– Marek miał wtedy 20 lat. Ja i Bogdan 14 i 15. Kupiliśmy pierwszą ziemią. Śmiali się z nas, nabijali, że stracimy wszystkie pieniądze, bo PGR-y przyjdą z powrotem. Dlaczego zaryzykowaliśmy? Wie pan, taka rodzina tradycyjna. Dziadek miał na Wileńszczyźnie spory majątek, pradziadek też. Pamiętam jak dziś, patrzyli na nas jak na kosmitów – wspomina w rozmowie z naTemat Roman Romanowski.
Kiedy inni kupowali samochody i inne luksusy, my zdecydowaliśmy się na rolnictwo. Wtedy kupowało się działki za grosze, a dziś to są atrakcyjne grunty warte grubych pieniędzy. Nawet po upadku komuny za dużego fiata 125 p można było kupić trzy ciągniki. Minął rok, a za trzy samochody można było kupić jeden ciągnik.
Trzy traktory, w dodatku bez kół, były na starcie ich jedynym wyposażeniem. Pracowali po 24 godzinę na dobę i z roku na rok powiększali swoje gospodarstwo o kolejne hektary. – W uprawie prochu nie wymyśliliśmy. Sialiśmy żyto, pszenicę, kukurydzę, buraki, tyle że w inny sposób – mówił w wywiadzie dla TVP najstarszy z braci, Marek.
Traktor bez kół, który przyciągnęli do gospodarstwa na specjalnych saniach w początkach swojej działalności, został zastąpiony przez nowoczesne traktory z klimatyzacją i nawigacją GPS. Bracia Romanowscy oprócz tysięcy hektarów pól uprawnych mają dziś także wymarzoną stadninę koni, pensjonat, dworek, stację benzynową i piekarnię, a dodatkowo handlują sprzętem rolniczym. – Mamy 2 tysiące krów, 1,5 tysiąca bydła, 180 koni, kilkuset pracowników – wylicza Roman.
Kiedyś zobaczył mnie dyrektor, jak siedziałem na koparce. Mówi: "Popier**** cię, ty na koparce? Tyle masz do tego ludzi. Ja mówię: jak nie pokażę ludziom, nic z tego nie będzie.
Podział obowiązków jest prosty: Bogdan i Marek odpowiadają za zwierzęta, zaopatrzenie i maszyny, a Roman za "całokształt", czyli uprawę ziemi, finanse, księgowość i wiele innych spraw. – No i inwestujemy w młodzież. Mamy synów, którzy razem pracują w gospodarstwie. Będzie miał kto po nas to przejąć – mówi Roman.
Czy dziś możliwa jest podobna kariera w rolnictwie? Bracia nie mają wątpliwości: nie. Po pierwsze, to już nie te czasy, kiedy ziemię można dostać za grosz. Po drugie i najważniejsze, państwo robi wszystko, by zniechęcić ludzi do inwestowania w rolnictwo.