Przełamałam się i weszłam do lodowatej wody. Już wiem, w czym tkwi fenomen morsowania
Alicja Cembrowska
31 stycznia 2021, 08:12·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 31 stycznia 2021, 08:12
Ruszyli. Tej zimy wszyscy ruszyli. Podzielili się na dwie grupy. Jedni ruszyli nad rzeki, bajora, jeziora, stawiki, by zimną wodą zahartować ciało i wzmocnić odporność. Inni ruszyli z produkcją memów, wyśmiewających tych pierwszych. Ja sprawdziłam, w czym tkwi fenomen morsowania i czy jest się z czego śmiać.
Reklama.
Morsowanie to najpopularniejsza aktywność "pandemicznej zimy". Polacy masowo ruszyli nad jeziorka, rzeki i stawy, by zanurzyć się w zimnej wodzie.
Trzeba pamiętać, żeby zawsze morsować z kimś i unikać tej aktywności, jeżeli mamy problemy zdrowotne. Długie przebywanie w zimnej wodzie może nam zaszkodzić.
Weszłam do zimnej wody, żeby sprawdzić, co się dzieje z ciałem podczas morsowania. Nikt nie uprzedzał, że to tak boli!
Pierwsze wzmianki o korzyściach zdrowotnych pływania w zimnej wodzie pochodzą z 400 r. p.n.e. Według Hipokratesa terapia wodna łagodziła zmęczenie, a Thomas Jefferson podobno przez 60 lat stosował zimną kąpiel stóp każdego ranka. Był to jego sposób na zachowanie zdrowia.
W 1750 r. zaczęto zalecać pływanie i picie wody morskiej w celu leczenia szeregu chorób – co warto podkreślić, to właśnie zimę uważano za najlepszy okres na te aktywności. Pod koniec XVIII wieku poszło już "z górki". Zaprojektowano kostium kąpielowy, rozwinęły się kurorty, pojawiły się reklamy o korzyściach kąpieli w morzu, na plażach zaczęli pojawiać się ratownicy.
– Uważa się, że korzyści zdrowotne [kąpieli w zimnej wodzie] są wynikiem reakcji fizjologicznych i środowiska biochemicznego wywołanego ekspozycją na zimną wodę. Podczas pływania w zimnej wodzie dochodzi do ostrych zmian fizjologicznych, z powtarzającymi się zmianami adaptacyjnymi, które mogą mieć również wpływ na zdrowie. […] Opisano różne aspekty, takie jak wpływ na układ sercowo-naczyniowy, aspekty psychologiczne i immunologiczne – czytamy w artykule "Cold Water Swimming – Benefits and Risks: A Narrative Review" międzynarodowego zespołu badaczy.
Eksperci wskazują, że ekspozycja na zimną wodę obniża ciśnienie krwi, zmniejsza stężenie trójglicerydów i noradrenaliny, działa przeciwdepresyjnie. Dodatkowo wzrasta wrażliwość na insulinę, a także leukocyty i monocyty. Czyli w skrócie: jesteśmy bardziej odporni na infekcje.
Jak wskazuje jednak tytuł artykułu – wchodzenie do zimnej wody poza szeregiem korzyści, może być również ryzykowne. Dotyczy to głównie osób, których ogólna kondycja zdrowotna nie jest najlepsza, nie korzystają z porad ekspertów lub bezmyślnie spędzają długi czas w bardzo zimnej wodzie. Co również ważne: morsowanie nie jest "lekarstwem", które nagle sprawi, że będziemy niezniszczalni. To bardziej "suplement", który może pomóc naszemu organizmowi, ale nie musi.
Próbuj, ale odpowiedzialnie
Pomyślałam, że skoro "robią to wszyscy" (i to od lat), to najpewniej nie może być to nic strasznego. O pomoc poprosiłam Krzysztofa Muchorowskiego z klubu KRIO FAZA Morsy Pruszków, który w lodowatej wodzie zanurza się od 10 lat. Pierwsza informacja, którą otrzymałam i którą powinien zapamiętać każdy, jest: "Świetnie, że do mnie napisałaś, nigdy nie morsuj sama".
A już, szczególnie gdy morsujesz pierwszy raz. Fakt, że selfie z zimnej wody zalały media społecznościowe, mógł sprawić, że wiele osób uznało to za całkowicie bezpieczną aktywność, z której możemy skorzystać z marszu. Teoretycznie tak jest, praktycznie – jak ze wszystkim – łatwo sobie zaszkodzić, jeżeli nie do końca wiemy, co tak naprawdę robimy.
