
Domowy test na COVID-19 od 15 marca jest dostępny w Biedronce. Naukowcy ostrzegali już wcześniej, że wyrób nie wykrywa, czy jest się chorym. Niestety, każdy zainteresowany testem tę informację uzyska dopiero po zakupieniu produktu i przeczytaniu instrukcji. Ulotka zdradza też inną ważną informację.
REKLAMA
Ulotka testu na COVID-19 z Biedronki
Diagnosta laboratoryjny Matylda Kłudkowska zacytowała na swoim Twitterze tekst ulotki testu na COVID-19 zakupionego w Biedronce, który przekazuje ważną informację na temat jego działania. "Najnowsze badania pokazują, że u ludzi zakażonych SARS-CoV-2 przeciwciała IgM i/lub IgG pojawiają się w ciągu 19 dni od pojawienia się objawów" – brzmi instrukcja."Jeśli wykonasz badanie zbyt wcześnie, to uzyskasz wynik fałszywie ujemny!" – ostrzega. Co więcej, dziennikarka TOK FM Karolina Głowacka podkreśla, że trzeba dopiero kupić i otworzyć opakowanie, żeby dowiedzieć, że nie wskazuje on na obecność wirusa ani czy się zaraża, ponieważ pudełko i ulotka przy kasie milczy na ten temat.
"Czytamy również, że wynik nie wskazuje, że uzyskano ochronę odpornościową. Jeśli negatywny, ale mamy objawy to też do lekarza. W mojej biedronce, wg pana kasjera sprzedawały się koncertowo" – dodała. Jakiś czas temu pisaliśmy w naTemat.pl o tym, jaki może być efekt sprzedaży testów na COVID-19 w Biedronce.
– Obawiam się, że te testy będą źle wykorzystywane, czyli pacjenci przestaną zgłaszać się do lekarza rodzinnego na test molekularny. Wykonają sobie test z Biedronki i na jego podstawie stwierdzą, czy mają koronawirusa. Te testy nie działają jednak w ten sposób. Służą do wykrywania przeciwciał, które pojawiają się jakiś czas po wystąpieniu objawów klinicznych zakażenia – powiedziała nam dr Matylda Kłudkowska.
Czytaj także: