
Walczą o to, by kobiety mogły zajmować bardziej znaczącą rolę w polityce, sporcie i gospodarce. Choć starają się trzymać religijnych nakazów, chcą, by panie same mogły wybierać, czy zostać gospodynią domową, czy szefową korporacji. Coraz więcej katoliczek deklaruje się jako feministki i rozpoczyna walkę z "ławką chłopaków". Także w Kościele.
Nowa minister do spraw kobiet i równości Wielkiej Brytanii zamierza zaostrzyć prawo do aborcji. Według jej pomysłu, płód będzie można usunąć do 20. tygodnia ciąży (obecnie przepisy pozwalają na aborcję do 24. tygodnia). Jej zdaniem późniejsze przerywanie ciąży jest zbyt niebezpieczne i wątpliwe moralnie. Działaczki konserwatywnych organizacji kobiecych nazwały pomysł "prawdziwym feminizmem", a w Wielkiej Brytanii rozpoczęła się medialna burza wokół tego pojęcia.
Uważam, że feminizm to dbanie o dobro kobiety. O moje dobro, twoje dobro, o dobro wszystkich kobiet.
Sprawa łączenia wiary z feminizmem wciąż wywołuje jednak kontrowersje. Zdaniem przeciwniczek takiego połączenia, zbyt mocne ograniczenia są już u podstawy samego Kościoła.
Feministki postrzegają chrześcijaństwo jako religię patriarchalną, która oferuje kobiecie dwa wzorce: Ewę – źródło zła, kusicielkę i przyczynę grzechu, oraz Marię – matkę dziewicę. Oba nie do przyjęcia CZYTAJ WIĘCEJ
Według wielu kobiet taki model z natury wyklucza się z feminizmem. Zjawisko to badała dr Joanna Tomaszewska. Zdaniem socjolożki to, że feminizmu nie można pogodzić z wiarą, "to bodajże jedyna kwestia, co do której panuje zgoda między prymasem Kościoła katolickiego w Polsce a wieloma czołowymi polskimi feministkami" – napisała w eseju "Katoliczki i feministki".
Dziś katolickie feministki przypominają między innymi o tym, że kobiety mogą pełnić ważne i odpowiedzialne funkcje w kościelnej hierarchii. Panie mają prawo być szafarkami eucharystii, przewodniczącymi rad parafialnych i ekumenicznych, a także służyć do mszy jako ministranci. Niektóre, tak jak teolożka dr Elżbieta Adamiak, zajmują się badaniem biblijnych przekazów i kościelnych dokumentów pod kątem poszukiwania w nich kobiecych wzorców.
Gdy pisałam „Milczącą obecność”, byłam chyba jedyną teolożką w Polsce, która określała się jako feministka. Dziś jest nas więcej, chociaż nadal wiele kobiet z mojego środowiska unika tego słowa, mimo że ich poglądy można by uznać za feministyczne. CZYTAJ WIĘCEJ

