Europejskie media grzmiały gejowskiej orgii w Brukseli z udziałem wpływowego węgierskiego polityka Józsefa Szájera, znanego homofoba, jednak publiczne media na Węgrzech o skandalu... w ogóle nie wspominają. Zamiast tego skupiają się na oświadczeniu Szájera, który miał wziąć udział w "domowym przyjęciu". Sugeruje się, że wrobił go... zagraniczny wywiad.
"Gejowski gangbang" w Brukseli wstrząsnął Węgrami. József Szájer, prawicowy polityk znany z homofobicznych wypowiedzi, jeden z założycieli rządzącej partii Fidesz i europoseł, tydzień temu wziął udział w seksparty z udziałem samych mężczyzn. Gdy orgię przerwała policja, miał... próbować ucieczki po rynnie.
Sam polityk – który przed wypłynięciem sprawy podał się do dymisji – potwierdził, że brał udział w "domowym przyjęciu" i przeprosił jedynie za złamanie zakazu zgromadzeń z powodu pandemii koronawirusa. Potem zapadł się pod ziemię, ale afera wcale nie ucichła – przynajmniej w niezależnych mediach.
Tymczasem prorządowe i publiczne media na Węgrzech, niczym "Wiadomości" czy TVP Info, przedstawiły zupełnie inną wersję wydarzeń, o czym pisze portal EUobserver. "Afera z Szájerem pokazuje, w jakim stopniu rząd Węgier kontroluje narrację polityczną w kraju, w którym niezależne media są atakowane od dziesięciu lat" – czytamy.
Węgierskie media publiczne o Szájerze
EUobserver zauważa, że we wtorek 1 grudnia, czyli w dzień wybuchu skandalu w Brukseli, w głównym wydaniu serwisu informacyjnego zacytowano jedynie oświadczenie Józsefa Szájera i jego przeprosiny z powodu złamania obostrzeń epidemicznych. O samym seksparty uparcie milczano.
Również w serwisie informacyjnym MTI poinformowano o oświadczeniu polityka. Sprawie nie nadano jednak żadnego szerszego kontekstu. W artykule można było przeczytać, że Szájer przyznał się do wzięcia udziału w przyjęciu domowym oraz zaprzeczył, że był pod wpływem narkotyków. Pigułka ecstasy w jego torbie miała... nie należeć do niego.
Na stronie internetowej telewizji prorządowej we wtorek pojawił się z kolei duży artykuł pod tytułem "Nigdy wcześniej żaden węgierski premier nie cieszył się taką popularnością", w którym chwalono się świetnymi dla Viktora Orbána sondażami.
Sytuacja nie zmieniła się w środę 2 grudnia. W kontrolowanych przez rząd serwisach cytowano jedynie słowa Szájera i dalej nie napomknięto o gejowskim seksparty. Szybko zaczęto jednak podważać działania belgijskiej policji i sugerować, że polityk partii rządzącej Fidesz został wrobiony przez... zagraniczne służby wywiadowcze.
Gdy tego samego dnia sprawę zaczęli drążyć dziennikarze niezależnego portalu Telex.hu i pojawili się przed budynkiem w Budapeszcie, w którym odbywała się pilna narada Fideszu w sprawie skandalu, policja odcięła im dostęp do ministrów i otoczyła cały budynek. Warto podkreślić, że Telex.hu powstał kilka miesięcy temu z inicjatywy redaktorów i reporterów, którzy odeszli z największego niezależnego serwisu na Węgrzech Index.hu, gdy kontrolę przejął nad nim rząd.
Jedynie jeden prorządowy portal Pesti Srácok spekulował, że afera z udziałem Szájera może wpłynąć na poparcie prawicowego Fideszu w wyborach parlamentarnych w 2022 roku – zaznacza EUobserver.
Jak podkreśla w rozmowie Gábor Polyák z think tanku Mérték Media Monitor, tylko jedna trzecia badanych Węgrów czepie informacje z różnych źródeł. Aż 80 procent spośród pozostałych dwóch trzecich korzysta praktycznie wyłącznie z prorządowych mediów. Ci nie mieli szansy dowiedzieć się ze stacji i serwisów publicznych o gejowskiej orgii homofobicznego polityka, gdyż ten "szczegół" skrupulatnie pomijano.