W Częstochowie są dwa szpitale: wojewódzki i miejski. I w obu z nich frekwencja, jeśli chodzi o chętnych na przyjęcie szczepionki przeciwko koronawirusowi wśród pracowników, wynosi tylko 40 proc. Władze miejskiej placówki obwiniają o to rząd i jego "kampanię dezinformacyjną".
– W moim szpitalu na szczepienia zgłosiło się ok. 40 proc. zatrudnionych. Zapisy są nadal przyjmowane, ale nie sądzę, byśmy przekroczyli 50 proc. Myślę, że to słaby wynik – ocenia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" dyrektor Miejskiego Szpitala ZespolonegoWojciech Konieczny. Dodaje jednak, że jedna trzecia kadry jego szpitala już przeszła zakażenie.
Dyrektor Zbigniew Bajkowski chce, by na początek szczepić po 15 osób dziennie. W miarę potrzeby tempo zostanie zwiększone.
– Nikt nikogo do niczego zmusić nie może, choć moim zdaniem to się zmieni. Uważam, że szczepienia powinny być w jakiś sposób przymusowe, bo pandemia jest zbyt groźna dla naszego systemu gospodarczego – twierdzi w rozmowie z gazetą Bajkowski.
Szef szpitala miejskiego ma wytłumaczenie takiej postawy wśród medyków. Twierdzi, że to efekt "kampanii dezinformacyjnej prowadzonej przez rząd od lutego".
– Gdy ludzie słyszą, że pokonaliśmy pierwszą, potem drugą falę pandemii, to są przekonani, że i trzeciej damy radę bez szczepienia. Podawane do wiadomości publicznej sprzeczne wiadomości trudno potem odkręcić – uważa dyrektor Konieczny.