
Na samym początku filmu głos z off-u informuje nas, że ludzie dzielą się na dwie kategorie: owieczki i lwy, czyli ofiary i drapieżniki. Po chwili dowiadujemy się, że autorką tych słów jest główna bohaterka filmu, która sama siebie nazywa "pie*doloną lwicą". I ma rację.
Starsza pani ma się dobrze i nie potrzebuje opieki? Żaden problem, lekarka poświadczy w sądzie, że jej demencja postępuje i kobieta nie może mieszkać sama. Po wygranej rozprawie Marla zjawi się w progu jej domu z czarującym uśmiechem i oznajmi: Jedziesz z nami, ale zabierze cię czekająca na ulicy policja. W ten sposób całkowicie legalnie porywa swoje ofiary.
Drapieżność i determinacja bohaterki granej przez Pike jest podkręcona do maksimum, co często daje karykaturalny efekt, ale tak właśnie miało być – w końcu to satyra, często i gęsto korzystająca z hiperboli. Już sam przerysowany wygląd Marli sugeruje, że mamy do czynienia z postacią-symbolem, a nie realistyczną bohaterką.
Od strony technicznej film ani nie zachwyca, ani nie razi. Został nakręcony w typowy dla Netflixa sprawny, ale bezbarwny sposób. Nie doświadczymy w nim raczej zapadających w pamięć czy zapierających dech w piersiach kadrów.