Misja Jana Karskiego, który chciał opowiedzieć światu o Shoah, skończyła się niepowodzeniem. Dzisiejsi bojownicy o wolność mają w swoich rękach potężne narzędzie – media społecznościowe. Nie wykorzystują go jednak na miarę możliwości.
Gdyby Jan Karski, emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego, miał dostęp do Twittera lub Facebooka, losy jego wyprawy mogłyby potoczyć się inaczej. Taką tezę postawił były premier Włodzimierz Cimoszewicz na SocialGoodSummit w Nowym Jorku. Zaznaczył jednak, że potencjał mediów społecznościowych nie jest wykorzystywany. To tym bardziej niebezpieczne, że wbrew powszechnej opinii, na świecie nadal dochodzi do aktów ludobójstwa. Cimoszewicz przypomniał przypadki Kambodży, Jugosławii czy Syrii.
– Karski działał w pojedynkę, a dziś ludzie mogą się wzajemnie powiadamiać i organizować. Wielki potencjał technologii niestety pozostaje wciąż jeszcze potencjałem. Przykład Syrii pokazuje nam, że technologie informacyjne są tylko narzędziem, a kluczowa jest wciąż postawa ludzi i ich wola działania – mówił Cimoszewicz. O rolę Twittera, Facebooka i blogów rozmawiamy z dr Katarzyną Górak-Sosnowską ze Szkoły Głównej Handlowej.
Czy rzeczywiście media społecznościowe pomagają przekazać w świat prawdę o tragicznych wydarzeniach?
To zależy głównie od tego, kto wyłapie taką wiadomość i jak ją nagłośni. Media społecznościowe mają też swoje ciemne strony. Przecież każdy może coś wrzucić do sieci. W związku z tym, że na różne strony trafiają zdjęcia i filmy ze stref ogarniętych konfliktem, pojawia się znieczulenie na przemoc. Kiedy przewija się strony z materiałami z rejonów ogarniętych konfliktami i co chwilę widzi się ciała bez kończyn czy głów, po pewnym czasie nie robi to już takiego wrażenia. Jednak media społecznościowe stwarzają też spore możliwości.
Dzięki nim możemy niemal na bieżąco śledzić rozwój sytuacji. Dzięki Al-Dżazirze, czy przekazom wrzucanym na Facebooka, wiedzieliśmy, co działo się na Placu Tahrir. W wykorzystywaniu serwisów społecznościowych dużą rolę mają aktywiści, którzy wiedzą jak wykorzystywać te media.
Która z ról jest ważniejsza – informowanie świata o tragediach czy narzędzie do organizowania się aktywistów?
Strona kobiet z Arabii Saudyjskiej, które domagały się prawa do jeżdżenia taksówkami zdobyła 5 tysięcy lajków na Facebooku, choć protestowało tam tylko 30 Saudyjek. Więc oddźwięk w samej Arabii nie był zbyt duży, a protest żył głównie życiem wirtualnym, poza granicami kraju. Z drugiej strony w czasie egipskiej rewolucji na różnych forach pojawiały się wpisy, czy zdjęcia transparentów, które miały podnieść ludzi na duchu. Ktoś napisał: "Mubarak odejdź, bo moja żona chce już urodzić, a dziecko nie chce wyjść na świat".
Jednak takie strony mają z reguły bardzo ograniczony zasięg. Te, które zrzeszają więcej osób, mogą być łatwo inwigilowane przez służby. Poza tym w krajach Bliskiego Wschodu internet nie jest powszechny, dostęp do niego ma garstka ludzi. Dlatego też rola mediów społecznościowych nie jest jeszcze tak duża, jak mogłoby nam się wydawać. Ma jednak zasadniczą rolę inicjującą. A o to chyba chodzi.