Otwarciu dwutysięcznego marketu "Biedronka" towarzyszyły atrakcyjne promocje, które zgromadziły wokół sklepu tłumy. Tradycyjnie nie obyło się bez przepychanek i prób forsowania barierek. Czy bezpardonowa walka o okazyjne zakupy to polska specjalność? Czy może polska bieda?
W Łodzi na otwarcie dwutysięcznego marketu "Biedronka" czekały tłumy ludzi. Niektórzy koczowali pod sklepem przez kilkanaście godzin, a wszystko to z powodu wyjątkowych promocji, jakie miały czekać na klientów.
Informacje i zdjęcia z otwarcia sklepu jak zwykle były szeroko komentowane przez internautów, najczęściej bardzo krytycznie. Potok pogardy, krytyki i zażenowania popłynął szerokim strumieniem.
– Polska nie jest wyjątkiem, takie same dantejskie sceny rozgrywają się też w bardziej rozwiniętych gospodarczo krajach – mówi mi dr Grzegorz Makowski, socjolog i badacz zachowań konsumenckich. – Czy niedawna premiera iPhone’a nie wzbudziła dokładnie takiej samej sensacji? Tam również ludzie koczowali pod sklepami w oczekiwaniu na modny smartfon Apple'a – opowiada mój rozmówca. Zgadza się z nim także prof. Grzegorz Karasiewicz z Wydziału Zarządzania UW. – Tego typu promocje organizowane są w wielu krajach świata i zawsze znajdą się konsumenci, których to przyciąga – opowiada. Dodaje, że zwłaszcza w czasie kryzysu gospodarczego coraz więcej osób poszukuje po prostu każdej okazji, aby zaoszczędzić – stąd popularność takich akcji.
Na Zachodzie iPhone, w Polsce telewizor
Doktor Makowski podkreśla jednak, że pewne różnice między Polską a szeroko rozumianym Zachodem są oczywiste – tam przedmiotem obleganych promocji są często dobra wyższego rzędu, podczas gdy u nas tłumy gromadzą się pod sklepami nawet wtedy, gdy obniżki dotyczą podstawowych produktów. – W Polsce wciąż panuje swoiste "wygłodzenie konsumpcyjne". Margines ubóstwa jest stosunkowo duży, zarobki niskie, a zdolność zakupowa przeciętnego Polaka niewielka – ocenia ekspert.
Kim są ludzie, którzy są gotowi na tak wielkie poświęcenia dla kupna nowego telewizora lub laptopa? – Myślę, że społeczny przekrój tej grupy jest raczej zróżnicowany. Wątpię, żeby była to jakaś precyzyjnie wyróżniona zbiorowość o konkretnym poziomie wykształcenia lub dochodu – mówi prof. Karasiewicz. – Pokolenie, żyjące jeszcze w czasach PRL, wciąż ma w pamięci czasy niedoborów w sklepach, stąd może być bardziej skłonne do uczestniczenia w takich promocjach. Część z tych osób ma po prostu smykałkę do biznesu i później sprzedaje okazyjnie kupione produkty na serwisach aukcyjnych. Inni z kolei szukają okazji lub łatwego sposobu na podniesienie swojego statusu społecznego przez zakup takich dóbr, jak telewizory, sprzęt audio lub komputery – dodaje dr Makowski.
Skóra, fura i komóra
Czy Polacy wciąż, tak jak w latach dziewięćdziesiątych, wierzą w "magiczną" moc produktów, które podniosą ich status w oczach innych ludzi? – W początkowym okresie polskiego kapitalizmu obnosiliśmy się z byle czym. Każdy marzył o magnetowidzie i BMW, żeby tylko móc odróżnić się od innych – opowiada dr Makowski. Twierdzi, że dziś nie ma już tak jednoznacznego zestawu "dóbr obowiązkowych", które poprawią nasz wizerunek. Dostępność większej ilości produktów i większe zdolności zakupowe sprawiły, że gra społecznego odróżniania się od innych stała się bardziej skomplikowana. Prof. Karasiewicz dodaje też, że prestiż podnoszą raczej dobra, które łatwiej jest innym pokazać. – Rzadziej niż kiedyś zapraszamy do domu gości, więc "popisywanie się" telewizorem nie jest raczej możliwe. Dziś rolę oczywistego wyznacznika naszego statusu pełnią raczej telefony komórkowe czy samochody – ocenia ekspert.
Skąd bierze się ogrom pogardy dla ludzi, którzy korzystają z takich promocji, jak ta towarzysząca otwarciu dwutysięcznej "Biedronki"? Dr Makowski nie uważa, żeby stał za nią jakiś złożony społeczny mechanizm. – Trudno powiedzieć, skąd biorą się tak liczne złośliwe internetowe komentarze. Może to wyraz tego, że bogatsi wyśmiewają biedniejszych? Ale równie dobrze najbardziej krytykować mogą ci, którzy po prostu zazdroszczą, że sami nie zdążyli wziąć udziału w okazyjnych zakupach – ocenia socjolog.
Reklama.
Dziennik.pl
47-calowe telewizory za 1499 złotych, laptopy za 800 złotych i rowery po 149 złotych za sztukę - takie atrakcje przygotował uruchomiony dziś rano sklep Biedronki w Łodzi. Klienci dopisali. Tłum przed marketem walczył, kłębił się i rozpychał łokciami w walce o utorowanie sobie drogi do wejścia. CZYTAJ WIĘCEJ