władzom możliwość monitorowania i cenzurowania treści (legalnych!) w internecie.
"Czysty Internet", jak podaje Panoptykon, zakłada, że dostawcy usług internetowych "dobrowolnie" zobowiążą się do aktywnego nadzorowania swoich klientów oraz blokowania i filtrowania treści. Na tej podstawie powstanie sieć składająca się z "zaufanych informatorów online". To jednak nie koniec – twórcy projektu sugerują zaostrzenie prawa w krajach Unii, dotyczącego internetu i "legalności" niektórych treści.
Jak pisze Fundacja, "Czysty Internet" promuje wykorzystywanie ogólnych warunków umów do usuwania "w pełni legalnych treści". Oczywiście o tym, jaka legalna treść miałaby zostać usunięta, mają decydować dostawcy internetowi zgodnie ze swoją "etyką biznesu". Jak podkreśla Panoptykon, oznacza to "stworzenie prywatnych mechanizmów cenzury, które będą egzekwowane w oparciu o ogólne warunki umów i nie będą poddane żadnej kontroli sądowej".
Dokładną listę zmian, jakie ma wprowadzić "Czysty Internet", można zobaczyć tutaj. Dokument, który wyciekł do internetu, a na który powołuje się Panoptykon, dostępny jest z kolei pod tym adresem.