Dzisiejsza "Rzeczpospolita" stawia tezę, że skoro Polacy coraz częściej i więcej kupują w tzw. dyskontach – sklepach z bardzo niskimi cenami – to znaczy, że naród biednieje. Eksperci jednak nie zgadzają się z tą teorią i wykazują, że w dyskontach kupujemy, bo jesteśmy rozsądni. Nie wstydzimy się tego i bynajmniej nie uważamy, że Biedronka czy Lidl to sklepy dla biedaków.
Dyskonty – czyli sklepy z bardzo niskimi cenami, ale i pewną filozofią cięcia kosztów tam, gdzie tylko się da. W Polsce najpopularniejsze z nich to Biedronka, Kaufland czy Lidl. Według "Rz" Polacy biednieją, a jednym z przejawów tej biedy mają właśnie być zakupy w dyskontach.
Dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki skomentował artykuł "Rz" na Twitterze: "Obawiam się że taki tekst to dowód oderwania od rzeczywistości. Według mnie dyskonty zyskują klientów bo ich liczba radykalnie rośnie, a jakość towarów się poprawia. Z biedą ma to niewiele wspólnego".
Eksperci zaś potwierdzają: popularność takich sklepów nie świadczy o biedniejącym narodzie, a jedynie o rozsądku polskich konsumentów: o tym, że nauczyliśmy się liczyć.
Polacy liczą kasę
"Już trzech na czterech Polaków przynajmniej raz w miesiącu robi zakupy w dyskontach" – pisze "Rzeczpospolita". I podaje, że wartość sprzedaży w tych sklepach w czerwcu wzrosła o ponad 13 proc. Z kolei małe, osiedlowe sklepiki albo tracą, albo stoją w miejscu. "Powód? Dyskonty są tańsze, a mamy coraz mniej pieniędzy" – stwierdza "Rz".
– Nie zgadzam się z tą tezą – mówi nam dr Janusz Steinhoff, wicepremier w latach 1997-2001, były minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, a obecnie minister gospodarki w Gabinecie Cieni Business Centre Club. Podobnie uważa Andrzej Sadowski, ekspert z Centrum im. Adama Smitha. Dlaczego więc coraz chętniej chodzimy do najtańszych sklepów?
Są blisko
Na ich popularność, jak stwierdza Andrzej Sadowski, składa się kilka elementów. – Bez wątpienia te sieci mają coraz większy zasięg. I to nie tylko w Polsce B, ale też dużych
miastach, w miejscach, gdzie stoją apartamentowce – dowodzi ekspert z Centrum im. Adama Smitha.
– I to są sklepy pierwszego wyboru, bo inne po prostu znajdują się dalej – zaznacza Sadowski. – Jest to więc kwestia czasu, tego, że dyskonty są pod ręką – mówi nam ekspert. A dr Steinhoff dodaje: – Dyskonty często stoją na osiedlach i jest do nich po prostu łatwy dostęp.
Są tanie, a Polacy liczą
Przede wszystkim jednak, Lidl, Biedronka, Kaufland czy Netto są po prostu tanie. A Polacy coraz bardziej to doceniają. I bynajmniej nie dlatego, że są biedni. – Polacy edukują się ekonomicznie i nauczyli się liczyć pieniądze. Dotarło do nich, że wielkie sieci mają wysokie ceny i po prostu potrafią obliczyć, gdzie im się bardziej opłacą zakupy – ocenia dr Janusz Steinhoff.
– Po zachłyśnięciu się wielkimi sieciami po prostu zaczęliśmy liczyć – podsumowuje rozsądek polskich konsumentów były wicepremier. Andrzej Sadowski zaś dodaje: – Polacy, gdy widzą podobne jakościowo albo te same produkty za niższą cenę, to po prostu wolą je kupować taniej – przekonuje ekspert z Centrum im. Adama Smitha. –
Jeśli za ten sam wózek artykułów Polacy mogą płacić mniej, to czemu nie?
Jak wyjaśnia Sadowski, rosnąca popularność dyskontów opiera się w dużym stopniu na czymś, co można by nazwać "efektem Dosi". Chodzi o popularny proszek do prania, reklamowany hasłem "Skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?". Właśnie z czymś takim mamy obecnie do czynienia w przypadku dyskontów, ale oczywiście na o wiele większą skalę.
Jakość coraz lepsza…
Oprócz zdrowego rozsądku przy wydawaniu pieniędzy, kieruje nami jeszcze jedna rzecz podczas robienia zakupów w dyskontach. – Postawiły na jakość, dobry produkt. I mam takie wewnętrzne poczucie, że to z tego wynika ich popularność – mówi nam dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki.
