Mogli wybrać tylko jedną cechę, jedną, która sprawia, że są w stanie zakochać się w kobiecie. Nie chodzi o to, czy ma być wysoka, czy też niska, chodzi o coś więcej. I choć to "więcej" brzmi trochę jak zdanie wyciągnięte z kolorowego czasopisma, to i tak wszyscy wiemy, że jest to prawda. Oto odpowiedzi przepytanych przez nas mężczyzn.
Zanim jednak przejdziemy do sedna, jedna uwaga. Ten tekst nie jest listą porad dotyczącą tego, jak komuś się przypodobać, jak zmodyfikować swój charakter, żeby być zauważonym przez obiekt naszych westchnień lub zdobyć wielu adoratorów. Nic z tych rzeczy, ilu ludzi, tyle preferencji. Więc – znowu zabrzmi banalnie – warto być sobą.
Na pytanie o tę jedną wyjątkową cechę odpowiadali mężczyźni w różnym wieku. Są tu i 20-, i 30-, i 40-kilku latkowie. Mieszkańcy dużych miast, ale i mniejszych miasteczek. Co ciekawe, w ich wypowiedziach są też elementy, które się powtarzają.
To sprawia, że nie potrzebuje rycerza, który będzie ją za każdym razem ratował. Bo w związku chodzi o partnerstwo i dla mnie ważne jest, żeby obie strony się uzupełniały i jednakowo wspierały.
Maciej: W mojej żonie chyba zaimponowało mi, że była pracowita i ambitna. Ja też byłem zawsze bardzo zaangażowany w swoją pracę, bałem się więc, że dziewczynie, którą spotkam, będzie to w jakiś sposób przeszkadzało. A tutaj zaskoczenie na pierwszej randce.
Kasia dużo mówiła o swojej pracy. Okazało się, że jest mocno wkręcona w jakiś temat, ma cele w życiu. Takie kobiety mi imponują. Ambitne, inteligentne, zadziorne, a nawet trochę wredne. Choć to też wielkie przekleństwo, bo potem trzeba z taką wredną żyć (śmiech).
Myślę, że na moje preferencja wpływ miała i ma moja mama, ale też i inne kobiety, które mnie w życiu otaczały. Zawsze takie charakterne i ostre. Stąd mimo wielkiego, podyktowanego logiką pragnienia o spokojniej i ułożonej kobiecie, która będzie na mnie czekała, jak na króla, z obiadem, podświadomie zawsze odrzucałem kogoś takiego. Pociągają mnie wywrotowe lewaczki...
Jan: Absolutne poczucie humoru. Nie tylko takie polegające na biernym śmianiu się ze wszystkiego – w tym tematów, z których nie wypada – ale też zdolność do aktywnego wymyślania zabawnych żartów, ripost i memów. Oczywiście wlicza się w to też umiejętność śmiania się z samej siebie.
Myślę, że poczucie humoru to sprawa kluczowa, bo wpływa na szereg innych aspektów jak m.in. szybkość kończenia kłótni, czy ogólna luźna, przyjemna atmosfera w związku.
Paweł: Umiejętność przyznawania się do błędów i własnych wad – czyli taki antynarcyzm. U podstaw wielu sprzeczek i kłótni, a te są naturalnym elementem związku, leży brak odpuszczania, bo "ja wiem lepiej", bo "jestem najmądrzejsza".
Czasem tak może i jest, ale większość spinek można by szybko zakończyć, gdyby dziewczyna nie szła w zaparte – szczególnie, że jest faktycznie inteligentna i wie, że wywołała awanturę ze swojej winy. A takich spotkałem mnóstwo!
Kamil: Spontaniczność i kreatywność. Faceci lubią rządzić, ale lubią też pomysłowe dziewczyny, które nie mówią ciągle "nie wiem" lub wiecznie czekają na zorganizowanie im czasu wolnego. Fajnie jest, gdy również dziewczyna wymyśla, co zrobić, gdzie iść, co zjeść i ma swoje zdanie, a nie jest tylko taką ciepłą kluchą.
Jacek: Nigdy się nad tym jakoś głębiej nie zastanawiałem, ale wydaje mi się, że moja żona oczarowała mnie uśmiechem. Zaczęliśmy się spotykać w listopadzie/grudniu. Wszystko wokół było takie szare i smętne, a ona była zawsze tak uroczo uśmiechnięta. Nie dało się nie zakochać. Na pewno to nie wszystko. To cały splot różnych cech, zdarzeń, okoliczności. Ale jeśli mam wybrać to jedno...
Mateusz: Poczucie własnej wartości, bo wpływa to na wiele rzeczy, takich jak choćby prezencja czy zachowanie w towarzystwie. Generalnie kobieta pewna siebie nie wymaga od faceta ciągłej adoracji, atencji, bo wie, że związek jest wzbogaceniem jej osoby, a nie jej kwintesencją. Osoby pewne siebie pozwalają partnerowi na przestrzeń.
Tomasz:Kobieta musi być niedostępna i taka zresztą była moja żona. Kiedy byłem młody, to zawsze najbardziej odbijało mi na punkcie dziewczyn, które niby mnie lubiły, niby widziały, że jestem fajnym facetem, można było porozmawiać, pójść nawet na jakąś herbatę czy piwo, ale... nic więcej.
Im pewnie nawet bardziej pasowało, że je po prostu kokietowałem. W każdym razie: bardzo nie umiem przegrywać i to dotyczy także relacji z kobietami. Jak jestem odrzucany, to momentalnie się nakręcam.
To kontra do dziewczyn, które "wpadają do łóżka". Nudziły mi się po tygodniu. Mało kto wie, ale ja "wychodziłem sobie" swoją żonę i trwało to cholerne pół roku. Sześć miesięcy pełnych trudu, bólu, znoju, łez i co tam jeszcze można wymyślić...