
Otwarciu dwutysięcznego marketu "Biedronka" towarzyszyły atrakcyjne promocje, które zgromadziły wokół sklepu tłumy. Tradycyjnie nie obyło się bez przepychanek i prób forsowania barierek. Czy bezpardonowa walka o okazyjne zakupy to polska specjalność? Czy może polska bieda?
47-calowe telewizory za 1499 złotych, laptopy za 800 złotych i rowery po 149 złotych za sztukę - takie atrakcje przygotował uruchomiony dziś rano sklep Biedronki w Łodzi. Klienci dopisali. Tłum przed marketem walczył, kłębił się i rozpychał łokciami w walce o utorowanie sobie drogi do wejścia. CZYTAJ WIĘCEJ
Otwarcie sklepu bardzo przypominało wiele tego typu wydarzeń – zwabieni wizją tanich zakupów ludzie "szturmowali" sklep, musiała interweniować ochrona. Panował zgiełk, tłok, zakorkowała się ulica prowadząca do "Biedronki".
Tylko buraki kupują w Biedzie. CZYTAJ WIĘCEJ
To dopiero będą "strugali panów" z takim "telewizurem" w klitce którą zamieszkują. CZYTAJ WIĘCEJ
Tacy ludzie tylko wstyd przynoszą. Żenada totalna, niby miastowi a wiocha. CZYTAJ WIĘCEJ
– Polska nie jest wyjątkiem, takie same dantejskie sceny rozgrywają się też w bardziej rozwiniętych gospodarczo krajach – mówi mi dr Grzegorz Makowski, socjolog i badacz zachowań konsumenckich. – Czy niedawna premiera iPhone’a nie wzbudziła dokładnie takiej samej sensacji? Tam również ludzie koczowali pod sklepami w oczekiwaniu na modny smartfon Apple'a – opowiada mój rozmówca. Zgadza się z nim także prof. Grzegorz Karasiewicz z Wydziału Zarządzania UW. – Tego typu promocje organizowane są w wielu krajach świata i zawsze znajdą się konsumenci, których to przyciąga – opowiada. Dodaje, że zwłaszcza w czasie kryzysu gospodarczego coraz więcej osób poszukuje po prostu każdej okazji, aby zaoszczędzić – stąd popularność takich akcji.
Doktor Makowski podkreśla jednak, że pewne różnice między Polską a szeroko rozumianym Zachodem są oczywiste – tam przedmiotem obleganych promocji są często dobra wyższego rzędu, podczas gdy u nas tłumy gromadzą się pod sklepami nawet wtedy, gdy obniżki dotyczą podstawowych produktów. – W Polsce wciąż panuje swoiste "wygłodzenie konsumpcyjne". Margines ubóstwa jest stosunkowo duży, zarobki niskie, a zdolność zakupowa przeciętnego Polaka niewielka – ocenia ekspert.
Czy Polacy wciąż, tak jak w latach dziewięćdziesiątych, wierzą w "magiczną" moc produktów, które podniosą ich status w oczach innych ludzi? – W początkowym okresie polskiego kapitalizmu obnosiliśmy się z byle czym. Każdy marzył o magnetowidzie i BMW, żeby tylko móc odróżnić się od innych – opowiada dr Makowski. Twierdzi, że dziś nie ma już tak jednoznacznego zestawu "dóbr obowiązkowych", które poprawią nasz wizerunek. Dostępność większej ilości produktów i większe zdolności zakupowe sprawiły, że gra społecznego odróżniania się od innych stała się bardziej skomplikowana. Prof. Karasiewicz dodaje też, że prestiż podnoszą raczej dobra, które łatwiej jest innym pokazać. – Rzadziej niż kiedyś zapraszamy do domu gości, więc "popisywanie się" telewizorem nie jest raczej możliwe. Dziś rolę oczywistego wyznacznika naszego statusu pełnią raczej telefony komórkowe czy samochody – ocenia ekspert.

