Netflix rzadko kiedy decyduje się przedłużyć niszowe seriale o kolejne sezony. Wyjątkowo, taki zaszczyt przypadł produkcji "Bonding", która za komediową fasadowością skrywa emocjonującą historię pewnej dominy i jej przyjaciela komika. Sado-maso i BDSM przedstawione w "Pięćdziesięciu twarzach Greya" wymiękają przy tym tytule.
Serial "Bonding" właśnie otrzymał drugi sezon. Produkcja Netfliksa opowiada o branży BDSM i walczy ze stereotypami dotyczącymi dominatrix.
Drugi sezon "Bonding" to wizualna rozkosz, która fabularnie przebija pierwszą odsłonę serialu.
Niedawno na Netfliksie premierę miał drugi sezon "Bonding". Pierwsza odsłona serialu miała raczej bawić niż edukować, dlatego sposób przedstawienia w niej branży BDSM nie sprostał oczekiwaniom osób z tego środowiska.
Twórca serialu, Rightor Doyle, wziął jednak krytykę do serca i nadał "Bondingowi" głębszego wydźwięku. W drugim sezonie dokonano więc kompleksowego spojrzenia na to, jak faktycznie może wyglądać zawód dominatrix. Już w pierwszym odcinku widz słyszy, że nie ma BDSM bez obustronnej zgody i dobrze wypracowanej komunikacji.
Sam reżyser pracował niegdyś jako ochroniarz dominy. Aby nieco odzwierciedlić prawdziwą pracę osób w tej branży, Doyle zatrudnił do pomocy profesjonalistkę w dziedzinie BDSM, Olivię Troy. – Tak naprawdę nie chodzi o bicze, łańcuchy, kostiumy i tym podobne, a raczej o uziemienie tego wszystkiego w związku i zgodzie obu stron – powiedziała w rozmowie z "Variety".
I tak jak pierwszy sezon faktycznie można byłoby podsumować wyłącznie słowami w stylu "erotyczny knebel do ust", "pejcz" oraz "talk do lateksu", tak powiedzenie tego samego o drugim sezonie byłoby zwyczajną zbrodnią. Nowy "Bonding" to przede wszystkich historia o ludziach, a nie o ich kinkach.
Za dnia Tiffany jest studentką psychologii, w nocy zaś zamienia się w dominatrix. W ten sposób zarabia, aby opłacić czesne na uczelni. W pierwszym sezonie dziewczyna natrafia na swojego dawnego przyjaciela z liceum, Pete’a, któremu pomaga nieco dorobić.
Pete staje się jej asystentem, chociaż kompletnie się do tego nie nadaje. Krótko mówiąc - często partaczy pracę. Ponadto chłopak marzy o zostaniu najzabawniejszym komikiem w Nowym Jorku, ale jego żarty rzadko kiedy bywają autentyczne - nikogo nie bawią.
W drugim sezonie Tiff i Pete wracają do szkoły dla domin, aby naprawić swoją reputację. Ich wcześniejsze podrygi w branży zazwyczaj kończyły się łamaniem zasad przyświecających prawdziwym dominatrix.
Twórcy "Bonding" właśnie w ten sposób chcieli ukazać, jak od kuchni wygląda praca domin. Nie wygląda ona do końca tak, jak przyjęło się to w głównym dyskursie. Z problemem stereotypizacji bezpośrednio styka się główna bohaterka serialu. W obawie przed niezręcznymi pytaniami ze strony mężczyzn, Tiff rzadko kiedy angażuje się w poważniejsze relacje.
Pete, chcąc notabene rozkręcić swoją karierę stand-upera, porywa się na żarty oparte na jego doświadczeniach w byciu asystentem dominu. Większość gagów podsyca dramaturgią i też niekiedy wpada w błędne koło - jego wygłupy biorą czynny udział w utrwalaniu stereotypów dotyczących BDSM.
"Bonding" kusi nie tylko rozbudowaną historią bohaterów, ale także walorami wizualnymi - oświetlenie scen robi największą robotę. Choć serial przypomina wyglądem "Dziewczyny" Leny Dunham, to nie brakuje w nim kadrów rodem z "Drivera" i "Neon Demon" - filmów nakręconych przez duńskiego reżysera Nicolasa Windinga Refna.