Ziobro myśli, że wszystkich przekupi lub zastraszy. Ale nie wszyscy są tacy, jak Ziobro
Karolina Lewicka
25 stycznia 2021, 05:41·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 stycznia 2021, 05:41
Bezkręgowcom na pewno trudno byłoby sobie wyobrazić posiadanie kręgosłupa. Zresztą, i bez szkieletu też żyją całkiem nieźle, a może nawet lepiej. U ludzi podobnie: podli zwykle myślą, że wszyscy wokół są na ich obraz i podobieństwo. Ci bez morale przekonują, że honor nie istnieje. A depczący podstawowe wartości nie sądzą, by ktoś mógłby stanąć w ich obronie. Ewentualnie desperat, ale przecież nie ma takiego zucha, którego nie da się zastraszyć.
Reklama.
Kierownictwo Prokuratury ewidentnie jest o tym przekonane. Popełnia wszak, jak wielu przed nimi, co opisano na ciemnych kartach historii, poważny błąd myślowy. Bo ludzie są jednak zdolni są do heroizmu – na mniejszą i większą skalę. Nie wszystkich można kupić. Nie każdy ulega szantażowi. Nie wszyscy są Zbigniewem Ziobrą czy Bogdanem Święczkowskim.
Czytaj także: "Godzilla od Ziobry". To on wysłał prokuratorów w dalekie delegacje. Wśród prawników wrze
Sam minister sprawiedliwości jest zresztą mocny tylko wtedy, gdy ma władzę. Gdy zaś jej nie posiada, drży jak osika. „Leszczyk o charyzmie trzęsącej się galarety, któremu trzeba było zmieniać pampersy” – tak Ziobrę podsumował kilka lat temu Jacek Kurski, gdy –zanim znów spotkali się przy Kaczyńskim – ich polityczne drogi się rozeszły.
Kiedy walczył na marszu w obronie Radia Maryja o swój polityczny byt, to głos grzązł mu w gardle, a ręce się trzęsły. Bo wiedział, że to kciuk prezesa PiS-u w górę lub dół wkrótce określi jego przyszłość.
Kiedy Zbigniew Ziobro ustawą o prokuraturze przejmował w 2016 roku rządy nad śledczymi, Arkadiusz Myrcha zapytał z mównicy sejmowej prezesa Kaczyńskiego: „Jest Pan pewien, że chce Pan oddać tak ogromną władzę ministrowi Ziobrze?”. Pytanie pozostało bez odpowiedzi, bo Kaczyńskiemu Ziobro był wówczas niezbędny. Wszak każdy dyktator potrzebuje swego Jeżowa, którego ściąga się z tułaczki po prowincji, by wykonał brudną robotę. A któż nadaje się lepiej niż mściwy frustrat, który po latach niebytu wreszcie może rządzić?
Ziobro spełnił pokładane w nim nadzieje. Długo by opowiadać, zresztą znają Państwo tę generalną historię o prześladowaniu niepokornych i nagradzaniu dyspozycyjnych. Widzimy właśnie prokuratorów delegowanych (czytaj: zsyłanych) setki kilometrów od domu i prawdziwą kastę w upolitycznionej KRS, która bije się o pieniądze i wpływy. Ale domknąć systemu się do tej pory nie udało, bo – powtórzmy – nie każdy jest Ziobrą czy Święczkowskim.
Minister sprawiedliwości wciąż się łudzi – zapowiadając buńczucznie kontynuację „reformy” wymiaru sprawiedliwości, opowiadając o szufladach pełnych nowych projektów ustaw, które lada chwila trafią do laski marszałkowskiej – że uda się zdławić opór sędziów, prokuratorów i adwokatów. Że podkulą ogon, jak on sam, gdy w worku pokutnym błagał Kaczyńskiego o przyjęcie jego nic nie znaczącej partyjki na listy PiS-u.
Otóż, nie uda się. Nie tylko dlatego, że – jak mówił sędzia Stanisław Zabłocki w 2017 roku – „nawet jeśli nie będzie wolnych sądów, to pamiętać o nich będą wolni ludzie”. Po prostu, panie Ziobro, Pan nie jest w stanie złamać ducha w każdym. Nie będzie – po Pańskiej niszczącej rewolucji - Pańskiego trwałego zwycięstwa nad kontrrewolucjonistami. Nie ugnie się sędzia Igor Tuleya, prokurator Krzysztof Parchimowicz, czy ludzie z Wolnych Sądów.
Na marginesie: zanim Pan wytoczy przeciwko nim kolejne działa, proszę się im dokładnie przyjrzeć. Tak wyglądają przyzwoici ludzie. Naprawdę, radzę patrzeć długo i uważnie – w lustrze Pan tego nie zobaczy.
I jeszcze jedno: ludzie od brudnej roboty zawsze kończą tak samo. Nigdy nie zostają dyktatorami, choć o tym skrycie marzą. Michał Kamiński pisał kiedyś, że Pan wierzy, że będzie Pan kiedyś królem Polski. Raczej nie, bo wykonawcy brudnej roboty zwykle upadają jeszcze przed dyktatorami. A koniec ich władzy (co musi ich zasmucać) nawet nie jest spektakularny.
Parafrazując poetę: ich świat nie kończy się hukiem, lecz tylko skomleniem.