"O wszystko zadbam" nie okazało się nową "Zaginioną Dziewczyną", ale to zaskakująco interesujący film, który igra z przyzwyczajeniami widzów, chociaż ostatecznie nie wykorzystuje całego swojego potencjału. Uwaga, recenzja może zawierać niewielkie spoilery.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Napisz do mnie:
maja.mikolajczyk@natemat.pl
"O wszystko zadbam" reklamowany był jako następca "Zaginionej Dziewczyny", ale nie ma zbyt wiele wspólnego z filmem Davida Finchera.
Główną rolę zagrała w nim Rosamund Pike, która dostała za nią nominację do Złotego Globu.
W pozostałych rolach zobaczymy Petera Dinklage ("Gra o Tron") oraz Dianne Wiest ("Hannah i jej siostry").
Na samym początku filmu głos z off-u informuje nas, że ludzie dzielą się na dwie kategorie: owieczki i lwy, czyli ofiary i drapieżniki. Po chwili dowiadujemy się, że autorką tych słów jest główna bohaterka filmu, która sama siebie nazywa "pie*doloną lwicą". I ma rację.
Marla Grayson znalazła sposób na dostatnie życie. Prowadzi firmę zajmującą się opieką nad starszymi ludźmi i wykorzystuje luki w systemie oraz obowiązującym prawie, by zostać ich opiekunką prawną, a przy okazji… oskubać do ostatniego grosza.
W całym procederze pomaga jej nie tylko Fran, czyli partnerka w życiu i biznesie, ale także cały zespół specjalistów, w tym lekarzy i pracowników domu starości, którzy również czerpią materialne korzyści z "biznesu" Marli.
Do tej pory przebiegłej bizneswoman działającej na granicy prawa wszystko uchodziło na sucho. Jak to jednak w takich filmach bywa, coś musi w końcu pójść nie tak. Wszystko zaczyna się od "wisienki", czyli bogatej starszej pani bez krewnych, którą podsuwa Marli pomagająca jej lekarka.
Starsza pani ma się dobrze i nie potrzebuje opieki? Żaden problem, lekarka poświadczy w sądzie, że jej demencja postępuje i kobieta nie może mieszkać sama. Po wygranej rozprawie Marla zjawi się w progu jej domu z czarującym uśmiechem i oznajmi: Jedziesz z nami, ale zabierze cię czekająca na ulicy policja. W ten sposób całkowicie legalnie porywa swoje ofiary.
Niestety, wisienka nie okazuje się tak smakowita, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Jennifer Peterson nie jest bowiem wcale bezbronną staruszką, a jej wpływowi przyjaciele posuną się do wszystkiego, by wydostać ją z domu opieki…
"O wszystko zadbam" reklamowane było jako produkcja zbliżona tematycznie do "Zaginionej dziewczyny" Davida Finchera. Podobieństwo tak naprawdę kończy się jednak na obsadzonej w roli głównej Rosamund Pike, która i tym razem wcieliła się w postać diabolicznej bohaterki i ponownie zagrała ją świetnie, co zostało dostrzeżone i Pike za tę rolę otrzymała nominację do Złotego Globu.
Aktorsko film w ogóle stoi na świetnym poziomie. Poza wspomnianą już Pike, jej największego antagonistę i rosyjskiego mafiosa gra Peter Dinklage, czyli znany z "Gry o Tron" Tyrion. W rolę "niewinnej" staruszki wciela się natomiast Dianne Wiest, oscarowa aktorka, którą można kojarzyć z wielu filmów Woody’ego Allena.
West i Dinklage wypadają znakomicie w niejednoznacznych rolach z jednej strony tych złych w świetle prawa, a z drugiej ofiar bezwzględnej Marli. Nie ma jednak wątpliwości, że gwiazdą filmu jest właśnie grająca ją Rosamund Pike.
Aktorka przyznała w wywiadzie dla "Vogue", że przygotowując się do roli Marli, inspirowała się TED Talkami Elizabeth Holmes, czyli prezeski firmy świadczącej usługi medyczne, skazanej za oszustwa w 2018 roku .
Gładkie przemowy przedsiębiorczej opiekunki naznaczone są dzięki temu typowym dla osób zajmujących podobne stanowiska żargonem, co w kontekście działalności Marli, nadaje im nie tylko upiorny, ale również satyryczny wydźwięk.
Samemu filmowi najbliżej do czarnej komedii z elementami thrillera, ale dość ciężko zaklasyfikować go gatunkowo w jakikolwiek sposób, bo z jednej strony powiela schematy, a z drugiej łamie najważniejsze zasady gry kina popularnego.
Blakeson nie chciał, by produkcja była zbyt przygnębiająca, dlatego postanowił opowiedzieć ją z perspektywy drapieżcy, a nie ofiary. Tym samym udało mu się osiągnąć jeszcze coś bardzo nietypowego dla kina gatunkowego.
