Gdy tylko jest taka możliwość, gdy ich stać, lecą na mecz ukochanej drużyny. Są z nią nawet na wyjazdach, w przeróżnych krajach. – Dobrze, że dzwonisz teraz, bo zaraz mam samolot do Barcelony, lecę na Gran Derbi – słyszę od jednego z rozmówców. Inni mecz obejrzą w pubie, na zorganizowanej imprezie. W domu tylko ci, którzy mają rodzinę, dzieci. Tak funkcjonują w Polsce oficjalne fankluby FC Barcelony i Realu Madryt.
"Penya" - to katalońskie określenie fanklubu lub klubu kibica. Barcelona ma w Polsce dwa takie fankluby. Pierwszy to Fan Club Barca Polska, związany ze stroną fcbarca.com, drugi – Penya Barcelonista de Varsovia – jest z kolei powiązany z serwisem blaugrana.pl.
Chcemy wozić ludzi, a nie na nich zarabiać
Widziałem się niedawno ze znajomym dziennikarzem. Zeszło na temat wyjazdów na mecze Barcelony. - Wiesz co? Ta cała blaugrana.pl już dużo mniej inwestuje w teksty. Oni chyba zarabiają najwięcej na organizowaniu wycieczek na mecz. Wyjazdy są częste, regularne, jeździ sporo osób. Muszą mieć z tego niezłe pieniądze - opowiadał.
Piotrek Olejnik działa w Barcelonistas de Varsovia. Niedawno zorganizował wyjazd na Camp Nou, w którym udział wziął między innymi Janusz Panasewicz. Dziwi się, gdy przytaczam mu tamte słowa. – Wyjazdy dla kasy? Słuchaj, nic bardziej mylnego. Oczywiście, mamy swoją działalność gospodarczą, oczywiście płacimy podatki, ale generalnie traktujemy to bardziej jako działalność non-profit. Jestem świeżo po studiach, ukończyłem Wydział Elektroniczny na Politechnice Poznańskiej. I mogę cię zapewnić, że będę chciał pozostać w zawodzie. Naszą ideą jest wozić ludzi, pokazywać im najlepszą drużynę świata, a nie mieć z tego jakieś kokosy – przekonuje w rozmowie z naTemat.
Członkowie fanklubu Barcelony w programie "Kawa czy herbata":
Przedsiębiorca z BARCĄ
Podobną opinię słyszę od ludzi z FCBarca.com. - Nasze hasło brzmi "Żyj pasją" i świetnie oddaje naszą działalność. Portal tworzony jest przez kibiców dla kibiców. Nikt nie oczekuje z tego tytułu pieniędzy i wszystko, co pojawia się na stronie robione jest z pasji i chęci rozwoju własnych umiejętności. Myślę, że największą satysfakcją jest zadowolenie i wdzięczność ludzi, przede wszystkim kibiców Barcelony, za to, co robimy. A takiej wdzięczności doświadczamy i to regularnie - mówi mi Robert Wojtczak, współwłaściciel i administrator serwisu.
Z kolei z wyjazdem, który kiedyś organizował Olejnik, wiąże się dość zabawna historia, którą opowiada mi jeden z jego uczestników. – Wybrał się z nami były sportowiec, a obecnie prężny przedsiębiorca. Człowiek podjeżdża do nas luksusowym samochodem, my patrzymy a tam rejestracja: BARCA. Od razu widać było, że to jeden z nas.
W Sportklubie można od pewnego czasu oglądać program „FC Barcelona vs Real Madrid”, prowadzony przez Małgorzatę Tomaszewską – córkę, tego, który zatrzymał Anglię. Program jest autorskim pomysłem szefa stacji Bartłomieja Rabija. – Kocham piłkę hiszpańską i chciałem, by takie coś się u nas pojawiło. Zależało mi też bardzo na tym, by w studio jako eksperci pojawiali się członkowie fanklubów obu drużyn, piszący na blaugrana.pl czy realmadrid.pl. Bo to prawdziwy fanatycy, kochający swoją działalność – mówi mi Rabij.
Fragment programu o Barcelonie i Realu:
Gdy ci fanatycy spotykają się na zjazdach, temat rozmów jest jeden. Wiadomo jaki. W jakiej formie jest Messi, w jakiej Ronaldo. Jak tam się prezentuje obrona, od ilu minut Casillas nie stracił bramki. – Na zjazdach są generalnie młodzi ludzie. Oczywiście, w naszym fanklubie są także starsi. Mamy członków, którzy są po pięćdziesiątce, czy sześćdziesiątce. Ale ich wzywają obowiązki rodzinne, nie mogą sobie ot tak, pojeździć po kraju. I bawić się z nami przez kilka dni – śmieje się Dariusz Dobek, pełniący funkcję prezesa Aguila Blanca, jedynego w Polsce oficjalnego fanklubu Realu.
