Izrael od początku był liderem na świecie pod względem liczby szczepień. Szczepił na potęgę i w rekordowym tempie. W marcu zniósł większość ograniczeń. Jak teraz wygląda tam życie? – Widzimy, że jesteśmy w jakiejś fantastycznej sytuacji, że u nas epidemia jest już w odwrocie – opowiada nam Karolina van Ede-Tzenvirt, Polka, która mieszka w Izraelu i prowadzi bloga Izraelblog.net. Przesyła też kilka zdjęć.
– Restauracje są otwarte, ludzie nareszcie wylegli do kawiarni. Siedzenie w kawiarniach, jedzenie tam śniadania, to część mentalności Izraelczyków. Tego im brakowało – opowiada Karolina van Ede-Tzenvirt, Polka, która mieszka w Izraelu.
– Ostatnie święta to był taki oddech normalności dla Izraelczyków. Słyszałam, jak komentowali, że nareszcie – mówi Polka.
– Szczepionki, które się nie wykorzystały, były dawane chętnym. Nie było walk o to, kto ma pierwszeństwo, a kto nie. Było pytanie: kto chce skorzystać? I ludzie biegli. Tak zaszczepiliśmy się z mężem – opowiada.
Cały świat patrzy na Izrael. Najpierw lider w szczepieniach, teraz kraj, który znosi obostrzenia. Jak bardzo życie wróciło już do normalności?
Jesteśmy w siódmym niebie, jesteśmy dumni, że tak się dzieje. To widać na ulicach, w codziennym życiu. Za parę dni już nie trzeba będzie nosić maseczek. Przed chwilą byłam w sklepie. Sprzedawca nie miał maseczki, zaczął ze mną żartować: Ja już nie noszę, nawet policjant koło mnie przechodził i nic nie powiedział. Kiedyś były za to mandaty, równowartość ok. 500 zł.
Widać to rozluźnienie, cieszymy się, że wracamy do normalności. Czujemy się wyróżnieni, że mieszkamy w takim kraju, w którym to się dzieje. Oboje z mężem mamy rodziców za granicą, ja w Polsce. I widzimy, że tam szczepienia idą bardzo wolno i sytuacja jest jaka jest. Widzimy, że jesteśmy w jakiejś fantastycznej sytuacji, że u nas to jest już w odwrocie. Moja teściowa zaszczepiła się trzy dni temu, a my już dawno, dawno temu, a jesteśmy po 40.
Jak wygląda teraz ulica?
Parę dni temu wyszliśmy z mężem trochę bardziej w ciągu dnia. Pracujemy z domu, wcześniej nie mieliśmy czasu. I dziwiliśmy się, że jest tak, jak było kiedyś. Tak, że nie pamiętamy już, że tak było, a to jest coś zwykłego. To było dziwne uczucie. Restauracje są otwarte, ludzie nareszcie wylegli do kawiarni. Siedzenie w kawiarniach, jedzenie tam śniadania, to część mentalności Izraelczyków. Oni są trochę jak południowcy.
Tego im brakowało, zamknięcie lokali było dla nich ciężkie. Z tego, co widzę, to po południu, czy w czwartek wieczorem, gdy zaczyna się weekend, to kawiarnie są pełne. Ludzie ruszyli też na zakupy. Przy wejściu w sklepach nie sprawdza się już temperatury, a kiedyś sprawdzało się wszędzie.
Widziałam zdjęcie galerii Mamilla Mall w Jerozolimie. Tłum taki, że szpilkę trudno byłoby wcisnąć. Tak to teraz wygląda?
To jest pasaż na zewnątrz, on nie ma dachu, ciągnie się pomiędzy dwoma ciągami budynków, prowadzi na Stare Miasto. Czy tak wyglądają inne galerie? To pewnie zależałoby od dnia. Przed świętami był ogromny ruch, starałam się nie wychodzić z domu, powiedziałam, że nie będę stała w korkach. Ludzi było pełno. Dziś jest mniej. Ale wciąż obowiązują ograniczenia.
Izraelczycy bardzo też lubią latać za granicę. Nawet na weekend. Bardzo dużo Izraelczyków lata na zakupy do Warszawy na 2,3 dni. To jest bardzo popularne. Swoją drogą bardzo im się podoba, mówią, że takich zakupów jeszcze nie robili, że jest pięknie. Robimy na nich wrażenie, jeśli chodzi o zakupy. I tego również bardzo im brakowało. Cały czas słyszę: kiedy wreszcie będzie można polecieć? Na to jeszcze czekają.
W ubiegłym roku głośno było o przedwczesnym powrocie dzieci do szkół, co w Izraelu skończyło się katastrofą. Teraz szkoły znów są otwarte?
Dzieci już dawno uczyły się w systemie hybrydowym. Parę dni były w szkole, parę dni uczyły się zdalnie. Teraz, po świętach, normalnie wróciły do szkół. To jest ogromne błogosławieństwo. Dzieci, jak wszędzie, już miały dosyć. Moja córka wychodziła już z pokoju blada, z podkrążonymi oczami, siedząc cały dzień przed komputerem. Zero spotkań z kolegami.
Tak, w ubiegłym roku wydawało się, że twardy lockdown przyniósł efekty, zaraz potem dzieci wróciły do szkół, ale to nie wyszło, bo wszyscy zaczęli chorować, zaczęto zamykać szkoły, mieliśmy kolejną falę.
