Urszula Dudziak dostała mandat za to, że... śpiewa. Funkcjonariuszy nie udało się przekonać nawet obietnicą poprawy. Słynna wokalistka to nie jedyna obywatelka, która została ukarana za tak kuriozalne łamanie prawa.
"Właśnie czekałam na powrót z zagranicy mojej córki Kasi, ćwicząc sobie moje wokalizy. Była godzina 22.15. Dzwonek do drzwi. Podleciałam do nich i ochoczo je otworzyłam spodziewając się Kasi. Tak, ale to nie była Kasia. Przede mną stało dwóch młodych, przystojnych policjantów. (...) A to pani śpiewa, prawda? Ciągnął jeden z policjantów. Tak ja śpiewam, proszę pana, odpowiedziałam grzecznie. A wie Pani która jest godzina? Z uśmiechem zapytał jeden z nich. Spojrzałam na zegarek. Było dobrze po 22-giej. Jeden z nich kontynuował: Pani sąsiad nas wezwał, że pani zakłóca ciszę nocną i musimy pani wlepić mandat w wysokości 500 zł" - napisała na swoim blogu w naTemat Urszula Dudziak.
Jedna z najlepszych wokalistek jazzowych na świecie wpisała się tym samym na listę najbardziej zdumiewających sposobów na otrzymanie mandatu. Są jednak i bardziej kuriozalne przypadki, za które stróże prawa nie wahają się wypisać całkiem wysokiej kary.
Oto nasza subiektywna lista 10 najgłupszych rzeczy, za jakie możesz dostać w Polsce mandat:
10. Za zrobienie sobie samemu krzywdy na rowerze.
Mandat w wysokości 250 zł otrzymała w sierpniu pewna mieszkanka Karkowa, która przejeżdżając przez przejazd kolejowy na rowerze wywróciła się i uderzyła w głowę. Gdy pogotowie zabrało ją do szpitala odwiedzili ją policjanci, którzy na szpitalnym łóżku zostawili mandat za to, że upadając na tory "stworzyła zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego". Co więcej, dziewczyna, która dopiero od niedawna mieszka w Polsce, bo wcześniej wychowywała się w Wielkiej Brytanii, została nakłoniona do podpisania mandatu zanim doszła do siebie po upadku.
9. Za bycie niepełnosprawnym kierowcą, któremu zajęto miejsce dla niepełnosprawnego.
– Mam kartę parkingową osoby niepełnosprawnej. Chciałem zaparkować samochód na Starym Rynku, w miejscu oznaczonym dla osób niepełnosprawnych. Było jednak zajęte. Zostawiłem więc samochód obok i poszedłem do banku wypłacić pieniądze, aby wykupić bilet. W tym czasie dostałem karę – skarżył się kilka dni temu na stronach "Głosu Pomorza" słupski czytelnik tego portalu
8. Za bycie stałym elementem uroku poznańskiego Starego Miasta.
Rencista Tadeusz Lis swoją grą na gitarze długi czas wpisywał się w klimat poznańskiego Starego Miasta. Do czasu, gdy po piętnastu latach grania na ulicy po raz pierwszy Straż Miejska spróbowała przegonić go wypisując mandat w wysokości 200 zł za... zakłócanie spokoju w miejscu publicznym.
7. Za hałasowanie w strefie ciszy, która nie istnieje.
Konińska Państwowa Straż Rybacka i policja mandatem ukarały wędkarza, który według organów ścigania miał złamać zakaz hałasowania na jeziorze, na którym obowiązuje strefa ciszy. Wędkarz poruszał się bowiem po nim motorówką. Robił to jednak zupełnie świadomie i przekonany, że zgodnie z prawem. Miejsce gdzie wędkował znajdowało się przecież tuż obok potężnej Elektrowni Pątnów, wokół której o żadnej ciszy nie może być mowy. Po długich utarczkach okazało się, że... funkcjonariusze wymyślili sobie strefę ciszy, o stworzenie której nikt nigdy nawet nie wnioskował.
