"Wynajmuję schowek na narty, stolik do pracy i zapisuję się na warsztaty barmańskie. Czyli wyjeżdżam z rodziną w góry, zamawiam miejsce w restauracji i drinka. Tak obchodzi się rządowe zakazy w czasie pandemii" – pisze Małgorzata Święchowicz w najnowszym wydaniu "Newsweeka".
Państwo podziemne – taki obraz Polski w czasach ograniczeń związanych z koronawirusem kreśli dziennikarka tygodnika. W swoim tekście podaje przykłady na to, że bary, restauracje, siłownie i hotele, które według aktualnych rozporządzeń rządu powinny być puste w czasie epidemii, tak naprawdę tętnią życiem. Jedne w ukryciu, inne sprytnie omijając dziurawe prawo.
Jak pisze Święchowicz, pomoc dla przedsiębiorców, którzy musieli zamknąć swoje biznesy z powodu koronawirusa, jest przyznawana wybiórczo. Dlatego ci, którzy się na nią nie załapali, kombinują co zrobić, by nie zbankrutować. – W tym podziemiu i w tej atmosferze tajemnicy czujemy się trochę jak partyzanci – mówi dziennikarce barman, który po tajniacku robi drinki klientom w piwnicy w centrum Warszawy.
Ale są też bary, które działają na legalu. Przyjmują uczestników na dwugodzinne warsztaty barmańskie połączone z degustacją. Dzięki temu wytrychowi nie muszą się kryć z tym, że obsługują klientów. Wszyscy mają już dość siedzenia w domu.
Z kolei hotele położone w turystycznych miejscowościach zapraszają chętnych do pracy zdalnej w pięknych okolicznościach przyrody. Rachunki bowiem nie zapłacą się same, gdy pokoje są puste. Wiele firm ostentacyjnie puszcza oko do klientów i nęci ich skorzystaniem z rozrywki mimo koronawirusa i rządowych zakazów.
– Ludzie są kreatywni i widząc absurdalne zarządzenia, próbują im się nie dać. Szukają rozwiązań – mówi Michał Bartoszuk z La Cafe, restauracji w centrum Chełma. Inny rozmówca, prawnik, zwraca uwagę na to, że rząd PiS zamyka firmy nielegalnie, gdyż robi to rozporządzeniami, a nie ustawami.
Więcej na ten temat można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Newsweek Polska".