
Agresywni pacjenci, którzy obrzucają personel wyzwiskami, grożą pielęgniarkom, a nawet używają przemocy fizycznej, to coraz częściej rzeczywistość polskich szpitali.
REKLAMA
Lekarze alarmują, że chorzy pozwalają sobie na coraz więcej. Choćby taki, dość ekstremalny przykład, ze szpitala w Stargardzie Szczecińskim, który przywołuje "Rzeczpospolita". Na oddział ratunkowy wpadł tam mężczyzna z bronią w ręku i zażądał, żeby odwieziono go do innej placówki. Doszło do szarpaniny z personelem, a pacjenta obezwładniła dopiero policja.
Od roku samorząd lekarski prowadzi statystykę użycia siły słownej i fizycznej wobec personelu szpitalnego. Wpisy zamieściło tam około 100 osób, ale – jak przyznaje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" – Krzysztof Kordel, rzecznik praw lekarza, to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Czytaj również: Chcesz być zdrowy? Unikaj szpitali. Podmienione zwłoki, wszczepiony rak, zaszyta chusta – największe pomyłki lekarzy
Dantejskie sceny najczęściej rozgrywają się na oddziałach ratunkowych. Pacjent potrafi zdemolować pomieszczenie, bo akurat uznał, że nie zajęto się nim odpowiednio. W jednym z bydgoskich szpitali chory zranił lekarza na izbie przyjęć.
Znacznie bardziej powszechną formą agresji i wymuszania pewnego schematu leczenia są ataki słowne. Niemal w każdym zakątku Polski lekarze mogą usłyszeć, że są niedoukami i łapówkarzami. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: "Rzeczpospolita"
Przekleństwem personalu są także nadgorliwe matki. Na oddziałach dziecięcych często dochodzi do tego, że pielęgniarka, która zwraca na coś uwagę, słyszy: "Nie będzie mi pani mówić, co mam robić. Ja w domu śpię z dzieckiem. Pani jest od tego, żeby się nim zajmować, a nie pouczać".
Źródło: "Rzeczpospolita"

