
"Jak zachowałoby się NATO, gdyby kiedyś to Polska została napadnięta?" - boję się o tym pomyśleć. I i II Wojna Światowa dają do myślenia...
Raczej wątpliwe, że ktokolwiek we Francji, UK, USA będzie umierał za Gdańsk. Za Gdańsk umierali Polacy, Niemcy, Rosjanie. NATO fajnie wygląda na papierze, ale w Polsce nie ma dużo ropy i gazu, więc wątpię czy Amerykanie obronę Polski uznają za opłacalny biznes.
Olaliby nas, tak jak Francuzi podczas 2 wojny światowej
O bezpieczeństwo międzynarodowe Polski postanowiłem zapytać Grzegorza Kostrzewę-Zorbasa, politologa, dyplomatę i dziennikarza.
Zobacz: Ekspert ds. wojskowości: Tarcza jest potrzebna, bo jesteśmy bezbronni. Naszą armia zżera biurokracja, korupcja i cynizm
Czy nie istnieją jednak jakieś wytyczne, które zmuszają sojuszników do konkretnej reakcji w sytuacji napaści na któryś z krajów? Jak wyglądają mechanizmy reagowania NATO w takich przypadkach?
Co to oznacza w praktyce?
Skoro nie istnieją żadne z góry zakładane, automatyczne sposoby reagowania, to jak wojskowa struktura NATO może być zdolna do działania? Wyobraźmy sobie, że napadnięta zostaje Polska. Czy na decyzję o pomocy będziemy musieli czekać do czasu, aż politycy spotkają się i uzgodnią plan działania?
Wchodząc do NATO przygotowaliśmy naszą infrastrukturę, taką jak lotniska, na przyjęcie wojsk sojuszniczych. Ale nie mamy gwarancji, że w razie napaści siły te rzeczywiście przybędą.
Ale czy sam proces tych konsultacji nie sprawia, że pomoc dla naszego kraju może przyjść zbyt późno? W przypadku wojny każda godzina jest na wagę złota.
Twierdzi więc pan, że w przypadku napaści na Polskę cała nadzieja w USA?
A jak do poziomu naszego bezpieczeństwa ma się kwestia tarczy antyrakietowej, o której ostatnio nie mówi się już zbyt dużo?
Jak ogólnie ocenia pan poziom bezpieczeństwa Polski w przypadku ewentualnego konfliktu?
A czy w tej chwili stacjonują u nas jakieś sojusznicze wojska?
Z czego to wynika?
Czy można więc powiedzieć, że nowe kraje NATO są traktowane gorzej od pozostałych?