Czeka nas atak zimy, - 30 st. C i duże opady śniegu? Otóż okazuje się, że nic z tego. Kilka dni temu usłyszeliśmy, że nadciąga do nas wyż "bestia ze wschodu". Jednak, jak wyjaśnia Grzegorz Walijewski z IMGW, bestia nie jest taka straszna i raczej nie będziemy potrzebowali trzech par skarpet wychodząc z domu.
Na początku wyjaśnię skąd wzięło się to określenie. W 2018 roku właściwie przez całą Europę przeszła fala chłodu. Od Rosji przez Skandynawię, Wielką Brytanię, dotarła nawet do Hiszpanii i do Portugalii, a także do niektórych wysp w basenie Morza Śródziemnego.
Spowodowało to anomalie termiczne: duże spadki temperatury powietrza i opady śniegu tam, gdzie nigdy dotychczas nie były obserwowane. Mieszkańcy Wielkiej Brytanii nie żyją w klimacie przejściowym, tak jak my w Polsce, więc nie są przyzwyczajeni do bardzo niskich temperatur.
Niestety, kilka mroźnych dni zebrało tam żniwo w postaci ofiar z wychłodzenia, stąd nazwa: "beast from the east". Poza tym były problemy z odpalaniem aut, komunikacją drogową itd.
Ta "bestia", czyli napływ powietrza ze wschodu, w Polsce nie jest czymś niezwykłym. Polska leży w klimacie przejściowym, dlatego dociera do nas 65 proc. powietrza z zachodu, a reszta jest z innych kierunków.
W ostatnim czasie nawet częściej obserwujemy napływ wilgotnego i niestabilnego powietrza zwrotnikowego z południa Europy oraz północnej Afryki. Latem powoduje ono powstawanie dynamicznych zjawisk meteorologicznych: burze z gradem, intensywne opady deszczu, a czasami nawet trąby powietrzne.
W przypadku napływu powietrza z północy zazwyczaj mamy do czynienia arktycznym chłodem, który przyczynia się do powstania zjawiska klimatologicznego zwanego "zimną Zośką". Gdy napływ powietrza jest ze wschodu, to zimą jest bardzo chłodno, z temperaturami w nocy nawet poniżej -30 st. Celsjusza i zazwyczaj jest to powietrze suche. Latem dzięki niemu mamy upały, słońce i piękną wyżową pogodę.
Wracając do "bestii" – choć nie będę używał tego wyrażenia, bo nie lubię nieadekwatnych zapożyczeń z języka obcego dla zjawisk meteorologicznych – oczywiście może do nas kiedyś dotrzeć. Jednak informacja, która ostatnio pojawiła się w wielu mediach, dotycząca ogromnego napływu chłodu - nie do końca została dobrze zinterpretowana.
Pewien doktorant z Uniwersytetu w Pradze przeanalizował długoterminowy model meteorologiczny i stwierdził, że w Polsce termometry w połowie stycznia wskażą nawet -30°C. Gdybyśmy zobaczyli wyniki modeli z początku roku, na podstawie którego stworzył swój komunikat, to rzeczywiście widać tam napływ chłodnego powietrza. Jakkolwiek informacja ta została zbyt pochopnie przekazana opinii publicznej, a wyniki przeszacowane.
Czyli -30°C nie będzie?
Synoptycy IMGW-PIB stale monitorują sytuację, dlatego możemy powiedzieć, że wyniki dzisiejszych obliczeń z modeli meteorologicznych nie wskazują na tak drastyczne ochłodzenie w kraju.
Oczywiście mamy styczeń, najchłodniejszy miesiąc w roku i choć w ostatnich latach z zimą było gorzej, np. rok temu był to sezon ekstremalnie ciepły, to na szczęście w tym roku obserwujemy opady śniegu nie tylko w górach, a temperatura częściej spada poniżej zera.
Co widać na tych modelach?