6. Za zakłócanie ciszy nocnej przez gwiazdę śpiewu.
Czyli wspomniana powyżej historia Urszuli Dudziak. "Nie ma żadnego pouczenia droga pani. Albo 500 zł albo sprawę rozstrzygnie sąd, oświadczyli autorytatywnie. Żadna z moich metod nie zadziałała i w końcu podpisałam zgodę na mandat. Następnego dnia zapytałam innych policjantów patrolujących okolicę czy to możliwe, żebym bez pouczenia dostała taki wysoki mandat? Odpowiedzieli, że tak, oni działali zgodnie z prawem. Nie drążyłam więcej tematu, ale przyznam się z ręką na sercu, że było mi żal tych kilku stów" – pisze w naTemat wokalistka.
Takie rzeczy tylko w Gdyni. Pewna mieszkanka tego pięknego nadmorskiego miasta jechała tamtejszym trolejbusem z Sopotu. Bilet skasowała tuż po wejściu do pojazdu i z czystym sumieniem podróżowała dalej. Była bowiem przekonana, że skoro bilet normalny na tą trasę kosztuje 3 zł, to nie będzie żadnego problemu skoro skasuje bilet dwukrotnie droższy. Opisany jako całodobowy ulgowy, no ale przecież droższy. Logiczne? Nie dla kontrolerów gdyńskiego ZKM.
4. Za przekroczenie prędkości w miejscowości, która nie istnieje.
Tak ukarano mieszkańca Postomina, który otrzymał mandat z fotoradaru, który uchwycił jego wykroczenie w miejscowości Trasa. Cały problem w tym, że tak w naszym kraju nie istnieje. Jest kilka Betlejem, Paryżów, jest Londyn, ale Trasy nie ma. Mężczyzna postanowił więc się odwołać do sądu. Ten najpierw postanowił uznać, że Trasa na pewno gdzieś istnieje, a w drugiej instancji uznał, że choć nie istnieje, to nie ma problemu, żeby zaskarżony mandat po prostu przepisać i wpisać jakąś istniejącą w okolicy miejscowość.
3. Za danie się złapać fotoradarowi na... rowerze.
To głośna już historia 18-latka z pomorskiej Kościerzyny, który w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h został złapany przez fotoradar pedałując z prędkością 46 km/h. I jako pierwszy odkrył, że coś jest nie tak z przepisami nakazującymi bezwzględne karania rowerzystów przekraczających dozwoloną prędkość, skoro nie istnieją żadne przepisy wymagające posiadania zainstalowanego na rowerze prędkościomierza.
Wulgaryzm w emocjach akcji ratunkowej pada nie raz z ust profesjonalistów. O tym, jak ciężko jest pracować na miejscu tragedii po katastrofie kolejowej pod Szczekocinami opowiadali w naTemat ratownicy z wieloletnim doświadczeniem. Jednym rozładować napięcie pomaga dowcip, innym wulgaryzmy. Nic więc dziwnego, że w ferworze walki o ludzkie życie kilka cierpkich słów wyrwie się także zwykłym przechodniom, którzy w odruchu serca postanowili dołączyć do akcji ratowniczej. Kilka lat temu policjanci nie zawahali się jednak wlepić mandatu za przeklinanie mężczyźnie, który użył kilku przekleństw pomagając w ewakuacji rannych z wypadku autobusu pod Olbięcinem. Kosztowało go to 100 zł.
1. Za brak numerka na drzwiach mieszkania.
To być może najbardziej absurdalny powód do policyjnej interwencji. Jakiś czas temu wielkopolska policja przystąpiła tymczasem do zmasowanej i zakrojonej na szeroką skalę akcji przeciwko tym, którzy w ten sposób łamią prawo. - Na drzwiach mieszkania powinien znajdować się numer, ponieważ mieszkanie jest nieruchomością lokatorską, ma administracyjnie nadane numery i te numery powinny być widoczne na drzwiach - mówił TVN24 podinspektor Andrzej Borowiak z Komendy Głównej Policji w Poznaniu, którego koledzy brawurowo złapali kilkudziesięciu "numerkowych przestępców".