We wtorek ogłoszono, że oskarżany o molestowanie ksiądz Andrzeja Dymer nie żyje. Dziennikarz Tomasz Terlikowski podkreślił, że sprawa nie umrze wraz ze śmiercią duchownego, bo wciąż należy pociągnąć do odpowiedzialności odpowiedzialnych za krzywdę ofiar.
Tomasz Terlikowski wyznał, że sprawa księdza Andrzeja Dymera jest dla niego osobiście ważna. Był to jeden z pierwszych sygnałów o pedofilii w Kościele, z jakim spotkał się dziennikarz. Stwierdził, że żałuje niewystarczającego opisywania traumy ofiar i drążenia spraw pedofilii wśród duchownych.
"To była ważna, trudna sprawa. Szkoda, że wciąż niewyjaśniona. Zakończy się ona, gdy konsekwencje prawne poniesienie nie tylko ks. Dymer, ale także biskupi, którzy go przez lata kryli i wspierali" – podkreślił mężczyzna.
Tomasz Terlikowski o pedofilii w Kościele
W dalszych postach zaznacza, że mimo że wielu biskupów, którzy chronili ks. Andrzeja Dymera też już nie żyje, nie oznacza to końca sprawy. "Arcybiskup Andrzej Dzięga ma się nieźle, a zawiódł jako biskup. I to zawiódł nie tylko ofiary, ale także swojego kapłana" - wskazuje dziennikarz.
"Metropolici szczecińscy, którzy wiedzieli, co robi ks. Dymer są odpowiedzialni za cierpienie ofiar, za ich ból, za załamanie, ale są odpowiedzialni także za to, że ich kapłan nigdy nie poddał się terapii, że przestępca do końca otoczony był opieką i nie pozwolono mu nawet zmierzyć się z własną winą, ze sprawiedliwością" – napisał Terlikowski.
"Gdyby arcybiskup Dzięga poczuwał się do odpowiedzialności za ofiary i za kapłanów, za Kościół - to jeszcze dziś złożyłby na ręce Ojca Świętego rezygnację z urzędu. I przeprosił. To byłby dowód, że naprawdę wierzy, że naprawdę jest pasterzem, że naprawdę rozumie Ewangelię. Czy w to wierzę? Niestety nie!" – podsumował mężczyzna.