Według prognoz synoptycznych IMGW-PIB w kolejnych dniach będzie pogoda zimowa z temperaturą minimalną rzędu do -10°C w centrum i do -15°C w górach. Modele długoterminowe nie widzą bardzo mroźniej zimy w 2 połowie stycznia. Najniższe temperatury wg tychże modeli spadają do -17°C w górach.
Jeśli mówimy o modelach długoterminowych, oznacza to, że -17°Cmoże być dopiero po 14 stycznia?
Tak. Synoptycy IMGW-PIB tworzą prognozy na 7 dni do przodu, ponieważ taka prognoza jest najbardziej prawdopodobna. Jednak najlepsza sprawdzalność jest dla prognoz na 2 doby do przodu i wynosi około 90 proc. To jest bardzo dobry wynik. Polska Służba Hydrologiczno-Meteorologiczna ma się czym chwalić w Europie. Tym bardziej, że mieszkamy w klimacie przejściowym, więc synoptycy nie mają prostego zadania.
Od 3 do 7 doby prognozy mają sprawdzalność około 70-75 proc., co też jest dobrym wynikiem, ale wszystko zależy od pory roku. Sprawdzalność prognoz meteorologicznych powyżej 7 dni jest już dużo gorsza. Opisywanie pogody na tak długi okres mijałoby się z celem, jeśli wiemy, że może się ona mocno różnić od rzeczywistości.
Dlatego dane pogodowe powyżej 7 dni możemy znaleźć w modelach długoterminowych. Należy jednak pamiętać, że jest to wynik skomplikowanych obliczeń matematycznych. Synoptyk jednak nie autoryzuje takich wyników. Trzeba więc traktować to raczej jako prognozę orientacyjną lub ewentualną tendencję, jaka może się pojawić w zbliżającym się czasie.
W przypadku prognoz powyżej 20 dni trzeba być bardzo ostrożnym w przekazywaniu takich informacji dalej. Można spowodować niepotrzebny "szum medialny".
Wiele osób bardzo tęskni za prawdziwą zimą, dlatego też czekamy na takie informacje i przyjmujemy je za pewnik. Jednak uspokajając, trochę śniegu i trochę zimy będzie w tym roku?
Trochę śniegu będzie nawet w najbliższym czasie. Poprószy niemal w całym kraju. Cieszymy się kiedy napływa do nas powietrze wilgotne przy lekko ujemnej temperaturze, gdyż mamy wtedy zimę najlepszą dla dzieci.
Obecnie temperatury w trakcie dnia nie są bardzo uciążliwe, więc najmłodsi mogą iść na sanki, ulepić bałwana czy też porzucać się śnieżkami.
Natomiast jeśli bylibyśmy pod wpływem omawianego wyżu ze wschodu, to byłoby już o wiele mniej przyjemnie. W takiej sytuacji w dzień temperatury nie przekraczają nawet - 10°C, w nocy spadają poniżej - 20°C lub nawet - 30°C. Powietrze jest suche, policzki pieką, a kierowcy mają problem z odpaleniem samochodu przez rozładowany akumulator.
Rekordowo najniższe wartości temperatur sprzed lat to: -40,6°C w Żywcu (11.02.1929 r.) i -41,0°C w Siedlcach (11.01.1940 r.). W tym roku notowaliśmy już -18,3°C w okolicach Bieszczad, w miejscowości Żubracze.
Poza tym należy podkreślić, że wszyscy bardzo potrzebujemy śniegu. Ja jako hydrolog chciałbym, aby pokrywa śnieżna w całym kraju wyniosła przynajmniej kilka centymetrów, a w okresie roztopów wiosennych zasiliła wody gruntowe i powierzchniowe.
To ochroni nas przed suszą w okresie letnim. W ubiegłym sezonie zimowym śniegu było niewiele, co przyczyniło się do tego, że mieliśmy najgłębszą suszę hydrologiczną od początku pomiarów IMGW-PIB.