Marta Grycan twierdzi, że jest "antyfeministką", a w kwestii relacji damsko-męskich popiera "tradycyjny podział ról". Nie wyobraża sobie też, żeby miała płacić na randce. To kolejna, po Perfekcyjnej Pani Domu, tak silnie odcinająca się od feminizmu gwiazda.
Marta Grycan oświadcza światu: "Jestem antyfeministką, kibicuję tradycyjnemu podziałowi ról. Mężczyzna ma zapewnić bezpieczeństwo, ale kobieta ma zadbać o rodzinę". W rozmowie z magazynem "Flesz" Grycanka stwierdza też, że każda kobieta
"chce być adorowana, dostawać kwiaty i czuć się przy swoim mężczyźnie jak księżniczka".
To już druga taka, po Perfekcyjnej Pani Domu Małgorzacie Rozenek, głośna wypowiedź w ostatnim czasie odcinająca się od feminizmu. Czyżby bycie "tradycyjną" bardziej opłaca się jako lans dla gwiazd? Rozmawiamy o tym z Aurelią Szokal-Egierd, dyrektorem zarządzającym agencji Brand Support.
To już kolejna deklaracja celebrytki, która publicznie odcina się od feminizmu. Czyżby feminizm stał się w środowisku show-biznesowym passe?
Aurelia Szokal-Egierd: Myślę, że jest to przejaw raczej kryzysu wartości, przez jaki przechodzi świat. Kobiety w różnych dziedzinach zaczęły wchodzić drzwiami i oknami na podium, dyktować warunki, zarządzać sobą, innymi, zaczęły eliminować mężczyzn ze swojego życia, z polityki, biznesu. Tylko w imię czego? Większego ego? Prawdopodobnie niektóre z nich zaczęły się orientować, że zamiast cokolwiek zyskać
zaczynają tracić. Zamiast osiągnąć w ten sposób coś dobrego dla siebie, osiągają przytłoczenie obowiązkami. Wzięły na siebie odpowiedzialność za cały świat.
Można poważnie traktować takie deklaracje?
Celebrytki mają cudowną możliwość mówienia o tym głośno i ich komunikat ma szansę dotrzeć do szerokiego grona. Cieszę się, że są takie, które zauważają, że proporcje między płciami zaczęły się mocno zaburzać. I że cele kobiet mogą zostać osiągnięte niekoniecznie przez feministyczną wojnę, a po prostu przez szukanie porozumienia i równowagi. Ważne jest przede wszystkim, by każda swoje cele mogła poznać. A to podstawowy klucz do spełnienia. I każda kobieta ma prawo mieć te cele inne. Tak jak każdy człowiek – niezależnie od płci.
Czy tym samym feminizm stał się passe, również w show-bizie?
Nie wiem, czy feminizm jest passe. Dla mnie on nigdy nie był na topie – przynajmniej w tym wojowniczym wydaniu. A dla gwiazd? Zgodnie z przekonaniem "wyróżnij się lub zgiń" deklaracja bycia "tradycyjną" może być bardzo prostym elementem strategii biznesowej. Wszystkie celebrytki wojują – to ja się odróżnię. Na razie mamy raptem dwie celebrytki, które głośno bronią tradycyjnego podziału ról, przy czym Marta Grycan wypada na tym polu dużo bardziej wiarygodnie. Trudno to nazwać jeszcze trendem, ale w trend może się przerodzić.
Na gwiazdach – czy tego chcą czy nie – spoczywa ogromna odpowiedzialność za kreowanie postaw społecznych. Z przyjemnością będę obserwować, w którym kierunku to się rozwinie.
Czemu więc, jeśli to przemyślana strategia, akurat linia konserwatywna? Bycie "tradycyjną" ogólnie bardziej się opłaca, bo takie są preferencje Polaków, czy też może tylko niektóre z gwiazd obierają taki image, żeby przypodobać się konkretnym odbiorcom?
O to należałoby zapytać obie panie. Być może są marionetkami mediów i stoi za tym czysty cel biznesowy, a być może są po prostu odpowiedzią na wspomniany wcześniej kryzys wartości rodzinnych, wartości relacji damsko-męskich w ogóle. Wolę wierzyć w tę drugą wersję. Ale jak jest naprawdę – wiedzą tylko one.
W przypadku wersji wizerunkowej, może jest to kwestia programu, który teraz dostała Marta Grycan? Próbuje się uwiarygodnić?
Jeśli jest to zaplanowana strategia i – co ważniejsze – rzeczywiście spójna ze światem wartości pani Grycan, to chwała jej za to. A jeśli nie ma nic wspólnego z rzeczywistością – będzie to miało krótkie nogi i prędzej czy później się o tym dowiemy. Osobiście boję się myśleć, jak będzie wyglądał świat, jeśli obecny, już mocno agresywny pęd kobiet do robienia wszystkiego i odznaczania swojego śladu nabierze jeszcze większej mocy. Do czego posuniemy się w procesie mentalnej kastracji mężczyzn? Gdzie wówczas będą mężczyźni? Czy w ogóle będą? A może wyginą jak dinozaury...
Jestem konserwatywna w sprawach damsko-męskich. Nie wyobrażam sobie, by na randce kobieta płaciła za siebie. Hołduję szarmanckim zachowaniom panów, jak otwieranie drzwi, całowanie w rękę. Pod tym kątem jestem staromodna.
Gdybym czytała tabloidy i wierzyła ślepo w to, co się w nich ukazuje, pewnie myślałabym, że Marta Grycan to gruba i złośliwa baba, która usiłuje odebrać mi „moje” programy. Uwierzyłabym w to, że Hanna Lis staje na głowie, żeby odbić mi mój felieton w „Newsweeku”, że Magda Mołek jest wredna, a Edward Miszczak mnie nienawidzi. Pewnie bym uwierzyła, gdybym tych ludzi nie znała. A że znam, wiem, jaka jest prawda. CZYTAJ WIĘCEJ