Portale społecznościowe pozwalają nie tylko komunikować się ze znajomymi i dowiedzieć się o fajnej imprezie. W niektórych sytuacjach mogą przyczynić się do wybuchu rewolucji (jak w państwach arabskich) lub uratować komuś życie. Jednak w tym tygodniu plotka na Facebooku pogrążyła w chaosie dwa duże miasta w Meksyku.
Twitter i Facebook są często używane w Meksyku (w którym poziom przestępczości jest bardzo wysoki) jako narzędzie do uprzedzenia przed strzelaninami i innymi zagrożeniami. W wielu przypadkach pozwoliło to ograniczyć rozlew krwi, ale w innych sytuacjach fałszywe plotki spowodowały niepotrzebny chaos. Tak było i w tym tygodniu.
W Nezahualcoyotl (1 mln mieszkańców), w środkowym Meksyku, w środę pojawiły się fałszywe informacje dotyczące aktów przemocy. Policja otrzymała od tego czasu 3000 telefonów alarmowych, które wszystkie okazały się nieprawdziwe. "Powiedziano nam, że na targu warzywnym jest pożar. Sprawdziliśmy - targ funkcjonował normalnie. Potem ktoś zadzwonił z informacją, że bank jest w płomieniach. Też się tam udaliśmy - okazało się to nieprawdą." - mówi cytowany przez Time' a Luis Percastre, rzecznik rady miasta.
Wszyscy policjanci zostali wysłani w teren, aby sprawdzić, co się dzieje. Na pomoc przyszły im nawet dwa patrolujące helikoptery państwowej policji.
Percastre wytłumaczył, że wszystko rozpoczęło się od plotek, które zaczęto rozpowszechniać na Twitterze i na Facebooku po tym, jak jedna osoba została zabita w bójce. Krótko po niej ludzie zaczęli pisać na portalach społecznościowych, że płoną samochody i, że Nezahualcoyotl "ogarnęło bezprawie". W jednym z tweetów czytamy: "Uwaga, Nezę wzięli zamaskowani i uzbrojeni mężczyźni, którzy odcięli linie telefoniczne."
Już w czwartek różne szkoły zostały zamknięte, niektóre biura świeciły pustkami, a na ulicach było widać bardzo mało pieszych i samochodów. Plotka rozeszła się też po sąsiednim mieście Iztapalapa. Policja w Iztapalapa otrzymała 1300 telefonów alarmowych.
Policja zaczęła nawet rozdawać ulotki, aby przywrócić spokój w obu miastach. Cytowany przez Time'a Alejandro Hope, specjalista od zagadnień związanych z bezpieczeństwem, tłumaczy, że plotki wydawały się ludziom wiarygodne, ponieważ w tych miastach rzeczywiście często się zdarza, iż na ulicach mają miejsce porachunki między gangami.