"Jakby coś, kocham was" to wzruszająca animacja Netflixa
"Jakby coś, kocham was" to wzruszająca animacja Netflixa Fot. Netflix

Jeśli masz wolnych 12 minut, obejrzyj "Jakby coś, kocham was" na Netflixie. Ostrzeżenie: wylejesz litry łez, poczujesz całą gamę intensywnych emocji i będziesz miał złamane serce. To właśnie czeka cię po seansie krótkometrażowej animacji o rodzicach, którzy nie mogą poradzić sobie z tragiczną śmiercią swojej córki. To małe arcydzieło.

REKLAMA
Żeby wzbudzić w widzu emocje, nie trzeba olbrzymich budżetów, hektolitrów patosu i muzyki Hansa Zimmera. Ba, nie trzeba nawet kręcić długometrażowej produkcji z Meryl Streep i Garym Oldmanem. Najprostsza nawet forma może złamać serce. To właśnie udowodnili Michael Govier i Will McCormack w "Jakby coś, kocham was", małym dziele sztuki, które można podziwiać na Netflixie.

Rodzice i strata dziecka

"Jakby coś, kocham Was" (angielski tytuł to: "If Anything Happens I Love You") to amerykański krótkometrażowy film animowany. Nie jest to komputerowa animacja w stylu Pixara czy Disneya, nie ma dialogów, żartów czy uroczych postaci, które rozśmieszą widza. To 12-minutowy film narysowany prostą, czarną kreską na białym tle. Jest do bólu oszczędnie, prosto, klarownie.
logo
Fot. Netflix
Prosta jest też fabuła: małżeństwo nie może poradzić sobie ze śmiercią swojej córki, która zginęła w szkolnej strzelaninie. 10-latka pozostawiła rodziców, którzy na naszych oczach przeżywają wszystkie stadia żałoby: szok, gniew, ból, tęsknotę...
Mimo że bohaterowie to animowane postacie, wyraźnie odczuwamy ich emocje. Widzimy, jak pogrążone w bólu małżeństwo oddala się od siebie, unika i siebie nawzajem, i pokoju córki, wspomina szczęśliwe chwile.
Doświadczamy momentu, w którym na horyzoncie nieśmiało zaczyna tlić się finalny etap żałoby: akceptacja. Obserwujemy ludzi, którzy przeżywają największą możliwą tragedię, coś niewyobrażalnego.

12 minut łez

Motyw rodziców w żałobie nie jest (pop)kulturze obcy. Jednak jeszcze nigdy nie został przedstawiony w tak prosty, ale mocny i rozrywający serce na kawałki sposób. W animacji "Jakby coś, kocham was" najmniejsze nawet gesty, scenki, momenty wywołują lawinę emocji.
logo
Fot. Netflix
Mistrzowska jest, chociażby sekwencja, która zaczyna się w momencie, gdy matka znajduje w stercie prania koszulkę córki. Albo moment, w którym kot łasi się do "ducha" dziewczynki, czy ten, gdy nagle rozlega się piosenka (muzyka w tej animacji jest bezbłędna!) "1950" King Princess, której już nigdy nie będzie można posłuchać bez łez w oczach.
Wystarczy tak niewiele. Takich fragmentów jest w tej animacji dużo. Ba, cała animacja to wyciskacz łez i emocjonalny rollercoaster. Nie ma tutaj patosu, sentymentalizmu, kiczu. Są czyste emocje i ludzki ból.
logo

Siła krótkich animacji

Mimo że film porusza kwestię strzelanin w amerykańskich szkołach, to robi to subtelnie. Nie ma broni i krwi, polityki czy ideologii. Są po prostu rodzice opłakujący swoje dziecko, które zginęło w tak tragiczny i nielogiczny sposób. I właśnie taki punkt widzenia, paradoksalnie, może byłby w stanie ruszyć coś w dyskusji o prawie do posiadania broni w USA.
"Jakby coś, kocham was" to również produkcja, która udowadnia, że krótkometrażowe animacje mają olbrzymią siłę rażenia. Oczywiście nie jest to nic nowego. Były już tytuły, które zachwycały masy i zdobywały nagrody, w tym Oscary, jak "Paperman", "Hair Love" czy "In a Heartbeat". Jednak film Netflixa to prawdziwa bomba, która zasługuje i na Oscara, i wszystko inne.
Dlatego zatrzymajcie się na 12 minut, obejrzyjcie "Jakby coś, kocham was" i płaczcie. To najpiękniejszy sposób, w jaki te 12 minut swojego dnia możecie wykorzystać.