Pacjent na izbie przyjęć
Pacjent na izbie przyjęć Fot. Marcin Tomalka / Agencja Gazeta

Agresywni pacjenci, którzy obrzucają personel wyzwiskami, grożą pielęgniarkom, a nawet używają przemocy fizycznej, to coraz częściej rzeczywistość polskich szpitali.

REKLAMA
Lekarze alarmują, że chorzy pozwalają sobie na coraz więcej. Choćby taki, dość ekstremalny przykład, ze szpitala w Stargardzie Szczecińskim, który przywołuje "Rzeczpospolita". Na oddział ratunkowy wpadł tam mężczyzna z bronią w ręku i zażądał, żeby odwieziono go do innej placówki. Doszło do szarpaniny z personelem, a pacjenta obezwładniła dopiero policja.
Od roku samorząd lekarski prowadzi statystykę użycia siły słownej i fizycznej wobec personelu szpitalnego. Wpisy zamieściło tam około 100 osób, ale – jak przyznaje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" – Krzysztof Kordel, rzecznik praw lekarza, to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Dantejskie sceny najczęściej rozgrywają się na oddziałach ratunkowych. Pacjent potrafi zdemolować pomieszczenie, bo akurat uznał, że nie zajęto się nim odpowiednio. W jednym z bydgoskich szpitali chory zranił lekarza na izbie przyjęć.
"Rzeczpospolita"

Znacznie bardziej powszechną formą agresji i wymuszania pewnego schematu leczenia są ataki słowne. Niemal w każdym zakątku Polski lekarze mogą usłyszeć, że są niedoukami i łapówkarzami. CZYTAJ WIĘCEJ

źródło: "Rzeczpospolita"

Przekleństwem personalu są także nadgorliwe matki. Na oddziałach dziecięcych często dochodzi do tego, że pielęgniarka, która zwraca na coś uwagę, słyszy: "Nie będzie mi pani mówić, co mam robić. Ja w domu śpię z dzieckiem. Pani jest od tego, żeby się nim zajmować, a nie pouczać".
Źródło: "Rzeczpospolita"