Turystka, która wspinała się na Babią Górę w letnim stroju, trafiła do szpitala z odmrożeniem wszystkich części ciała. Kobieta obecnie czuje się już lepiej, dlatego postanowiła wypowiedzieć się w mediach na temat całej wyprawy. – Chciałam się ubrać, ale moje ubranie było tak zamarznięte, że nie mogło się rozłożyć – zrelacjonowała pani Janka.
16 stycznia w rejonie Babiej Górygrupa turystów próbowała wejść na szczyt w letnich ubraniach, mimo 14-stopniowego mrozu oraz drugiego stopnia zagrożenia lawinowego. W ostatnim czasie tą wyprawą żyła cała Polska, głównie z powodu jej fatalnych skutków.
Pani Janka, która próbowała wspiąć się na Babią Górę swoją wyprawę zakończyła w szpitalu, a temperatura jej ciała spadła do niespełna 26 stopni Celsjusza. Kobieta trafiła na oddział intensywnej terapii, gdzie doszła do siebie, a teraz postanowiła opowiedzieć o kulisach całej wyprawy.
– W górę szliśmy około dwie i pół godziny. Dwie osoby, mniej więcej w połowie drogi, powiedziały, że już jest im zimno. Ubrali się i zawrócili. Ja z kolegą szliśmy dalej do góry, bo czuliśmy się bardzo dobrze. Nie czuliśmy wychłodzenia. Nie mieliśmy poczucia, że nie damy rady. Czuliśmy się na siłach – relacjonowała kobieta w programie "Uwaga!".
Kobieta przyznała, że krytyczny moment wyprawy nastąpił tak naprawdę tuż przed szczytem, bo wtedy turyści pomylili drogi. Wtedy też znacznie pogorszyły się warunki pogodowe - było wietrznie i mroźnie.
Uczestnicy wyprawy mieli sporo szczęścia, bo w krytycznej sytuacji pomogli im napotkani na szlaku turyści, którzy wezwali ratowników GOPR. – Dla zdrowia i życia tej kobiety decydujące było to, że nie została bez pomocy. Zaopiekowali się nią turyści, którzy udostępnili jej część swojej garderoby. Stan kobiety na pewno byłby gorszy, gdyby była sama – powiedział na antenie TVN24 Tomasz Kozina z GOPR.
Pani Janka poza morsowaniem, nie miała doświadczeń górskich zimą. Okazało się, że przed pierwszym wyjściem miała tylko jedno szkolenie. – Swoje pasje należy realizować, ale mądrze. Trzeba się do tego odpowiednio przygotować, a nieszczęśliwe przypadki i tak się zdarzają – podsumowała pani Janka.
Kolega powiedział: „Janka są trudne warunki, schodzimy”. Zgodziłam się i chciałam się ubrać. Nie mogłam znaleźć podgrzewacza, a moje ubranie było tak zamarznięte, że nie mogło się rozłożyć na mnie po założeniu. Zaczęłam opadać z sił, oparłam się o ramię kolegi. Za chwilę poprosił kogoś o pomoc i tak szłam, oparta o nich. Potem nie miałam już siły, powiedziałam, że nigdzie nie idę.