To film o który nikt nie prosił, ale którego każdy potrzebował. Sacha Baron Cohen powrócił w roli reportera telewizyjnego z Kazachstanu, aby ukazać widzom abstrakcję oraz idiotyzm obecnych czasów. "Kolejny film o Boracie", choć nie bawi tak jak pierwsza część, ma kilka elementów, które są "very nice".
Borat Sagdijew powrócił! W sequelu zatytułowanym "Kolejny film o Boracie: Tłusta łapówka dla amerykańskiego reżimu, by naród kazachski znów być wielki" naiwny dziennikarz z Kazachstanu ma za zadanie przekazał łapówkę prezydentowi Donaldowi Trumpowi.
W swoim najnowszym filmie Sacha Baron Cohen piętnuje koronasceptyków, seksistów, proliferów oraz osoby negujące Holokaust. Ponadto postać Borata staje przed nowym wyzwaniem jakim jest ojcostwo.
"Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej" był filmem wręcz przełomowym pod względem żartów. Do tego stopnia, że część filmowych gagów na długi czas pozostała i pewnie wciąż pozostanie w świadomości widzów.
Najnowsze dzieło Jasona Wolinera oraz Sachy Barona Cohena jest więc po części "odgrzewanym kotletem", ale to także ważny komentarz poczyniony w kierunku obecnych wydarzeń polityczno-społecznych. Sam Borat Sagdijew niewiele się zmienił, za to na próbę wystawione zostało jego ojcostwo.
W sequelu zatytułowanym "Kolejny film o Boracie: Tłusta łapówka dla amerykańskiego reżimu, by naród kazachski znów być wielki" naiwny dziennikarz zostaje zwolniony z pracy w gułagu i otrzymuje od kazachstańskiego premiera zadanie, aby wręczyć amerykańskiemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi łapówkę w postaci ministra kultury i gwiazdy porno - małpy o imieniu Johnny the Monkey.
Niestety, sprawa się komplikuje. Borat w poprzednim filmie wypróżnił się na terenie nowojorskiego wieżowca Trump International Hotel and Tower, dlatego ze strachu przed głową państwa decyduje się przekazać łapówkę wiceprezydentowi USA Mike'owi Pence'owi.
Dodatkowo Borat otrzymuje nieoczekiwaną (i z początku niechcianą) pomoc od swojej 15-letniej córki Tutar, która marzy o staniu się drugą Melanią Trump.
Czego się nie robi dla swoich dzieci
"Kolejny film o Boracie" jest tytułem w połowie wyreżyserowany, w połowie improwizowanym. Tak samo jak w poprzedniej części główny bohater zagaduje do zupełnie obcych osób i czeka na reakcję z ich strony. Tym razem Baron Cohen piętnuje u napotkanych rozmówców rasizm, foliarstwo oraz seksizm. Pomaga mu w tym odtwórczyni roli córki, czyli bułgarska aktorka Maria Bakalova.
24-latka za odegranie postaci Tutar została wyróżniona nominacją do złotej statuetki Oscara. I nie ma się co temu dziwić. Kobieta pozostawała w swej roli nawet wtedy, gdy rozmawiała z proliferami czy miała "uwieść" Rudy'ego Giulianiego, osobistego prawnika Trumpa.
Dla Barona Cohena praca nad mockumentem (satyrycznym filmem stylizowanym na dokument) nie była niczym nowy, zaś dla Bakalovej "Borat 2" stanowi pierwszy tak duży projekt. Przed aktorką postawiono nie lada wyzwanie - stała się kotwicą między przyziemnymi sprawami a absurdalnością pandemicznej i przedwyborczej rzeczywistości.
"Kolejny film o Boracie" nie rezygnuje z szokujących żartów, które niektórym zwyczajniej w świecie mogą nie przypaść do gustu. Baron Cohen wykorzystuje swój czarny humor po to, żeby uwypuklić głupotę chociażby członków ruchu QAnon czy osób negujących istnienie Holokaustu. Niektóre podejmowane przez niego decyzje artystyczne znajdują się na granicy tego co etyczne.
Co ciekawe, mimo, że sequel Borata nie rozwiązuje żadnego z piętnowanych przez siebie problemów, na końcu zostawia widzów z przesłaniem pełnym nadziei. Nie jest to oczywiście typowo amerykańskie zakończenia z happy endem, ale finał tego filmu zaskoczy niejednego fana Sachy Barona Cohena.
Czy "Kolejny film o Boracie" zasługuje na Oscara? Cóż, jest on nominowany w dwóch kategoriach - najlepszej aktorki drugoplanowej oraz najlepszego scenariusza adaptowanego. Rola Bakalovej warta jest każdej nagrody. Jeśli zaś chodzi o scenariusz, w tym temacie można by polemizować. Z pewnością jest odważny, ale czy oscarowy? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.