W kinie popularnym z reguły obserwujemy starcie "sił" dobra i zła. W "O wszystko zadbam" ten porządek zostaje jednak zaburzony, co niektórych widzów może wprowadzić w konsternację. Komu (i czy w ogóle) należy kibicować – bezwzględnej oszustce działającej w granicach prawa czy ofiarom jej działań, którymi są w końcu bezlitośni gangsterzy?
Częstym zarzutem kierowanym wobec filmu jest jego absurdalność. Faktem jest, że niektóre sceny odbiegają daleko od możliwych w naszej rzeczywistości wydarzeń, ale "O wszystko zadbam" nie można traktować w tych samych kategoriach, co chociażby wspomnianej "Zaginionej Dziewczyny".
Ten drugi utrzymany jest w realistycznej konwencji, natomiast już od pierwszych minut nowego filmu z Pike reżyser sygnalizuje nam, że będziemy mieli do czynienia z groteską, a więc wszelka przesada jest w nim jak najbardziej uzasadniona.
Oberwało się też Marli, jej postaci zdaniem niektórych brakuje psychologicznej głębi. Nie uważam, żeby każda bohaterka czy bohater filmowy musiał być oparty o osobiste traumy psychologiczne (i mówię to jako psycholożka!), co więcej Blakeson w dość oczywisty sposób stara się pokazać, że jej psychika jest produktem nastawionego na maksymalny zysk systemu gospodarczo-społecznego, jaki obecnie funkcjonuje w USA.
Drapieżność i determinacja bohaterki granej przez Pike jest podkręcona do maksimum, co często daje karykaturalny efekt, ale tak właśnie miało być – w końcu to satyra, często i gęsto korzystająca z hiperboli. Już sam przerysowany wygląd Marli sugeruje, że mamy do czynienia z postacią-symbolem, a nie realistyczną bohaterką.
Film bywa interpretowany jako antykapitalistyczny i jest w tym sporo prawdy, ale ostrze krytyki zdaje się sięgać pod żebra również korporacjonizmowi, ułomnym, systemowym rozwiązaniom oraz rzeczywistości opartej na oligarchii, charakterystycznej dla USA i reprezentowanej pod sam koniec filmu przez przymierze Marli z Romanem Lunyovem, czyli granym przez Dinklage’a gangsterem, który wcześniej chciał ją zabić.
Dwójka antagonistów tworzy bowiem duet idealny, wykorzystując swoje wpływy i pieniądze, by rozszerzyć działalność Marli na krajową skalę – on jest od brudnych interesów i pozostaje w cieniu, a ona jest nie mniej groźną złotoustą przestępczynią białych rękawiczkach.
Przebiegła opiekunka czasami uzasadnia swoją postawę wobec świata używając feministycznych argumentów, ale w jej ustach są to puste frazesy. Nie odczytuję tego, jako ataku na feminizm, a bardziej widzę w tym chęć pokazania, że każdy zbiór idei ma potencjał, by tłumaczeń nim najbardziej zwyrodniałe zachowania.
Marla jest lesbijką, ale nie zostaje to w filmie stematyzowane. Szczerze mówiąc, traktowanie nieheteronormatywnego związku jako czegoś normalnego i niebudzącego zdziwienia wydaje mi się ciekawszym kierunkiem, niż robienia z orientacji seksualnej istoty osobowości bohaterki czy bohatera, co często w rezultacie pozbawia go jakichkolwiek innych cech.
Od strony technicznej film ani nie zachwyca, ani nie razi. Został nakręcony w typowy dla Netflixa sprawny, ale bezbarwny sposób. Nie doświadczymy w nim raczej zapadających w pamięć czy zapierających dech w piersiach kadrów.
Niezmiernie irytowało mnie natomiast ucinanie głów aktorkom i aktorom w zbliżeniach – nie wiem, czy był to celowy zabieg, ale moim zdaniem zupełnie nietrafiony. Pochwalić muszę z kolei soundtrack, który trudno określić wyjątkowym, ale z łatwością można go nazwać naprawdę dobrze dobranym.
Ostatecznie, chociaż o "O wszystko zadbam" składa się z całkiem ciekawych elementów, jako całość wypada już tak sobie, a jego potencjał zostaje zaprzepaszczony. Pomimo zabawy z kliszami gatunkowymi, sama historia rozwija się w dość przewidywalny sposób, intryga zostaje rozwiązana zbyt wcześnie, a zło (przynajmniej to o twarzy Marli Grayson) zostaje pokonane.
Nie zmienia to jednak faktu, że wśród Netflixowych średniaków "O wszystko zadbam" zdecydowanie błyszczy, a swój blask zawdzięcza nie tylko diabolicznej roli Rosamund Pike.