Michał Sporoń to nauczyciel języka polskiego na którego doniosła do kuratorium posłanka Barbara Dziuk (PiS). W ramach Strajku Kobiet polonista i jednocześnie radny powiatu zapalił znicz przed jej biurem.
Michał Sporoń to nauczyciel języka polskiego, na którego doniosła do kuratorium posłanka Barbara Dziuk (PiS). W ramach Strajku Kobiet polonista i jednocześnie radny powiatu zapalił znicz przed jej biurem. fot. Katarzyna Majsterek / archiwum prywatne

- Nie dam się zastraszyć - mówi Michał Sporoń, nauczyciel języka polskiego, który w ramach Strajku Kobiet m.in. protestował przed biurem posłanki Barbary Dziuk. Parlamentarzystka partii rządzącej doniosła na niego do kuratorium. Teraz polonista ma zarzuty dyscyplinarne. Władza zarzuca mu naruszenie Karty Nauczyciela.

REKLAMA
Anna Dryjańska: Boi się pan?
Michał Sporoń: Po mnie to spływa. Boję się o moją starszą mamę, która by się zmartwiła tym zamieszaniem, gdyby to do niej dotarło. Niepokoję się o osoby mi bliskie, o siebie nie. Mam doświadczenie polityczne, jestem radnym powiatu. Pewnie dlatego odczuwam spokój.
Do jakiej partii pan należy?
Jestem przedstawicielem bezpartyjnego komitetu Inicjatywa Obywatelska. Jestem dumny z tego, że dostałem najwięcej głosów w okręgu. To mi daje siłę.
posłanka Barbara Dziuk (PiS)
fragment donosu do kuratorium w Katowicach

"(...) Widziałam w tłumie nauczyciela. Agresja tłumu, wulgaryzm i podpalanie zniczy przy głównym wejściu do mojego biura mogły doprowadzić do tragedii (...).

Taką postawę (rzekome namawianie uczniów do udziału w Strajku Kobiet - red.) należy napiętnować i potraktować z najwyższym wyciągnięciem konsekwencji prawnych, łącznie z zakazem wykonywania zawodu nauczyciela (...)".

