Z danych kalifornijskiego Instytutu Badawczego Scripps (SRI) w La Jolla wynika, że liczba zakażonych brytyjską odmianą koronawirusa w USA podwaja się co dziesięć dni. To oznacza, że III fala koronawirusa zarówno w Wielkiej Brytanii jak i za oceanem może opierać się właśnie na niej – podaje "The New York Times".
Kalifornijski Instytut Badawczegy Scripps (SRI) dostał zlecenie od amerykańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) na zbadanie brytyjskiego wariantu koronawirusa (B.1.1.7.) w USA. W niedzielę SRI opublikował wyniki swojej pracy. Wychodzi na to, że jego tempo rozprzestrzeniania jest ogromne.
– Nic w naszym artykule nie jest zaskakujące, ale ludzie muszą to zobaczyć – stwierdził współautor badania, wirusolog SRI dr Kristian Andersen, którego cytuje "New York Times".
Naukowcy oszacowali bowiem, że stopień rozprzestrzeniania B.1.1.7 w Stanach Zjednoczonych jest o 30 do 40 proc. wyższy niż w przypadku innych, bardziej dotąd powszechnych wariantów koronawirusa. Mało tego – cały czas rośnie. W tej chwili stanowi już od 1 do 2 proc. wszystkich zakażeń w USA. W takim tempie to on będzie stanowił w marcu III falę covid-19.
Gwałtowny wzrost liczby zakażeń brytyjską mutacją koronawirusa zaobserwowano już innych krajach, w tym w Irlandii, Portugalii i Jordanii.
Amerykańska gazeta przytacza także niepokojące wyniki badań londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej, które sugerują, że ryzyko zgonu na B.1.1.7. jest o 35 proc. wyższe niż w przypadku innych wariantów koronawirusa. Ponadto "w Wielkiej Brytanii naukowcy odkryli już próbki B.1.1.7., które wytworzyły nową mutację, mogącą zmniejszyć skuteczność szczepionek" – dodaje nowojorski dziennik.
Przypomnijmy, że w Polsce wykryto już kilka przypadków zakażenia brytyjską mutacją koronawirusa. Są one pod obserwacją medyków, a rząd zapewnia, że monitoruje sytuację.