Ci, co znają to miejsce, dziwią się, że można go nie znać, bo odwiedzają je co roku. Ale takich, co nie znają, jest pewnie więcej. Gdy pytam wokół, tylko pojedyncze osoby słyszały o Flora Point. Za to na Instagramie multum zdjęć. Dekoracje i ekspozycje świąteczne
przyciągają mnóstwo ludzi.
"Wygląda jak wioska Św. Mikołaja. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w USA" – kuszą opisy tego miejsca.
Trzy głowy reniferów, które śpiewają kolędy, misie polarne i pingwiny, które tańczą, to dopiero początek atrakcji.
Flora Point to Centrum Ogrodnicze, które przed Świętami ma wyjątkowe ekspozycje.
Znajomy był w Flora Point w jeden z ostatnich weekendów, ale była taka kolejka do wejścia, że szybko zrezygnował. Wiadomo, wpływ mogły mieć obostrzenia. Ale może nie tylko? Postanowił przyjechać w tygodniu. Wtedy dostał się do środka bez problemu i był zauroczony.
– Dzieciaki o tym mówiły, chcieliśmy zobaczyć, co to za miejsce. Podobno na Instagramie jest dużo zdjęć, jakieś znane osoby tam przyjeżdżają i robią sobie zdjęcia. Powiem ci, nie widziałem podobnego miejsca w Warszawie – opowiadał.
Nie znałam Flora Point, choć mnóstwo razy przejeżdżałam obok, a miejsce istnieje od 25 lat. To centrum ogrodnicze w warszawskim Aninie, które w przedświątecznym okresie zmienia się tak, że dzieciakom i nie tylko zapiera dech.
Magiczne miejsce w Warszawie
Dopiero internet odkrył przede mną magię tego miejsca. – Zobacz na Instagramie, ile jest zdjęć. Niektórzy robią tam dużo zakupów – poradziła koleżanka.
Ale nie tylko tu jest zainteresowanie. "Wygląda jak wioska Św. Mikołaja", "Magiczny, świąteczny świat, z którego aż nie chce się wychodzić", "Tu odnajdziesz magię świąt" – zachęcały opisy na różnych blogach. Najpierw zaskoczenie. Jak to, w Warszawie w ogóle jest takie miejsce?
Szybko okazało się, że nie jestem sama. "Nie wierzyłam, że takie miejsca istnieją poza dziecięcą wyobraźnią i filmami Walta Disney’a. Nawet jak zobaczyłam zdjęcia – podchodziłam sceptycznie. A jednak po wizycie tam muszę przyznać, że jest to absolutnie najpiękniejszy warszawski sklep z dekoracjami" – czytałam na blogu moi-mili.pl.
Kilka dni temu taki wpis pojawił się na stronie tasteaway.pl: "Wreszcie!!! Udało się!!! Dotarliśmy do najbardziej świątecznego ze sklepów, o którym myśleliśmy już chyba 2 czy 3 lata! Gdy tam jechałam i wrzucałam potem relacje na nasze Instastories, byłam pewna, że post nie jest już potrzebny, bo na pewno wszyscy to miejsce znają! A już na pewno ci, co mają dzieciaki na stanie, bo dla nich Flora Point to totalna bajka!!! Dostałam jednak sporo komentarzy, że nie wszyscy Flora Point znają i nie jesteśmy ostatni".
I jeszcze jeden opis. "Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w Stanach Zjednoczonych, a okazało się, że też mamy magiczne miejsce z klimatem rodem z "Kevina samego w domu” – napisała Anna Chomiak, autorka bloga Nieidealnaanna.pl.
– Czułam się jak dziecko w sklepie z zabawkami i przyznam, że dawno nie przeżyłam czegoś tak pozytywnego. Sama miałam silne emocje, choć jestem kobietą i mamą dwóch córek. To był taki efekt wow, że szok. Jak słuchałam reniferów, to totalnie czułam się jak 5-latka – mówi naTemat.
Głowy reniferów i misie polarne
No właśnie. Skąd ten zachwyt? Centrum jest duże, ale nie gigantyczne. Już przed wejściem można poczuć się jak w alpejskim kurorcie. Jest gondola wisząca nad wejściem, są narty, skuter śnieżny, psi zaprzęg i klimat jak na stoku.
A potem niejeden mówi o efekcie "wow". Trzy głowy reniferów śpiewają kolędy, misie polarne i pingwiny tańczą. Są dziadki do orzechów ogromnej wielkości, kule śnieżne, duże i małe pozytywki. Na każdym kroku widać, jak dzieci wpadają w zachwyt.
Są tematyczne pomieszczenia, a w nich bajkowe ekspozycje. Jedna przypomina Alicję w Krainie Czarów – z wielkimi, różowymi muchomorami, skrzatami, toną mchu i innych roślin. Można stać i dosłownie "gapić się" w nieskończoność.
Jest też wielka makieta Świątecznego Miasteczka, w którym wszystko się rusza, gra i świeci, a mali narciarze zjeżdżają z góry.
A także sala, w której przy udekorowanym stole siedzą wielkie zwierzęta, ubrane w mundury. Miśków, elfów i innych dekoracji nie sposób zliczyć.
Popularne miejsce na instagramie
Oczywiście, jest to sklep. Wszystko można kupić. – Ludzie sami zagadywali: a pani jest pierwszy raz? Jak wrażenia? Dużo osób przyszło pochodzić, jak my – opowiada Anna Chomiak. Ona pojechała tam z polecenia znajomych.
– Myślę, że to na bank insta place. Influencerzy, tiktokerzy na pewno tam jeżdżą. Wejście jest bezpłatne. A teraz jest pandemia i mało jest takich miejsc. Jak napisałam o tym na moim blogu, miałam już odzew od czytelniczek, że też pojadą. Potem dostawałam zdjęcia, że były, że wow, jak w bajce – mówi.
– Jeśli chodzi o liczbę hasztagó, porównałabym popularność tego miejsca na Instagramie do Elektrowni Powiśle. Ale jednak w elektrowni jest kilkadziesiąt sklepów, knajp, usług, a nie jeden sklep z ozdobami otwarty sezonowo – zauważa znajoma, które obserwuje to na Instagramie.
Nie udało nam się porozmawiać z właścicielami. Jednego z nich, Mateusza Kaszubę, cytuje jednak portal warszawa.naszemiasto.pl: "Staramy się, by ten okres w roku był szczególnie wyjątkowy, i by każdy mógł poczuć się magicznie w naszym sklepie. Nic nie cieszy nas bardziej niż moment, w którym widzimy uśmiech na twarzach dzieci i błysk w oku dorosłych, którzy odnajdują w sobie tą dziecięcą radość. To właśnie ta chwila sprawia, że w kolejnym roku chcemy zaskakiwać jeszcze bardziej" – powiedział Kaszuba.