Wzięłam sto złotych i poszłam do Pepco. Sprawdziłam, co można kupić – i można wynieść pół sklepu
Monika Przybysz
21 listopada 2020, 06:49·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 listopada 2020, 06:49
Wachlarz rozrywek i przyjemności w pandemii mamy ograniczony. Zamiast kina – Netflix. Zamiast wypadu do restauracji – ledwo ciepłe żarcie na wynos w plastiku. Po zamknięciu centrów handlowych Sephorę zastąpił Rossmann, a Ikeę i H&M – Pepco. I trudno się dziwić. Przyzwyczajeni do shoppingu zwracamy się w stronę sklepów, które mamy pod nosem. Tym bardziej, jeśli sklep można opuścić z pełnym koszykiem wydając 100 złotych.
Reklama.
Pandemiczne doświadczenia spod znaku "wyszłam po płyn do prania, wróciłam z lakierem do paznokci, maseczką w płachcie i szminką z przeceny" nie są odosobnione. Skoro i tak kupujemy mniej, zostajemy zwolnieni z wyrzutów spod znaku "a po co mi to". Nowa logika to "tanie i fajne – dlaczego nie". I być może to właśnie miał na myśli Marcin Stańko – dyrektor ds. operacji na Europę Środkowo-Wschodnią, gdy tłumaczył w jednym z wywiadów, że dyskontowa oferta Pepco odpowiada na potrzeby klientów w czasach niepewności gospodarczej.
Fenomen popularności sieci w Polsce jest niezaprzeczalny – badania konsumenckie pokazują, że Polacy kupują tu ubrania częściej niż w H&M-ie czy Reserved. I nie chodzi tylko o niskie ceny, ale też o dużą liczbę sklepów, które na domiar można znaleźć tak w miasteczkach powiatowych, jak między warszawskimi blokami.
Ze względu na dużą dostępność Pepco działa w wielu przypadkach jak ostatnią deska ratunku – to w pierwszej kolejności sklep do rozwiązywania problemów. Jesteś w środku zagniatania ciasta i orientujesz się, że odpowiednią blachę zostawiłaś pół roku temu u znajomych? Pepco. Główka szczotki do mycia toalety oderwała się i została w muszli? Pepco. Dziecko przypomina sobie o 19:00, że musi na jutro zrobić wyklejankę? Również Pepco.
Można gardzić wytwórstwem Chińskiej Republiki Ludowej i niesojowymi świecami, ale gdy okoliczności zmuszają, nie odrzuca się pomocnej dłoni. Wbrew uprzedzeniom z rodzaju "taniochy do domu nie kupuję", w Pepco da się wypatrzeć rzeczy, które w odpowiednim zestawieniu sprawdzą się w większości domów. Do tego gdy kupujesz za grosze, możesz eksperymentować bez wcześniejszego rozpatrywania każdej opcji. W końcu mało kto decyduje się na zakup zestawu poduszek ozdobnych za 500 złotych ot tak. Co innego, gdy poduszki mieszczą się w budżecie.
A że tekst o fenomenie sieci dyskontów spotkał się z olbrzymim zainteresowaniem czytelników naTemat, postanowiliśmy sprawdzić, co można kupić w Pepco za 100 złotych.
Zestaw 1: "Duka zamknięta, a w mieszkaniu tylko materac" (97 złotych)
Metalowe osłonki na doniczki – 17 złotych
Ozdobne poduszki – 20 złotych (każda)
Lampion – 50 złotych
Cotton balls – 15 złotych (Stołek z futerkiem nie zmieścił się w budżecie, choć zmieścił się w kadrze. Jak by co, kupicie go za 30 złotych)
Zestaw 2: "Z internetu już nie dojdzie", czyli szybkie prezenty (97 złotych)
Kubki. Od lewej: 5, 10 i 5 złotych (żeby zmieścić się w planowanym budżecie należałoby zrezygnować z dwóch tańszych lub z tego za 10 złotych)
Prezent praktyczny: organizer na pędzle do makijażu/kosmetyki udający kryształ (10 złotych) i pojemnik na waciki do kompletu (7 złotych)
Pojemnik na mydło w płynie, na szczoteczki i mydelniczka – 20 złotych
Kalendarz ze wzorem w liście miłorzębu – 20 złotych
Portfele w różnych wzorach i kolorach – około 15 złotych (wężowa skóra to torebka – około 20 złotych)
Skarpety z dodatkową warstwą ocieplającą, pomponami i podeszwą antypoślizgową – 15 złotych
Zestaw 3: "Arkadia zamknięta, a ja nie mam, co na siebie włożyć" (95 złotych)