
Na pierwszych stronach tabloidów i rozmaitych internetowych portali plotkarskich znalazła się ostatnio "szokująca" informacja: Lady Gaga przytyła! Gaga, zamiast kajać się i wstydzić, w odpowiedzi zamieściła w sieci swoje zdjęcia w samej bieliźnie i podpisała jej odważnym wyznaniem: Mam bulimię i anoreksję od 15 roku życia. Tym samym zaczęła kampanię mającą promować samoakceptację. Nazwała ją BODY REVOLUTION 2013.
REKLAMA
BODY REVOLUTION 2013 działa na stronie Little Monsters oraz na specjalnym koncie na Twitterze.. To tam znajduje się domowa "sesja" Gagi, która pokazuje, jak teraz, po przybraniu na wadze, wygląda jej ciało. Nie widać dużej różnicy – jest po prostu bardziej zakrąglona niż w czasach telefysku do "Born this way". Widać też, że są to zdjęcia, które były stylizowane. Gaga wciąga brzuch, pręży się i ustawia tak, by wypaść jak najlepiej. Bardziej "okrutne" są zdjęcia z jej koncertu w Amsterdamie, na których widać okrągły brzuch, "boczki" i obwisłe pośladki. Nikt jednak chyba nie wymagał od Gagi, żeby maksymalnie się oszpeciła wrzucając na littlemonsters.com swoje zdjęcia rozpoczynające kampanię.
Born this way
Najważniejszy jest raczej fakt, że zarówno z cialem fotografowanym przez koncetowych fotografów, jak i z ciałem ze swoich autoporteretów jest pogodzona, a przynajmniej tak deklaruje. Wyznała, że jest "zaprzyjaźniona" ze swoimi wahaniami wagi, bo od ponad 10 lat choruje na bulimię i anokresję, które nie pozwalają jej trzymać cielesnej równowagi. Ekshibicjoznim? Głupota? Nakłanianie do złych nawyków? Nowy sposób na promocję, bo płyta gorzej się sprzedaje? Oszustwo, które służy tylko i wyłącznie temu, żeby "napędzić" sobie fanów, którzy mają naprawdę bolesne problemy ze swoim ciałem?
Na pewno jest to performance – bez niego, bez persony, nie ma Lady Gagi. Nie obchodzi mnie więc, czy Gaga naprawdę ma bulimię i anoreksję, tylko to, czy fakt, że tak deklaruje, naprawdę zmieni coś więcej niż poziom sprzedaży jej singli i czytalność plotkarkich portali.
Gaga zachęca swoich fanów, żeby poszli za jej przykładem i umieszczali na koncie BODY REVOLUTION zdjęcia swoich ciał – niezależnie od ich kształtu, rozmiaru i mankamentów. Żeby pokazali, że są z nich dumni. "Moje zmiany wagi dręczyły mnie od dzieciństwa. Żadna pomoc nie pozwoliła mi się wyleczyć. Dokonaliście tego dopiero Wy". Gaga wierzy, że wspólnota "little monsters", która pomogła jej samej, pomoże także innym "potworkom" w akceptacji samych siebie. Mierzy wysoko – zależy jej na stworzeniu społecznego ruchu na rzecz akceptacji ciała, które przecież jest "born this way". Przy czym, dla Gagi, performerki, w "born this way" nie chodzi tylko o narodziny biologiczne, ale głównie o decyzję jaką podejmujesz odnośnie własnej tożsamości. Decyzję o tym, aby nie przyjmować pozycji przepraszającej i aspirującej do nieuchwytnego ideału, ale pozycję autonomiczną.
Manifest dla wykluczonych
Popowa twórczość Gagi, a szczególnie jej filozofia "born this way" przypomina mi esej biologa i filozofki feministycznej, Donny Haraway, który nosił tytuł "Manifest dla Cyborgów". Powstał w latach 70. jako tekst z półki akademickiej. Dzisiaj, świadomie czy nieświadomie, Gaga realizuje jego założenia w kulturze popularnej.
