Roman Giertych miał być nagrywany w szpitalu w momencie, gdy chciano mu przedstawić prokuratorskie zarzuty. Dla sądu podobno był to kluczowy dowód na to, że mecenas nie miał wtedy świadomości, co się dzieje – podaje "Gazeta Wyborcza".
Z akt nie wynika, na czyj wniosek zdarzenie było filmowane, ale na pewno zgodzili się na to obecni w szpitalu agenci CBA, prokurator i obrońcy Giertycha. Opis tego, co zostało zarejestrowane na nagraniu, znajduje się w wydanym 3 grudnia orzeczeniu poznańskiego sądu rejonowego. "Wyborcza" ma pełną treść tego orzeczenia.
Jak się okazało, dla sądu nagranie miało kluczowe znaczenie, by rozstrzygnąć, czy postawienie Giertychowi zarzutów było zgodne z prawem. Wcześniej dziennik ujawniał, że podczas pierwszego przesłuchania prokurator zapisała w protokole, że prawnik "śpi i nie ma z nim kontaktu, a okoliczności te potwierdza obecny podczas czynności funkcjonariusz CBA".
Sfilmowana druga próba przedstawienia prawnikowi zarzutów przebiegała w obecności prokuratora, agentów CBA, obrońców i trzech lekarzy. "Pozwoliło to sądowi na poczynienie ustaleń, że również podczas tej czynności nie nawiązano z Romanem Giertychem żadnego kontaktu" – napisano w aktach, których treść cytuje "Wyborcza".
Sprawa Romana Giertycha
Przypomnijmy, Roman Giertych został zatrzymany w październiku. Oskarża się go o wyprowadzenie ze spółki deweloperskiej i przywłaszczenie wraz z innymi osobami 92 mln zł. Grozi za to do 10 lat więzienia. W trakcie przeszukania domu przez agentów CBA były wicepremier źle się poczuł i trafił do szpitala, gdzie przedstawiono mu zarzuty.
Niedawno Giertych wygrał z prokuraturą w sądzie. Przedmiotem sprawy było przywrócenie możliwość wykonywania przez niego zawodu adwokata. Sąd uznał, że prawnik może wrócić do swojej profesji.