Bo co się dzieje w naszym ciele, gdy wystawiamy je na niską temperaturę? – Najpierw uruchamia się adrenalina, hormon zagrożenia i akcji. Wtedy wszyscy są pobudzeni, więc nie zdziw się wybuchom śmiechu. Chwilę później mózg wydziela endorfiny, żeby nas trochę znieczulić, żebyśmy mogli "walczyć o przetrwanie". Organizm postrzega to jako stres, ale na tym polega hartowanie – mówi mi Krzysiek, gdy idziemy przez pruszkowski park. To właśnie tam jest niewielka glinianka, w której się zanurzę.
Zapalony mors na moją panikę i jęczenie, że nienawidzę zimna, odpowiada, że aby morsować, nie trzeba przejść żadnego przygotowania termicznego. I w tym sensie jest to aktywność dla każdego – nie potrzebujemy konkretnego treningu przed pierwszym wejściem. Jeżeli jednak mamy problemy ze zdrowiem, np. z sercem czy ciśnieniem, powinniśmy zasięgnąć porady lekarza.
O czym trzeba pamiętać?
Pomimo tego, że Krzysiek nie dał mi długaśnej listy wskazówek, naturalnie się stresowałam. Z jednej strony robią to wszyscy, z drugiej, co mnie interesują wszyscy, skoro chodzi o mnie i moje ciało, które narażę na taki szok…
– Pamiętaj, żeby zabrać ubrania wciągane – bez guzików czy skomplikowanych zapięć. Będziesz miała zmarznięte dłonie, co może utrudnić sprawne ubranie się. Konieczne są również klapki – naczynia krwionośne w skórze gwałtownie się kurczą, co daje nam korzyści immunologiczne, ale nasza skóra jest znieczulona. Dzięki temu nic nas nie boli, więc gdy na coś nadepniemy i się zranimy, to nawet nie poczujemy – mówi Krzysiek.
To bardzo ważna uwaga, szczególnie dla tych, którzy planują morsować w miejskich jeziorkach. Niestety często na ich dnie możemy trafić na rozbite szkło czy inne ustrojstwa, podrzucane przez ludzi, którym trudno zrozumieć, że śmieci wyrzucamy do śmietników.
O tym, że "nie czuć bólu" przekonałam się niestety sama. Swój pierwszy morsowy raz przeżyłam w gliniance, do której wchodzi się po schodkach. Schodki były oblodzone i o ile wejście bez wywrotki było średnio trudne, to już wyjście, gdy moje nogi były sztywne z zimna, stanowiło nie lada wyzwanie. Wyszła, ale jakim kosztem…
Dopiero przebierając się, zobaczyłam strużkę krwi, bo tak jak mówił Krzysiek, nie poczułam, że coś sobie zrobiłam. Ból nadszedł dopiero za kilka godzin.
Wejście do zimnej wody
Rozgrzanie ciała. To bardzo ważne, żeby przed samym wejściem się rozgrzać – pobiegać kilka minut, zrobić 20 pajacyków czy podskoków. Powinniśmy poczuć "w środku" ciepło. To znak, że możemy wejść do wody.
I tutaj już nie ma czasu na kombinowanie – trzeba wejść stanowczym, w miarę szybkim krokiem, uważając, by nie zamoczyć dłoni w rękawiczkach. Reakcje są różne, ja piszczałam i przeklinałam. Podejrzewam, że również dlatego, że chwilę przed bardzo się zestresowałam. Wspominałam, że jestem osobą ciepłolubną, więc gdy już nie miałam odwrotu, byłam na skraju paniki.
Weszłam i… bolało! Byłam zaskoczona, że widziałam miliard selfies, a nikt nie uznał za zasadne pochwalić się, że morsowanie boli! Jest jeszcze jedna rzecz, przed którą ostrzegał mnie Krzysiek, a która może bardzo niepokoić, gdy wchodzimy do wody pierwszy raz – w momencie zamoczenia klatki piersiowej, nasza skóra kurczy się, przez co tracimy oddech na kilka sekund. Dokładnie: zapiera nam dech w piersiach.
Najpierw spędziłam w wodzie 2 minuty. Zdrętwiało mi ciało, miałam wrażenie, że moje nogi to dwie zabetonowane kłody, którymi bardzo trudno poruszać. Przez 2 minuty pytałam, czy już mogę wyjść i próbowałam uspokoić oddech. Chociaż muszę przyznać, że początkowy ból zaczął ustępować i nagle było mi już wszystko jedno, bo i tak niewiele czułam.
