
Tragiczny wypadek miał miejsce w niedzielę w Dziwnowie. Z Zalewu Kamieńskiego wyłowiono samochód, w którym znajdowała się czteroosobowa rodzina. Wszyscy zginęli na miejscu. Teraz o akcji ratunkowej opowiedział nurek, który jako pierwszy przybył na miejsce zdarzenia.
REKLAMA
Rozpędzony samochód wpadł do zalewu w Dziwnowie. Jak relacjonuje nurek, który pierwszy dotarł na miejsce wypadku, znajdujący się w środku ludzie nie mieli szans na przeżycie. Pojazd leżał do góry nogami, a pasażerowe byli zapięci w pasy.
– Dostałem sygnał, gdy byłem w domu. Założyłem skafander i dosłownie w ciągu kilkunastu minut byłem już w wodzie w asyście straży pożarnej. Woda miała 4 stopnie, widoczność to było zaledwie pół metra – powiedział w rozmowie z "SE" nurek Zbigniew Jeszka.
Czytaj także: Mężczyzna opowiada, że widok był straszny.
– Pierwsze, co zobaczyłem, to rączki tego małego chłopczyka. Widok tego dzieciaczka w tym foteliku... straszny! Wewnątrz były skłębione ciała, za kierownicą była kobieta – opowiada o tragedii w rozmowie z "SE".
W pojeździe znaleziono ciała 38-letniej kobiety, 41-letniego mężczyzny i dwójki dzieci w wieku 7 i 3 lat. W środku był także pies. Ofiary to mieszkańcy woj. zachodniopomorskiego spoza powiatu kamieńskiego.
– Okna z przodu samochodu były uchylone na około 10 centymetrów i samochód szybko nabrał wody. Nie wiadomo, być może to zwarcie spowodowało nagłe opuszczenie szyb. Przednia szyba też była rozbita, co spowodowało, że woda szybko dostała się do środka. Miałem nadzieję, że utworzyło się coś w rodzaju poduszki powietrznej, która pozwoli na przeżycie. Niestety, samochód całkowicie nabrał wody – relacjonuje mężczyzna.
Przyczyna wypadku nie jest znana i bada ją prokuratura.
źródło: SE.pl