W efekcie ataku niezgadzających się z wynikiem wyborów zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol, Twitter wczoraj w nocy czasu polskiego zdecydował się czasowo dezaktywować konto 46. Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Teraz do Twittera dołączył Facebook i Instagram. Post w sprawie Trumpa napisał Mark Zuckerberg, który nie wyklucza trwałego wyłączenia odchodzącego prezydenta ze społeczności.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
"Szokujące wydarzenia ostatnich 24 godzin jasno pokazały, że Donald Trump ma zamiar użyć czasu, który pozostał mu jako prezydentowi, do utrudnienia pokojowego i zgodnego z prawem przekazania władzy swojemu następcy Joe Bidenowi" – zaczyna swój post na Facebooku Mark Zuckerberg. I kontynuuje odezwę:
"Decyzja Trumpa by użyć tej platformy (Facebooka - przyp. red.) raczej do poparcia niż do potępienia działań swoich zwolenników, którzy wdarli się na Kapitol, słusznie oburzyła ludzi w Stanach i na świecie. Wczoraj usunęliśmy jego (Trumpa – red.) oświadczenia, ponieważ oceniliśmy, że ich efektem – i być może także ich intencją – może być dalsza przemoc" - kontynuuje twórca i dyrektor generalny Facebooka.
To jednak nie oświadczenie światopoglądowe Zuckerberga, ale wstęp do wyciągnięcia pierwszych w historii Facebooka tak drastycznych konsekwencji względem urzędującego polityka.
"W efekcie zatwierdzenia przez Kongres wyników wyborów, priorytetem dla całego kraju musi być teraz zapewnienie spokoju przez 13 dni, które pozostają do przekazania władzy, zgodnie z przyjętymi w demokracji normami" – czytamy.
"Przez ostatnie kilka lat pozwalaliśmy prezydentowi Trumpowi używać naszej platformy zgodnie z jej regułami, od czasu do czasu usuwając niektóre treści lub etykietując posty, gdy łamały naszą politykę. Robiliśmy to, ponieważ wierzymy, że ludzie mają prawo do jak najszerszego dostępu do tego, co mówią politycy, nawet jeśli mówią kontrowersyjne rzeczy. Tyle że obecny kontekst jest fundamentalnie inny, bo Facebook został użyty to wzniecania zbrojnego powstania przeciw demokratycznie wybranemu rządowi" – tłumaczy Zuckerberg swoją decyzję, posługując się formą "my".
"Uważamy, że umożliwianie prezydentowi Trumpowi używania naszej platformy w tym okresie niesie ze sobą zbyt duże ryzyko. Co za tym idzie, przedłużamy blokadę, która została nałożona na jego konta na Facebooku i Instagramie na czas nieokreślony, a co najmniej na najbliższe dwa tygodnie, czyli do czasu, gdy pokojowe przekazanie władzy dojdzie do skutku" – kończy swój wpis Mark Zuckerberg.
W zaledwie godzinę od publikacji, post założyciela Facebooka został udostępniony 83 tys. razy i polubiło go niemal 430 tys. osób. Co na to Donald Trump? Nie wiadomo. Obecnie nie bardzo ma jak podzielić się wrażeniami.