Również Andrzej Sadowski przyznaje, że jakość produktów w dyskontach jest coraz wyższa. – A niektóre wina, portugalskie czy hiszpańskie, są już na bardzo przyzwoitym poziomie. I to nie jest już tylko alkohol, który pije się dla samego alkoholu, ale nadaje się też do podania na stół – przekonuje Sadowski.
Dodatkowo, w dyskontach nierzadko zostaniemy lepiej obsłużeni, niż w hipermarketach. – Polacy zobaczyli, że jakość usług w tych sklepach jest wyższa, niż w dużych sieciach. W dyskontach jest przyjemniej, obsługa jest milsza. Sam czasem dochodzę do wniosku, że w sklepach dużych sieci jestem źle traktowany jako klient – ocenia dr Janusz Steinhoff.
… Dzięki czemu klienci się nie wstydzą
Dzięki temu, że jakość produktów i usług w dyskontach szybko rośnie, nie patrzymy na nie już negatywnie. Konrad Piasecki przyznaje: – Ja nigdy nie traktowałem tego w kategorii dyshonoru. Z początku patrzyłem na dyskonty podejrzliwie, ale w swojej
okolicy mam jeden i teraz normalnie z nich korzystam. I nie mam poczucia, że to wstydliwe.
Nie bez znaczenia pozostają jednak zabiegi marketingowe, stosowane przez sieci dyskontów. Chociaż pierwszą ich poważną reklamę, która dotarła do świadomości Polaków, zrobili… politycy. – Od kiedy politycy zrobili sobie akcję kupowania w takich sklepach, okazało się, że to żaden wstyd tam chodzić – przypomina Andrzej Sadowski. Choć trudno zapomnieć o Jarosławie Kaczyńskim, który twierdził, że "Biedronka to sklep dla najbiedniejszych". Choć później tłumaczył się z tych słów i twierdził, że "w Biedronce nie ma nic złego".
I faktycznie, nie ma w niej nic złego, tak samo jak w innych dyskontach. Wręcz przeciwnie. – Kampanie reklamowe pokazują, że jakość tych produktów nie jest gorsza, niż w "zwykłych" sklepach, a to zmienia nastawienie u klientów – ocenia zabiegi marketingowe tanich sklepów Sadowski. – Do tego sieci angażują w to znanych ludzi, którzy niwelują poczucie, że dyskonty to miejsca dla emerytów, rencistów i osób ledwo wiążących koniec z końcem.
Nadchodzi zmierzch hipermarketów?
To wszystko sprawia, że Polacy polubili dyskonty: za ceny, za rosnącą jakość i łatwy dostęp. – One wypierają po prostu inne sklepy – twierdzi Konrad Piasecki. Warto przypomnieć, że jeszcze kilka lat temu media i politycy grzmieli o potrzebie zatrzymania monopolizacji handlu przez największe sieci sklepów. – W ministerstwie gospodarki zastanawialiśmy się swojego czasu, jak zapobiec monopolizacji handlu przez hipermarkety. W wielu krajach Unii walczy się z dominującą pozycją tych sieci – opowiada dr Steinhoff.
Teraz jednak giganci muszą zmierzyć się z tanimi sklepami. – Nie sądzę jednak, by te wielkie sieci miały zniknąć, ze względu na ich skalę. Ale nie mogą też lekceważyć konkurencji – przekonuje były wicepremier. Mimo to, zdaniem Steinhoffa, taka zaostrzona konkurencja nam, konsumentom, może tylko wyjść na dobre: – Myślę, że w Polsce ta konkurencja z dyskontami będzie dźwignią postępu dla dużych sieci. Będą musiały obniżyć ceny i podnieść jakość – przewiduje były minister gospodarki. To zaś dla nas, konsumentów, oznacza jedno: jeszcze łatwiejszy dostęp do dobrych i stosunkowo tanich produktów.
Bez wątpienia te sieci mają coraz większy zasięg. I to nie tylko w Polsce B, ale też dużych miastach, w miejscach, gdzie stoją apartamentowce.
Konrad Piasecki
Dziennikarz RMF FM
Ja nigdy nie traktowałem tego w kategorii dyshonoru. Z początku patrzyłem na dyskonty podejrzliwie, ale w swojej okolicy mam jeden i teraz normalnie z nich korzystam. I nie mam poczucia, że to wstydliwe.