– Po dwóch minutach wychodzimy z wody, mamy kolor prosiaczkowaty, ale rozgrzewamy się i… wchodzimy jeszcze na minutę – i to jest bardziej hardkorowe, bo naczynia krwionośne zamknęły się przy pierwszym wejściu, otworzyły się przy wyjściu z wody, teraz się znowu zamkną i to zamykanie jest jak akupunktura, milion igiełek na ciele. Fitness dla naczyń krwionośnych – mówi z uśmiechem Krzysiek, a ja jęczę, że może nie muszę tego sprawdzać…
– Musisz – odpowiada stanowczo. I dodaje: "To otwieranie i zamykanie naczyń krwionośnych dużo daje, jeżeli chodzi o odporność. Mamy w warstwie podskórnej w naczyniach krwionośnych uwięzioną tzw. pulę utajoną limfocytów. To są ciałka odpowiedzialne za działanie immunologiczne, ale gdy są uwięzione, nie mogą w tym uczestniczyć. A jak my nagle nasze naczynia krwionośne otwieramy i zamykamy, to ta pula jest uwalniana". Uwalniania oczywiście krótkotrwale, ale jednak.
Więc robię te pajacyki i wchodzę jeszcze na minutę. I ta minuta to już poważny ból. Nie udało mi się nie zamoczyć rękawiczek, więc myślę o tym, że to koniec, zdrętwieją mi palce i nie wyjdę. Mężczyzna obok prosi, żebym potrzymała jego okulary, bo sam chce zanurzyć również głowę. Inny pływa. Co jednak warto podkreślić: jeżeli chcemy tylko postać, a nie pływać i dopiero zaczynamy morsować, to nie ma sensu robić tego "na czas". Zanurzenie powinno trwać około 3 minut. To wystarczy.
Osobnym tematem jest pływanie, które praktykują osoby bardziej doświadczone. Jeżeli jednak planujecie morsować po raz pierwszy lub dopiero rozpoczynacie tę przygodę, nie przesadzajcie. Nie musicie stać 10 minut w wodzie. Możecie sobie zaszkodzić, a przecież nie o to chodzi.
W końcu wychodzę i z zaskoczeniem stwierdzam, że nie jest mi zimno. Nie trzęsę się. Oczywiście i tak szybko się osuszam i zakładam ciepłe ubrania, owijam się szalem, piję herbatę i cieszę się, że to już za mną.
Po morsowaniu
Niestety nie czułam tego, co mi zapowiadano – czyli energii i mocy. Może dlatego, że jednak mocno się przejmowałam i to krótkie wydarzenie mnie wyczerpało. Dzień rozpoczęty morsowaniem spędziłam zatem z książką w łóżku. Moje ciało potrzebowało około 4 godzin, żeby wrócić do równowagi termicznej. Pomimo zmęczenia, nie mogłam zasnąć.
Jednak osoby, które spotkałam w Pruszkowie, morsują regularnie i wszyscy potwierdzili, że później czują niesamowitą energię przez cały dzień. Czy zatem mogę uznać, że odkryłam, w czym tkwi sekret morsowania? Myślę, że tak. Chodzi o atmosferę, wyjście z domu, aktywność i spędzenie czasu z innymi, często obcymi ludźmi. Potrzebowaliśmy rozrywki, która zastąpi nam kina i puby, tak chętnie odwiedzane zimą. Ja nie poczułam miłości do morsowania. Nie planuję robić tego regularnie, uważam jednak, że warto spróbować.
To bardzo ciekawe doświadczenie i jeżeli mam wybrać największy plus wejścia do zimnej wody, to zdecydowanie jestem z siebie szalenie dumna, że się przełamałam i to zrobiłam.
Badania potwierdzają pozytywny wpływ morsowania (i pływania w zimnej wodzie) na ciało. Eksperci zwracają uwagę, że dzięki temu uodparniamy się na niskie temperatury, łatwiej radzimy sobie ze stresem, a kąpiel w lodowatej wodzie powoduje wyrzut noradrenaliny, hormonu zmniejszającego ból i hamującego stany zapalne w organizmie. Ja poszukam innego sposobu, żeby to osiągnąć. Jeżeli macie ochotę przekroczyć swoje granice, poczuć "te igiełki" na własnej skórze, to szukajcie najbliższego klubu morsów i zanurzajcie się bezpiecznie.