Dla tych, którzy nie śledzili ostatnio sprawy zapowiedzi weta unijnego budżetu przez Polskę i Węgry przygotowaliśmy małe podsumowanie najważniejszych kwestii. Tłumaczymy, co tak naprawdę przyjęto podczas szczytu Rady Europejskiej w Brukseli i dlaczego to Viktor Orbán okazał się zwycięzcą tego pojedynku.
W czwartek podczas szczytu Rady Europejskiej w Brukseli przywódcy wszystkich 27 krajów wspólnoty przyjęli budżet Unii Europejskiej na lata 2021-2027, w którym znalazł się fundusz odbudowy dla gospodarek poszkodowanych przez pandemię koronawirusa. Wśród jego sygnatariuszy znalazły się Polska i Węgry, chociaż wcześniej zagroziły zawetowaniem ustawy budżetowej.
Polsce i Węgrom się to nie spodobało, ponieważ obu tym państwom Unia Europejska od lat wytyka nieprzestrzeganie rządów prawa. Jeśli chodzi o kraj nad Wisłą – temat ten rozpoczął się w 2016 roku. Dlatego też oba kraje zagroziły wetem budżetu UE, gdyż przyjąć go można tylko jednomyślnie.
Ale niektóre kraje wspólnoty, takie jak Holandia, nie przejęły się "straszakiem" Warszawy i Budapesztu. Zaczęły szukać rozwiązań, które pozwoliłyby obejść weto tych krajów. Jednym z rozwiązań było podanie Polski i Węgier do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, innym – wykluczenie obu krajów z udziału w podziale unijnej kasy.
Co w kompromisie chcieli zawrzeć Orban i Morawiecki?
W konkluzjach nie znalazły się żadne poprawki do mechanizmu praworządności, ale zaproponowano dołączenie do pakietu dokumentu uściślającego, pod jakimi warunkami będzie można ów mechanizm uruchomić.
Przede wszystkim dodano w nim furtkę, która pozwala na około 2 lata zatrzymać wdrażanie mechanizmu przez Komisję Europejską, jeśli jakieś państwo członkowskie zakwestionuje legalność jego stosowania w danej sprawie przed TSUE. Dodano zapis, że "Rada Europejska będzie dążyła do wypracowania wspólnego stanowiska", kiedy ukarany kraj będzie chciał przedyskutować problem.
I na końcu ustalono też, że mechanizm będzie miał zastosowanie wyłącznie do nowego budżetu UE na lata 2021-2027 oraz do funduszu odbudowy. To oznacza, że poprzednie płatności i budżety nie będą mu podlegały.
Co udało się osiągnąć Polsce i Węgrom?
Wszystkie trzy zapisy zostały przyjęte, ale dla Polski nie ma to żadnego znaczenia. Od samego początku, czyli od lipca 2020 roku spór z UE na temat mechanizmu praworządności miał dla rządu w Warszawie wymiar jedynie symboliczny, a i tak nie udało mu się obalić zapisów wspomnianego mechanizmu. Nie zmieniono w nim ani przecinka. Nadal jest w nim zawarta ściśle określona definicja praworządności i jej przestrzegania.
Ale zarzuty wobec Polski w tej materii są bardziej na gruncie prawnym – braku skutecznej kontroli sądowej i upolitycznienia sądów, niż na gruncie finansowym i gospodarczym. Co innego na Węgrzech. Tam od lat toczy się walkę z UE w związku z kilkoma sprawami o poważne nieprawidłowości w wykorzystaniu wspólnotowych funduszy.
Węgrom groziło więc realne i natychmiastowe zastosowanie mechanizmu praworządności. I już sam zapis o możliwości zakwestionowania przed TSUE decyzji Komisji Europejskiej, co da Budapesztowi dwa lata spokoju, jest wielkim zwycięstwem Viktora Orbána. Dlaczego? W 2022 roku będzie się starał o reelekcję, więc to dla niego dość kluczowa sprawa.
Zarówno Morawiecki, jak i Orbán zapowiedzieli już, że zwrócą się do TSUE z pytaniem, czy mechanizm praworządności w ramach pakietu budżetowego jest zgodny z prawem. Widać jednak, że po raz kolejny to Polska gra dla Węgier, a nie na odwrót.