To, co nas teraz uratowało to szczepionki i akcja szczepień, która odbyła się w ekspresowym tempie. Teraz już ponad 55 proc. społeczeństwa jest zaszczepiona, choć to zmienia się z dnia na dzień. Niedługo prawdopodobnie będą też szczepione dzieci. Efekty tego widać w liczbach. Mamy bardzo mało ludzi, którzy chorują. Coraz mniej osób jest zakażonych, w Izraelu powoli zamykają się oddziały covidowe.
Izraelczycy śledzą jeszcze raporty z dobowych statystyk?
Myślę, że to już spowszedniało. Najważniejsze jest, że jest mniej zakażeń. Teraz były wybory, po raz czwarty próbujemy stworzyć rząd i myślę, że tym ludzie bardziej się teraz interesują. Bardzo czekali też na otwarcie lotniska.
Lotnisko bardzo długo było zamknięte dla turystów, kompletnie zabiło to turystykę. Dużo ludzi to krytykowało, ale to przyniosło efekt, bo nie daliśmy sobie wpuścić ludzi chorych i teraz widać, że ostre kroki podjęte przez rząd, dały efekt. Myślę, że to, jak premier zajął się epidemią, pomogło mu w wyborach.
W Izraelu były protesty przeciwko obostrzeniom?
Do pewnego momentu były strajki osób o bardziej lewicujących sympatiach. Prawicowy Netanjahu zawsze chciał, by po jego stronie był elektorat ultraortodoksyjny. A oni w czasie pandemii powiedzieli, że nie będą się izolować i szczepić, że nie będą zamykać szkół i synagog, w których się modlą. W obawie o elektorat, Netanjahu nic z tym nie robił. To bardzo zdenerwowało lewicowe ruchy, że nie daje rady z pandemią. Dwie wielkie ulice i plac koło siedziby premiera były zajęte przez ludzi, którzy spali tam, tańczyli i protestowali.
Do tego policja, rzadko, ale jednak, przychodziła do ultraortodoksów, wlepiała im mandaty i oni też zaczęli się denerwować i strajkować. A potem zaczęły się szczepionki, sytuacja była coraz lepsza.
Dopiero rabini powiedzieli powiedzieli, że trzeba się szczepić, bo ratowanie życia w judaizmie jest wartością nadrzędną. I osoby ultraortodoksyjne również powoli zaczęły się szczepić.
Co oprócz ekspresowych szczepień pomogło w Izraelu, czego nie zrobiła np. Polska, inne kraje Europy?
Izrael ma świetnie rozwinięty system opieki zdrowotnej, kas chorych. One mają ogromną tradycję, istnieją już ponad 100 lat. Powstały jeszcze zanim powstało państwo Izrael. Pobierały procent z pensji, chory mógł potem za darmo korzystać z usług medycznych. Ten system pozostał do dziś. Kasy chorych mają ogromną infrastrukturę, są niezależne. Miały tysiące punktów, w których mnóstwo ludzi się szczepiło.
Poza tym szczepionki, które się nie wykorzystały, były dawane chętnym. Nie było walk o to, kto ma pierwszeństwo, a kto nie. Było pytanie: kto chce skorzystać?. Ludzie po prostu biegli. Nawet jeśli to był czas dla 80-latków biegli ludzie młodzi, zdrowi, bo były szczepionki. Informacje rozchodziły się pocztą pantoflową, np. między rodzicami w przedszkolu. Z mężem zaszczepiliśmy się w ten sposób. Staliśmy w trzech kolejkach. W pierwszej i drugiej w pewnym momencie powiedzieli, że już nie ma. Dopiero w trzeciej udało nam się zaszczepić. Dzięki temu nic się nie zmarnowało i zaszczepiło się pół Izraela.
Słyszała Pani dyskusję w Polsce wokół szczepienia 40+?
Obserwuję, co się dzieje i włos na głowie mi się jeży. U nas nie było czegoś takiego.
Czy w Izraelu w ludziach jest jeszcze strach? Boją się zakażenia?
Niektórzy jeszcze go czują. Ludzie wciąż noszą maski. Wczoraj w windzie, w sklepie, ktoś powiedział, że nie wchodzi, bo jest koronawirus. Teraz organizowałam wycieczkę dla klasy dziewczynek. Dzwoniły do mnie mamy, pytały, czy będą siedzieć blisko, czy będą razem. Przed świętami, ludzie robili sobie testy, by np. odwiedzić dziadków. Mój syn powiedział na przykład: nie mogę pójść do koleżanki, bo u niej będzie babcia. Cała rodzina miała negatywny wynik, nie wychodzili z domu tylko dlatego, żeby babcia mogła do nich przyjechać w święta.
Ale jest też duma i radość, że pokonaliśmy epidemię. Izraelczycy zawsze lubią się czymś pochwalić, np. tym jak bardzo są rozwinięci w hi-tech, innowacji. Teraz są pierwsi w szczepieniach i powrocie do normalnego życia. Jesteśmy dumni i cieszymy się z tego.
Właśnie mieliśmy symboliczne święto. To Pascha, w czasie której świętuje się wyjście z Egiptu, wyjście Izraelitów z niewoli, ale także symboliczne wyjście z jakiejkolwiek niewoli. W tę Paschę, gdy wreszcie mogliśmy być razem, gdy udało nam się pokonać epidemię, było to również świętowanie uwolnienia z tej sytuacji. To miało symboliczne znaczenie, że teraz jesteśmy wolni.