Głos niezadowolonych z działań rządu dawno nie był tak silny. Ma to potwierdzić sobotni marsz organizowany przez PiS i środowiska bliskie partii. Marek Rymkiewicz twierdzi nawet, że ten marsz to ostatnia szansa szansa na uniknięcie rewolucji i zmianę władzy pokojowymi metodami.
Próbkę tego, jak wyglądają protesty w Polsce, już mieliśmy nieraz. Płonące opony, zniszczone miasto, niekiedy również mienie prywatne – chociażby samochody. Szczytem było zamknięcie posłów w parlamencie przez związkowców z "Solidarności", którzy protestowali przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego.
Marek Rymkiewicz twierdzi zaś, że jeśli teraz Polska się "nie obudzi" dzięki sobotniemu marszowi, to trzeba będzie wyjść na barykady z butelką benzyny. Ale, jak wynika z naszej rozmowy z prof. Andrzejem Antoszewskim, politologiem z Uniwersytetu Wrocławskiego, raczej nam to nie grozi.
Prof. Andrzej Antoszewski: Często wiążemy rewolucję z formą wydarzeń. Gwałtowne zamieszki, rebelie – to się nam kojarzy z rewolucją. I takie były klasyczne przykłady rewolucji: francuska czy październikowa.
Ale była też chwalebna rewolucja w Anglii, która niosła głębokie zmiany. I właśnie na tym polega rewolucja. Jest to wydarzenie, które prowadzi do bardzo głębokich zmian
Chwalebna rewolucja w Anglii
Nazywana również "bezkrwawą". W 1688 roku parlament brytyjski, zmęczony panowaniem Stuartów, usunął z tronu króla Jakuba II. Na jego miejsce sprowadzono Wilhelma III Orańskiego, męża Marii Stuart. Wszystkiego dokonano bez rozlewu krwi. Chwalebna rewolucja zakończyła się w 1689 roku podpisaniem tak zwanego "Bill of rights", dającego parlamentowi faktyczną władzę. Tym samym ustanowiono wówczas pierwszą monarchię parlamentarną na świecie.
porządku społecznego, ale przede wszystkim politycznego. Wystarczy spojrzeć na Jesień Narodów w 1989 roku. Wtedy przeobrażenia, z nielicznymi wyjątkami, nie wiązały się z przemocą.
Czy da się znaleźć jakąś regułę, określającą przyczyny wybuchów rewolucji?
W każdym przypadku o rewolucji decydowało co innego, ale da się wyróżnić dwa czynniki niezbędne do jej przeprowadzenia. Pierwszy to niewydolność porządku społeczno-politycznego, a drugi – uświadomienie sobie tej niewydolności. Na skutek tych dwóch rzeczy rodzą się grupy niezadowolonych, które jeśli znajdą odpowiednie zasoby, to mogą to przekuć w rewolucję.
Zasoby, to znaczy – odpowiednio dużą siłę, liczbę ludzi?
Siła niezadowolonych to jeden czynnik, ale równie ważna jest też słabość starego porządku. Widać to po rewolucji bolszewickiej, gdzie była ona możliwa dzięki właśnie słabemu systemowi.
Można też spojrzeć w ten sposób: w Polsce wobec władzy powstał ruch oporu, ruch społeczny "Solidarność", ludzie się organizowali. W Czechosłowacji tego nie było, ale wystarczyła iskra do rewolucji (nazywanej "aksamitną" – przyp. red.), bo tam po prostu
stary ład społeczno-polityczny był słaby.
Da się stwierdzić, że jakaś metoda zawsze skutecznie prowadzi do rewolucji? Markowi Rymkiewiczowi chyba zdaje się, że butelki z benzyną i wyjście na barykady niechybnie doprowadziłoby do zmiany w Polsce.
Żadna metoda nie gwarantuje zmiany, przemoc również, bo rewolucje dokonują się nie tylko przez przelew krwi. Choć pan Rymkiewicz jest zwolennikiem teorii, że to właśnie przelewy krwi kształtują historię. Ale jeśli nawet najbardziej radykalna forma protestu nie pociągnie za sobą masowo ludzi, to prowadzi to tylko do eskalacji konfliktu, a nie jego rozwiązania.