Czyli donos posłanki Dziuk do kuratorium jest panu na rękę? Taki rozgłos jest przydatny w karierze politycznej.
Jestem radnym drugi raz i już nie będę startował. Uważam, że jak się czegoś nie zrobi przez dwie kadencje, to się tego nie zrobi w ogóle. Dlatego jestem za tym, by radni i posłowie mieli limit dwóch kadencji, tak jak prezydenci miast i burmistrzowie. Inaczej te stanowiska zmieniają się w synekury.
Marzę o tym, by do polityki, od tej samorządowej poczynając, weszli moje uczennice i uczniowie. Dotychczas się tym nie interesowali. To się jednak zmieniło. Strajk Kobiet doprowadził do czegoś niespotykanego - na ulice Tarnowskich Gór wyszły protestować setki ludzi, głównie młodych. To przełom. Oby na tej fali młodzież ruszyła do polityki.
Liczy się pan z tym, że kuratorium może zdecydować, że już pan nie będzie nauczycielem?
Muszę się z tym liczyć. Jestem jednak dobrej myśli. Mam wielkie wsparcie od bliskich, sąsiadów, uczniów… Nie takie rzeczy już w mojej rodzinie przeżywaliśmy.
To znaczy?
Jestem z nauczycielskiej rodziny. Moja mama, nauczycielka matematyki, w PRL-u była przesłuchiwana na milicji za to, że wychowuje młodzież w duchu obywatelskim. Nie tylko uczyła liczenia, ale i etycznego zachowania.
Wujek, nauczyciel historii i geografii, był internowany w stanie wojennym. Władze uznały go za wichrzyciela, bo wpajał młodzieży, że należy być przyzwoitym i sprzeciwiać się, gdy dzieje się coś złego.
Ojciec też miał kłopoty w PRL-u, bo strajkował w fabryce Fazos.
Skoro oni dali radę, to ja też dam.
Zna pan posłankę PiS, która poskarżyła się na pana do kuratorium?
Tak, całkiem dobrze. Każde z nas prowadziło swego czasu uniwersytet trzeciego wieku, więc połączyliśmy siły. To była bardzo rzeczowa współpraca - nie rozmawialiśmy o innych kwestiach, bo ja znałem jej poglądy, a ona moje. Mam wrażenie, że jest bardzo oddana partii, że należy do niej, bo wierzy w jej program, a nie dla pieniędzy.
To osoba życzliwa, która lubi być rozpoznawana i pojawia się na każdej imprezie, rozmawia, przytula ludzi, a oni do niej lgną. Czy rozwiązuje ich problemy? Tego nie wiem.
Nie słyszałem, żeby komuś oprócz mnie kiedyś zaszkodziła. Zresztą ściga mnie nie pierwszy raz. Dwa lata temu nasłała na mnie Ordo Iuris za to, że chcieliśmy zorganizować w szkole debatę w ramach Tęczowego Piątku. Musiałem tłumaczyć się dyrekcji. Wydarzenie się nie odbyło.
To, co mnie dziwi, to to, że pani Dziuk, która wszędzie mówi, jak bardzo ceni dialog, blokuje na Facebooku każdego, kto napisze jej coś innego niż "brawo". Lokalny tygodnik "Gwarek" kilka razy zapraszał ją do debaty ze mną. Bez skutku.
Dlaczego teraz padło akurat na pana?
Myślę, że dlatego, iż posłanka rozpoznała mnie w tłumie, który zapalał znicze przed jej biurem. Zobaczyła znajomą twarz i tyle.
Zamieszczał pan na Facebooku wulgarne treści? Bo to chce zbadać kuratorium.
Zamieściłem cytat z cenionej książki socjologicznej “Gry więzienne” Marka M. Kamińskiego, a konkretnie słowa o tym, że jak ktoś donosi w więzieniu, to już do końca jest cwelem. Jeśli jakaś osoba wzięła to do siebie, to już jest kwestia jej interpretacji.
Posłanka Dziuk zarzuca też strajkującym stworzenie zagrożenia pożarowego.
To ciekawe, bo strażacy, którzy byli na miejscu, nie dopatrzyli się niebezpieczeństwa. Po wszystkim zgasiliśmy znicze.
Policja z Tarnowskich Gór też nie miała do nas zastrzeżeń. Eskortowała nas, a my dawaliśmy policjantom kwiaty. To specyfika małych miejscowości, tu wszyscy się znają choćby z widzenia.
Ale kilka dni temu to się zmieniło. Teraz ściągają do nas policję z Katowic. Zaczęło się legitymowanie, spisywanie… A przecież to pokojowy protest.
Krzyczał pan “wypie*dalać”?
W duchu. Mam nadzieję, że za myślozbrodnię jeszcze nie wsadzają. A zanim pani spyta, skąd u mnie ten wewnętrzny krzyk, to powiem, że kiedyś prosiliśmy, a teraz proszenie się skończyło.
Uczestniczę w Strajku Kobiet, bo zostałem nauczony, że o prawa osób dyskryminowanych trzeba walczyć. I nie namawiałem do udziału moich uczniów - sami chcieli to zrobić. Dla mnie jest oczywiste, że kobiety o sobie decydują i nikt nie powinien się tu wtrącać.
Nie dla wszystkich mężczyzn jest to oczywiste. Nawet nie dla wszystkich kobiet.
Lata temu jako młody chłopak patrzyłem na to, co się dzieje z moją mamą, gdy jej ciąża zakończyła się martwym urodzeniem, a dwa lata wcześniej urodziła dziecko z ciężką wadą genetyczną, które umarło po tygodniu. Mama ledwo to przeżyła. Nie chciała z nami o tym rozmawiać.
Wtedy nie było powszechnie wiadomo o czymś takim jak depresja, widziałem jednak, że dzieje się z nią coś bardzo złego. Nie wyobrażam sobie, by do czegoś takiego były zmuszone inne kobiety, w tym moje uczennice.
A jak na tę całą historię reagują pana wychowankowie?
Dostaję od nich sporo wsparcia. To bardzo miłe. Dwie klasy napisały list solidarnościowy w mojej obronie. Zrobili to sami, z własnej inicjatywy. Od początku nauki mówiłem: twoja ocena zależy od wiedzy, a nie od poglądów.
Nie martwi się pan tym, jak ta sytuacja na nich wpłynie?
Nie. O uczniów się nie martwię, mają swoją mądrość. I nie chodzi mi tylko o to, że II LO im. Stanisława Staszica należy do pierwszej dziesiątki najlepszych na Śląsku. Sam też sporo się od młodych nauczyłem: przede wszystkim pokory, ale też uznania, że rozumieją więcej niż nam się wydaje i są silniejsi niż przypuszczamy.
Czy przesłuchanie w kuratorium jakoś zmieni pana aktywność obywatelską?
Nie dam się zastraszyć - 13 grudnia też uczestniczyłem w Strajku Kobiet. Pojawię się też na kolejnych. Jestem to winny zwłaszcza moim wyborczyniom i uczennicom.

Napisz do autorki: anna.dryjanska[at]natemat.pl