
"Alicja, która w drogówce przepracowała osiem lat, nie ma wątpliwości, że kobieta, by dowieść swojej wartości jako policjantka, na służbie musi starać się kilka razy bardziej niż mężczyzna. – Chodzi o to, by pokazać jaja, mimo że się ich nie ma – tłumaczy. – Gdy zaczynałam pracę, wielokrotnie słyszałam, że nie podołam. Kumple bombardowali mnie złośliwościami. «Już takie tu były, co kozaczyły, a później zamykały się w radiowozie i bały wyjść» – mówili. Musiałam się nieźle postarać, żeby zdobyć ich zaufanie".
"Nikt nigdy nie był wobec mnie tak agresywny jak druga kobieta (…). Najgorsze są te, które wieziemy do wytrzeźwiałki. Pijane. Wulgarne. Bez zahamowań komentują mój wygląd: «Jaką ty masz grubą dupę w tym mundurze, nie wstyd ci?», «Ile ty ważysz, że masz tyle siły?!». To wszystko nic. Później przychodzi czas przeszukania. Chłopaki wychodzą, ja zostaję sama. Niektóre z nich za wszelką cenę chcą mnie sprowokować i wywołać moją agresję. Inne cała sytuacja wyraźnie podnieca – zaczynają się wdzięczyć, rzucają podteksty seksualne i chcą mnie nakłonić do zbliżenia. Robią striptiz i rzucają swoją garderobą. Stanik – we mnie, majtki – we mnie, buty – we mnie. Jak raz odwróciłam wzrok od tego cyrku, to po chwili dostałam podpaską w twarz".
"– Pamiętam taką scenę: stoję pod blokiem, obładowana torbami, w tych torbach ubrania, kosmetyki, książki, laptop, ulubiony kubek, no, całe moje życie. Myślę, jak zmieszczę się do taksówki, a później, że nie mam gdzie tą taksówką pojechać. Wtedy przypominam sobie, że następnego dnia zaczyna się turnus antystresowy. Takie trzydniowe warsztaty z psychologiem za miastem dla chętnych funkcjonariuszy. «Zajebiście – myślę – zostawię graty u koleżanki i pojadę odpocząć, w międzyczasie ogarnę jakieś lokum». Dzwonię do przełożonego, mówię, że mi się życie prywatne posypało, i proszę o możliwość skorzystania z wyjazdu. On pyta, czy mnie pojebało. Odpowiadam: «Nie, jestem po prostu bardzo zestresowana». «To się zwolnij» – mówi”.
"– Pojęcia nie masz, jakie to uczucie, gdy idzie na ciebie tłum stu kobiet – mówi Marta, policjantka z Warszawy – a sześćdziesiąt z nich pluje na twoje buty i wrzeszczy, że cię historia rozliczy. Żebyś mundur zdjęła i matkę przeprosiła. Dramat. Nie reaguję. Nie wyobrażam sobie nawet, żeby taką kobiecinę, co splunie, z tłumu wyciągać i za łeb łapać. Baletnicą nie jestem, dużo zniosę. A po służbie buty wyczyszczę".
Artykuł powstał z W.A.B.