Kocham Real, nie lubię Madrytu
Dobek był w swoim życiu na pięciu, może sześciu meczach na Santiago Bernabeu, już nie pamięta dokładnie. – Wiesz, może nie powinienem ci tego mówić, ale nie lubię Madrytu. To nie jest tak piękne miasto, by do niego wracać. Dlatego wolę udawać się na wyjazdowe mecze Realu. Do Barcelony, Almerii czy na Majorkę. Albo do Niemiec, wybierając Dortmund czy Berlin – mówi prezes Aguila Blanca.
Być może chodzi mu też o to, że na samym stadionie jest cicho. Ludzie oglądają mecz w skupieniu, podziwiają go niczym sztukę w teatrze, a z miejsc podrywają się tylko po jakiejś błyskotliwej akcji. – Czasem mamy miejsca blisko grupy Ultras, która ciągle coś intonuje i próbuje pobudzić innych do dopingowania. Wtedy jest lepiej, możemy się przyłączyć, ale i tak nasze wspólne wysiłki najczęściej idą na marne – mówi mój rozmówca.
Spotkanie członków fanklubu Realu z Mateuszem Borkiem:
Wspomniane mecze wyjazdowe. To jedna z największych zalet członkowstwa w penyi. Taka organizacja otrzymuje od klubu wejściówki na różne wyjazdy. Oczywiście, musi za nie zapłacić ich nominalną cenę. Ale moi rozmówcy przekonują, że warto. – Cała transakcja jest bezpieczna, do tego mamy gwarancję tego, że dostaniemy miejsca obok siebie. Gdybyśmy mieli kupować 20,30 biletów przez Internet, to wykupienie miejscówek obok siebie graniczyłoby z cudem – tłumaczy Dobek.
Napiję się i pójdę na mecz
Rabij był na jednym z wyjazdów Barcelonista de Varsovia. Oto jego refleksje: - Zdziwisz się, ale tam naprawdę działają różni ludzie. Są nauczyciele, dziennikarze, tłumacze, pracownicy korporacji. Do tego studenci. Jak się zachowują? Różnie. Nie będę ich idealizował. Byli też tacy z gatunku „zobaczę ten mecz, ale po 15 piwach”. Ludzie, którzy najpierw muszą się gdzieś tam uraczyć czymś mocnym, a potem na samej grze już ciężko jest im się skoncentrować. Ale tacy są w każdej grupie. Generalnie jest dobrze.
Gdy Barcelona mierzy się z Realem na boisku najczęściej jest bardzo ostro. Piłkarze obu drużyn, choć w reprezentacji Hiszpanii, chcąc nie chcąc, stanowią na boisku jedność, podczas Gran Derbi najczęściej niewiele robią sobie z zasad fair-play. A jak jest z kibicami? Przecież oni też, w trakcie zlotu, najpierw najczęściej grają w piłkę, a potem integrują się w pubach. A gdyby tak w obu tych miejscach zagromadzić fanów dwóch drużyn?
- Wśród kibiców Barcelony mam wielu przyjaciół. Tu są zdrowe zasady, nie to, co pomiędzy na przykład kibolami Legii i Polonii Warszawa. Podam ci przykład. Gdy w marcu 2011 roku kibice na całym świecie jednoczyli się z walczącym z nowotworem Ericiem Abidalem, my – kibice Realu – wysłaliśmy pismo do fanklubów Barcelony. Z wyrazami wsparcia. Więc można – przekonuje Dobek.
A Rabij dodaje: - Wiesz, ja nie jestem z Warszawy, ale zawsze nie mogłem zrozumieć, jak to jest, że w stolicy widzisz bardzo często gościa w koszulce Legii, ale już nie możesz zobaczyć człowieka w koszule rywala. No bo widziałeś kiedyś, tak normalnie na mieście, kibica w stroju Polonii? W Hiszpanii jest zupełnie inaczej.
Różne rzeczy mogłyby się dziać
Olejnik, owszem, przyznaje, że są kibice, którzy się szanują, a może nawet lubią. Ale chwilę potem mówi, że antagonizm między drużynami trochę się jednak przenosi też na fankluby. – Generalnie staramy się nie wchodzić sobie w drogę. Gdybyśmy, załóżmy, mieli oglądać taki mecz w jednym pubie i na boisku często dochodziłoby do spięć, byłyby wielkie emocje, to również tam mogłoby się to bardzo różnie potoczyć – przekonuje.
Członkowie FCBP oglądają mecz z Realem we Wrocławiu:
Ale nie będą razem oglądać. Niedzielny mecz ligowy Barcelony z Realem, który rozpocznie się godzinie 20.00, Aguila Blanca ma zamiar oglądać wspólnie w sopockim pubie „Złoty Ul”. Członkowie Penya Barcelonista de Varsovia zasiądą w warszawskim pubie „Legends” na Emilii Plater. Członkowie Fan Club Barca Polska będą niedaleko. Zajmą Browar de Brasil na Marszałkowskiej.
Po meczu, jak czytamy na ich stronie, planują tańce. W razie zwycięstwa pewnie do białego rana.