Według Donny Haraway koniec XX wieku, to ostatni moment, żebyśmy zrozumieli, że kategoria "potwora", której do tej pory była stosowana w kulturze do opisania tego co przerażające, niebezpieczne, nieznane, obce, dziwne, niemożliwe do dopasowania i oznaczenia – powinna zmienić wektor z negatywnego na pozytywny.
"Monstrualne" jest to, czego nie udaje nam się nazwać, co wymyka się jasnym definicjom, mówiąc potocznie to, co jest "ni psem ni wydrą", ani tym, ani tamtym do końca, nie pasuje do schematów i sztancy.
"Potworne" więc są osoby, które nie mają takiej seksualnosci jak większość, których ciało nie pasuje do dominującego kanonu, którzy są odmieni z powodu choroby, przypadłości, wypadku ale też wyboru na tyle, żeby widocznie różnić się od reszty populacji. Taki potwór musi się chować, ukrywać swoją tożsamość, kamuflować i żyć z etykietką brzydkiego, śmiesznego, żałosnego.
Donna Haraway pisze – zbuntujmy się! To "potwory" powinny być wzorem dla naszego postrzegania siebie, nie jego granicami. Pora przestać łudzić się, że istnieje jakaś normalność, jakiś ideał, jakaś stała tożsamość, jakiś punkt odniesienia. To iluzja, która zabiera nam wolność.
Tymczasem wszyscy jesteśmy wolni do tego, żeby być monstrualni i być z tego dumni. Monstrualni – czyli odporni na kategoryzacje, oceny i wartościowanie. Wszyscy ludzie to potwory: kombinacje kultury, natury, technologii. Potworne powinno teraz znaczyć: piękne.
Matka-Potwór i jej dzieci
I jeszcze Haraway: "Potwory zawsze określały granice zachodniej wspólnoty wyobraźni. Centaury i Amazonki starożytnej Grecji wyznaczały granice inności dla tego, co wyznaczło centrum normalności – greckiego mężczyzny. Dyskurs o tym co naturalne, nienaturalne, normalne i chore, był kluczowy dla formułowania się nowoczesnej tożsamości. Cyborgiczne potwory nowej ery pokazują nam tymczasem nowe polityczne możliwości i przesuwają granice fikcyjnej opowieści idealnego mężczyzny i idealnej kobiety"
Gaga powtarza Haraway na swój sposób nazywając siebie: Mother Monster i we wstępie do "Born this way" głosząc nadejście nowej rasy "little monsters", która będzie żyć w akceptacji i tolerancji, niezależnie od tego, jak wyglądają i w co wierzą jej przedstawiciele. To na pewno dość naiwna popowa ewangelia i być może mylą się zafascynowani pop gwiazdą intelektualiści, którzy analizują każdy jej ruch na portalu gagastigmata.com. Ale czy to ważne?
Według mnie ważna jest jedynie realna siła jej kampanii, możliwość realnej zmiany społecznego postrzegania osób "niesformatowanych". Być może uda jej się podobna sztuka, co fotografowi Rickowi Guidottiemu, który od wielu lat fotografuje osoby dotknięte chorobami genetycznymi tak, jak zwykle fotografuje się modelki. O jego organizacji "Positive Exposure" pisaliśmy kilka tygodni temu w naTemat.
Na jego zdjęciach jest widoczna osoba, a nie syndrom. Wszystko podobno zaczęło się od przepięknej, ale bardzo nieśmiałej albinoski, którą spotkał pewnego dnia na przystanku autobusowym. Kiedy zaprosił ją do studia, weszła zmieszana i zawstydzona. Kiedy jednak z niego wyszła, po skończonych zdjęciach, była silna i dumna. Jak mówi Guidotti ważne jest jednak nie tylko to, żeby przez czas zdjęć taka osoba czuła się piękna, ale czuła się taka także potem, kiedy wejdzie między ludzi, którzy się na nią gapią.
Mam wrażenie, że Gadze chodzi o to, żebyśmy nauczyli się jak się nie gapić, a tych, którzy się gapią mieć zwyczajnie gdzieś. Kiedy czytam komentarze przy jej tweetach, wydaje mi się, że chociaż po części zmusza ludzi, którzy w internecie zwykle śmieją się i drwią z inności, żeby chociaż na chwilę zmienili sposób myślenia. A to już bardzo wiele.
