
Marta Grycan twierdzi, że jest "antyfeministką", a w kwestii relacji damsko-męskich popiera "tradycyjny podział ról". Nie wyobraża sobie też, żeby miała płacić na randce. To kolejna, po Perfekcyjnej Pani Domu, tak silnie odcinająca się od feminizmu gwiazda.
"chce być adorowana, dostawać kwiaty i czuć się przy swoim mężczyźnie jak księżniczka".
Jestem konserwatywna w sprawach damsko-męskich. Nie wyobrażam sobie, by na randce kobieta płaciła za siebie. Hołduję szarmanckim zachowaniom panów, jak otwieranie drzwi, całowanie w rękę. Pod tym kątem jestem staromodna.
To już druga taka, po Perfekcyjnej Pani Domu Małgorzacie Rozenek, głośna wypowiedź w ostatnim czasie odcinająca się od feminizmu. Czyżby bycie "tradycyjną" bardziej opłaca się jako lans dla gwiazd? Rozmawiamy o tym z Aurelią Szokal-Egierd, dyrektorem zarządzającym agencji Brand Support.
Gdybym czytała tabloidy i wierzyła ślepo w to, co się w nich ukazuje, pewnie myślałabym, że Marta Grycan to gruba i złośliwa baba, która usiłuje odebrać mi „moje” programy. Uwierzyłabym w to, że Hanna Lis staje na głowie, żeby odbić mi mój felieton w „Newsweeku”, że Magda Mołek jest wredna, a Edward Miszczak mnie nienawidzi. Pewnie bym uwierzyła, gdybym tych ludzi nie znała. A że znam, wiem, jaka jest prawda.
CZYTAJ WIĘCEJ