Przy mówieniu o metodzie trzeba też zadać pytanie: na ile niezadowolenie jest powszechne? Bo to, że są ludzie skłonni do protestu, wychodzenia na ulice, nie odnosi
Aksamitna rewolucja w Czechosłowacji
Wydarzenia w Czechosłowacji w 1989 roku. Seria protestów i zmian politycznych, które doprowadziły w tym kraju do obalenia komunizmu i transformacji ustrojowej. Aksamitna rewolucja wybuchła już po pierwszych zmianach i ustąpieniach władzy w Polsce, na Węgrzech i w NRD.
się tylko do Polski. Wystarczy spojrzeć na Hiszpanię, ogólnie ruch oburzonych.
W Polsce niezadowolenie jest powszechne? Mogłoby dojść do rewolucji? Teraz przecież protestują środowiska skupione głównie wokół PiS-u, katastrofy smoleńskiej, "Solidarności". Mają wystarczającą siłę?
Jeżeli mierzyć ich siłę politycznie aktywnych i niezadowolonych, możemy oprzeć się o wybory z ostatnich kilku lat. Niezadowoleni to około jedna czwarta wyborców, popierających najbardziej radykalny odłam opozycji, jakim obecnie jest PiS. Większość ludzi jednak akceptuje ogólny kierunek przemian, choć część z nich może się przyłączać do protestów. Ale do rewolucji w Polsce nie wystarczy mała iskra, muszą być spełnione pewne warunki.
Jakie warunki?
Po pierwsze, potrzeby muszą być istotnie większe niż ich rzeczywisty poziom zaspokajania. Po drugie, niezadowolenie musi być powszechne. Kryzys w Polsce jednak nie sięgnął jeszcze tak daleko. Nawet jeśli na ten marsz w sobotę 29 września
przyjdą dziesiątki tysięcy ludzi, to nie jest to żaden obiektywny miernik niezadowolenia. A tym bardziej tego, czy ludzie byliby gotowi przelewać swoją krew, oddać życie, poświęcić się rewolucji.
Spełniamy te warunki?
Moim zdaniem nie. Optymizm Polaków wzrasta, jak dowodzą badania prof. Janusza Czaplińskiego, choć zawsze będzie pokaźna grupa niezadowolonych. Ale jeśli generalnie nastroje się polepszają i kierunek przemian jest akceptowany, to to na pewno nie sprzyja rewolucji.
Na szczęście system demokratyczny jest taki, że jeśli władza robi coś źle, jest niewydolna, to można ją zmienić na drodze wyborów, a nie rewolucji. Na tym właśnie polega demokracja, że można zmienić władzę bez rozlewu krwi.
A jak pan ocenia odwoływanie się do "butelek z benzyną" i barykad, hasła tego typu? "Solidarność" już i bez tego zamknęła posłów w Sejmie i paliła opony w centrum miasta.
Wszędzie tam, gdzie odwołujemy się do emocji tłumu, trzeba pamiętać, że potem nie da się nad tym zapanować. Z pobicia i zniszczenia nie wynikają zmiany. Same zamieszki idą w tę bardziej destrukcyjną, niż konstruktywną stronę.
Z drugiej strony, kiedy zawodzą dialogi i konsultacje, rodzi się pokusa, by przerwać węzeł gordyjski jednym cięciem. Do tego cięcia trzeba jednak wspomnianych wcześniej zasobów, a których obecnie w Polsce nie ma.
Reklama.
Prof. Andrzej Antoszewski
Politolog, Uniwersytet Wrocławski
Na szczęście system demokratyczny jest taki, że jeśli władza robi coś źle, jest niewydolna, to można ją zmienić na drodze wyborów, a nie rewolucji. Na tym właśnie polega demokracja, że można zmienić władzę bez rozlewu krwi.