Komentarze po ostatnim szczycie Rady Europejskiej są mieszane. Generalnie panuje zadowolenie z przyjęcia budżetu UE, ale są tacy, którzy krytykują, że Unia dała Polsce i Węgrom furtkę, żeby opóźnić stosowanie mechanizmu praworządności. Główny negocjator PE ws. praworządności wyjaśnia jednak, że nie ma mowy o żadnych opóźnieniach.
"Dużo szumu na temat opóźniania stosowania mechanizmu praworządności. Oto, co WIEM: Trybunał Unii Europejskiej nada priorytet sprawom Węgier i Polki. Spójrzcie, jak szybko przeanalizowano artykuł 50. dot. Brexitu. A po werdykcie regulacja przyjrzy się ich działaniom retrospektywnie od 1 stycznia. Tak więc NIE BĘDZIE OPÓŹNIEŃ" – napisał na Twitterze Petri Sarvamaa, główny negocjator PE ws. budżetu i praworządności.
– Reszta Unii jest już zmęczona słuchaniem narzekań ze strony rządu w Polsce i na Węgrzech o tym, jak są szantażowani w sprawie praworządności, a jednocześnie powtarzają, że nie mają żadnego problemu z praworządnością. To po prostu nie ma żadnego sensu – mówił w rozmowie z TVN24 Petri Sarvamaa.
To dawałoby w założeniu około dwa lata spokoju, ponieważ tyle przeciętnie trwają takie rozprawy przed Trybunałem. I takiego czasu potrzebuje bowiem Orban, gdyż Węgry od lat toczą walkę z UE w związku z kilkoma sprawami o poważne nieprawidłowości w wykorzystaniu wspólnotowych funduszy, a on w 2022 roku bedzie starał się o reelekcję.
Zapowiedź "żadnych opóźnień" w rozprawach dot. praworządności, o której pisze Sarvamaa sprawia, że nawet premier Węgier nic ostatecznie nie ugrał na ostatnim szczycie RE.