Kanclerz Niemiec poinformowała o wycofaniu się z twardego lockdownu, który miał obowiązywać podczas nadchodzących świąt wielkanocnych. Powodem zmiany decyzji miała być powszechna krytyka takiego rozwiązania. – Musimy spróbować spowolnić trzecią falę pandemii. Niemniej jednak był to błąd – oceniła swoją decyzję o zaostrzeniu restrykcji Angela Merkel.
We wtorek kanclerz Niemiec Angela Merkel wspólnie z premierami landów zdecydowała o wydłużeniu lockdownu i wprowadzenia tzw. twardej blokady w czasie Wielkanocy. "Brak nabożeństw", "Brak urlopów świątecznych nawet we własnych landach", "Mocny hamulec awaryjny" – grzmiały nagłówki w niemieckich mediach.
W środę odbyło się, w formule wideokonferencji, kolejne spotkanie przywódców landów z Angelą Merkel. Jego uczestnicy poinformowali niemieckie media o tym, iż kanclerz wycofała się z wprowadzenia surowych obostrzeń. Jak donosi Deutsche Welle, Merkel miała przyznać, że po głębszej analizie planowany lockdown może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Przyznanie się Merkel do błędu było reakcją przede wszystkim na słowa krytyki, które napływały ze strony niemieckich przedsiębiorców, przedstawicieli Kościołów, a nawet epidemiologów. Ci ostatni podkreślali, że 7-dniowy okres lockdownu to za krótko, by poświęcenie ze strony społeczeństwa przyniosło jakikolwiek efekt.
Dodajmy, że w ostatnich dniach w Niemczech notowano średnio 107,3 zakażeń koronawirusem na 100 tys. osób, co jest najwyższym poziomem od 26 stycznia. Tamtejsi eksperci obawiają się, że kontynuacja trendu może poskutkować przeciążeniem systemu opieki zdrowotnej, a także brakiem miejsc na oddziałach intensywnej terapii.
Musimy spróbować spowolnić trzecią falę pandemii. Niemniej jednak był to błąd. Na koniec dnia to ja ponoszę ostatnią odpowiedzialność. Teraz ważne jest, abym powiedziała to tutaj. Błąd powinien być nazwany błędem, a przede wszystkim powinien być naprawiony, najlepiej w odpowiednim czasie.