Los Gowina jest przesądzony. Jeśli PiS wciąż nie ma na niego haka, to właśnie go szuka
Karolina Lewicka
15 lutego 2021, 06:15·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 lutego 2021, 06:15
Jarosław Kaczyński jest politycznym drapieżnikiem. I obsesjonatem nieograniczonej władzy. Chce narzucać swoją wolę, a nie wypracowywać zgniłe kompromisy. To znana od dawna charakterystyka Kaczyńskiego, żadne odkrywanie Ameryki. Stąd oczywisty jest los Porozumienia, które wielokrotnie zalazło prezesowi za skórę i na dodatek usiłuje akcentować swoją podmiotowość. Kaczyński wziął się za nich tak, jak niegdyś za Samoobronę i Leppera.
Reklama.
Tamta historia właśnie się powtarza. Wówczas też usiłowano dokonać wrogiego przejęcia kilkorga posłów Samoobrony - słynna scena hotelowa z udziałem Renaty Beger i Adama Lipińskiego, podczas której Lipiński oferował stanowiska rządowe potencjalnym zdrajcom. Wobec braku sukcesu, zaplanowano uderzenie w samego Andrzeja Leppera. Rok później CBA odpaliło przeciwko niemu korupcyjną prowokację z działką na Mazurach w tle.
Czytaj także: To niewiarygodne, co Lepper mówił o Kaczyńskim 10 lat temu
Na miejscu Gowina zrobiłabym rachunek sumienia i miała oczy dookoła głowy. Bo jeśli wciąż nie mają na niego haka, to go właśnie intensywnie szukają albo nawet zaraz spreparują.
Jarosław Gowin przypatrywał się tamtym wydarzeniom z bliska, najpierw jako senator, a później poseł Platformy Obywatelskiej. Wie, z kim ma do czynienia i co go czeka – długotrwała batalia w sądach o uznanie swojego przywództwa i codziennie kwestionowanie jego pozycji przez „wczorajszych kolegów”. Plus ciosy poniżej pasa – dalsze wyciąganie posłów i działaczy z terenu. No i może jakaś afera ujawniona przez usłużne PiS-owi media, większego kalibru niż rzekome spotkanie z Donaldem Tuskiem. Czytajcie braci Karnowskich.
Żałować Gowina nie mam zamiaru – przez pięć lat żyrował (ciesząc się lub nie, ale to bez znaczenia) niedemokratyczną politykę prezesa PiS-u, niszczenie instytucji polskiego państwa i kampanie nienawiści, wymierzane w kolejnych wrogów: sędziów, nauczycieli, artystów, LGBT, opozycję, Brukselę i tak dalej. Teraz po prostu to on znalazł się na celowniku.
Jednocześnie zaklina rzeczywistość, deklarując wszem wobec, że „Porozumienie jest lojalnym członkiem Zjednoczonej Prawicy”, a układ obecnie rządzący jest czymś najlepszym, co się Polsce mogło przytrafić. Dlaczego? Bo sytuację ma patową, brak mu pola manewru.
Po pierwsze, zbudował partię niezdolną do samodzielnego życia. Nikt na oczy nie widział wyborcy Porozumienia, ugrupowanie notuje w sondażach poparcie nawet nie w granicach błędu statystycznego. Jego aktualna pozycja jest odwrotnie proporcjonalna do faktycznej siły, a wynika z odgrywania roli tzw. „języczka u wagi”. Porozumienie może istnieć dalej tylko będąc przytulonym do większego gracza.
Po drugie, jeśli teraz Gowin wyjdzie z rządu i koalicji, jego ugrupowanie ulegnie przyspieszonej erozji – bo działacze Porozumienia niekoniecznie łatwo pogodzą się z utratą synekur. Część z nich z marszu przytuli się do PiS-u, byle kasa się zgadzała, byle stanowiska – swego, żony, kochanki, kuzyna i ojca - w spółce Skarbu Państwa lub agencji rolnej nie utracić.
Po trzecie, owo kurczenie się zasobów ludzkich Porozumienia – na aż dwa i pół roku przed wyborami – może uniemożliwić Gowinowi nawiązanie koalicji z którymś z ugrupowań opozycyjnych. Bo jeśli aktywa, które miałyby zostać wniesione do takiej spółki, stanowić będzie jedynie sam Jarosław Gowin i paru jego przybocznych, to jest to żaden interes dla PSL-u czy Polski 2050. Nie przełoży się na tyle dodatkowych głosów przy urnach wyborczych, by warto się było na nie połaszczyć i wziąć przy okazji na siebie to piętno współpracy z PiS-em, które część wyborców długo widzieć będzie na czole posła z Krakowa. Pozycja negocjacyjna Gowina będzie zatem słaba.
Wobec powyższego, czyli braku korzystnego politycznie wyjścia z sytuacji, Jarosław Gowin ma jeszcze w odwodzie ruch moralny. Może wyjść z koalicji, bez oglądania się na negatywne dla niego samego konsekwencje, pozbawiając w ten sposób Kaczyńskiego władzy. Dla – jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi – dobra Polski. To jednak mało prawdopodobne.
Gowin raczej uchwyci się kurczowo rządu, mając nadzieję, że prezes PiS-u w końcu się zreflektuje, a widmo gabinetu mniejszościowego oraz przyspieszonych wyborów go otrzeźwi. Jeśli jednak przy okazji będzie się stawiał w różnych sprawach (np. podatek od reklam), to próżne jego nadzieje.
Na razie wygląda na to, że strategia Gowina jest prosta: udawać – odpierając ciosy Kaczyńskiego, wyprowadzane rękoma Bielana – że nie plują na niego, tylko, że to właśnie deszcz pada. I cytować Waldemara Pawlaka, że „koalicja trwa i trwa mać”.