Na początku trwania Strajku Kobiet wrocławscy policjanci nie utrudniali protestów. Teraz jednak policja nagminnie zatrzymuje samochody protestujących i dopatruje się coraz to nowych usterek.
Strajki wylały się na ulice Polski po październikowym wyroku TK Julii Przyłębskiej, który zaostrzył prawo aborcyjne w Polsce. Tysiące Polek i Polaków wyszło wyrazić swoje niezadowolenie, a protesty opanowały całą Polskę. Strajk Kobiet znów przybrał na sile po publikacji wyroku TK w Dzienniku Ustaw 27 stycznia 2020 r.
We Wrocławiu wielu strajkujących opowiada o utrudniających życie działaniach policji. Funcjonariusze zaczęli spisywać samochody oklejone symbolami protestujących dopatrując się usterek, których potem nie mogła znaleźć stacja diagnostyczna.
Według relacji strajkujących, policjanci nagminnie zatrzymywali protestujących w samochodach wrocławian pod byle pretekstem. O takich doświadczeniach opowiadał Pan Adam, który otrzymał mandat w wysokośc 250 zł za naklejki z symbolem Strajku Kobiet na aucie oraz przymocowany głośnik. Po stawieniu się pana Adama na komendzie, policja nie wiedziała o co chodzi.
Z kolei pani Anna relacjonuje, że policjant, podczas 24-minutowej kontroli pojazdu, na siłę zaczął szukać usterki.
– Złapał ręką za akumulator, pchając i pociągając, doprowadził do obluzowania mocowania, po czym złapał za rączkę i ponownie bujając akumulatorem pociągnął go mocno w górę i wyrwał z mocowania, po czym z zadowoleniem oznajmił, że akumulator jest nieprzymocowany – relacjonuje "Gazecie Wyborczej" pani Anna.
Policjant dopatrzył się też przecieku na misce olejowej, której, zdaniem właścicielki pojazdu tam nie było. Samochód pani Anny wrocławscy policjanci kontrolowali 4 razy w przeciągu 3 miesięcy.
W ostatniej kontroli udział brały aż 4 radiowozy i 12 policjantów. Kobieta napisała skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich po tym, jak policja po raz kolejny zatrzymała jej samochód i zabrała dowód rejestracyjny.