Eddie Murphy w ostatnich latach bardzo rzadko pojawiał się na ekranie. Okazuje się, że miał ku temu konkretny powód. Aktor zdradził, dlaczego odpuścił sobie granie w filmach na jakiś czas.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Napisz do mnie:
maja.mikolajczyk@natemat.pl
Uważni obserwatorzy branży filmowej na pewno zauważyli, że w ostatnich latach Eddie Murphy nie pojawiał się zbyt często na ekranie. Aktor znany z takich filmów, jak "Gliniarz z Beverly Hills" czy "Norbit" zdradził w podcaście "WTF", dlaczego wycofał się na jakiś czas z branży.
"Kręciłem gówniane filmy. Przestało mnie to bawić. Do tego dawali mi te Maliny. Sku*wysyny dali mi Malinę dla najgorszego aktora wszech czasów. Pomyślałem więc, że może to sygnał do tego, żeby zrobić sobie przerwę" – zdradził słuchaczom podcastu.
Murphy w swojej karierze był nominowany do antynagrody 9 razy, a samych statuetek otrzymał cztery, m.in. za filmy "Norbit" oraz "Noce Harlemu".
Zdaje się jednak, że jego zła passa już minęła. W 2020 roku Murphy był nominowany do Złotego Globa dla Najlepszego aktora w komedii lub musicalu za film "Nazywam się Dolemite". Dzięki tej roli roli również otrzymał specjalną Złotą Malinę, ale tym razem była to "Nagroda odkupienia" za wcześniejsze produkcje.
"Miałem sobie zrobić przerwę na rok. Ani się obejrzałem i minęło sześć lat siedzenia na kanapie. I ciągle mogłem na niej siedzieć i nawet się z niej nie podnosić, ale nie chciałem, żeby zapamiętano mnie przez te g*wniane produkcje. Powstał więc plan nakręcenia 'Dolemite’a', drugiego 'Księcia' oraz występu w 'Saturday Night Live'. Później miałem zobaczyć, jak się będę czuł i czy dalej jestem zabawny" – opowiedział Murphy.
Przypomnijmy, że nie wszyscy traktują otrzymanie Złotej Maliny jako powód do wstydu. Film "365 dni" na podstawie książki o tym samym tytule jest na długiej liście nominacji niemal w każdej kategorii. Jak zdradziła jednak Blanka Lipińska, autorka książki, na kanwie której powstała produkcja, otrzymanie Złotej Maliny byłoby spełnieniem jej marzenia.