W styczniu miną dwa lata od śmierci Pawła Adamowicza. Brat zamordowanego prezydenta Gdańska nie ukrywa, że wiele faktów znajdujących się w aktach sprawy jest nie na rękę obecnej władzy. Opowiedział też o przerażającym profilu mordercy, który wyłania się z dokumentacji, jaką dysponuje prokuratura.
– Byłem naiwny, licząc i mówiąc o tym, że akt oskarżenia niebawem, czyli do końca minionego roku, trafi do sądu – powiedział w rozmowie z "Faktem" Piotr Adamowicz, brat nieżyjącego Pawła Adamowicza.
Jego zdaniem możliwe są dwa scenariusze. – Po pierwsze, by przeciągnąć śledztwo na tyle, na ile się da. Po drugie, by być może ta sprawa w ogóle nie trafiła do sądu – wskazał. Jak dodał, "materiał ze śledztwa jest przygnębiający, a momentami nawet porażający". Dopytywany o to, co jest tak porażającego w tych aktach odparł, że chodzi o profil mordercy.
– Jego jednoznaczne preferencje polityczne, jednoznaczne wzorce osobowościowe, jednoznaczne deklaracje, na kogo głosuje i głosował, jednoznaczne oceny sytuacji politycznej w Polsce, łącznie z odwoływaniem się do tzw. wykreowanego przez prawicowych dziennikarzy i hejterów pojęcia "mała Sycylia" – wyjaśnił Piotr Adamowicz.
Brat nieżyjącego byłego prezydenta Gdańska przyznał też, że po decyzji o powołaniu trzeciego zespołu biegłych, coraz mniej wierzy w scenariusz, że Stefan W. stanie przed sądem.
– Wykorzystamy wszelkie możliwe ścieżki prawne w naszym kraju. Mało tego, jeśli scenariusz okaże się dla poznania prawdy niekorzystny, to idziemy do Strasburga. Nie chodzi tu o żadne pieniądze, lecz o prawdę i wyjaśnienie, co polskie służby, polska prokuratura pod rządami PiS-u, robiły w tej sprawie – zapowiedział.
Przypomnijmy, do zamachu na Pawła Adamowicza doszło 13 stycznia 2019 roku w trakcie koncertu z okazji finału WOŚP. Stefan W. dostał się na scenę i zadał prezydentowi Gdańska kilka ciosów nożem. W wyniku odniesionych obrażeń Adamowicz zmarł następnego dnia.