Ekologia jest modna, więc kosztuje coraz więcej. Wystarczy spojrzeć na eko-sklepy, hybrydowe samochody za 300 tys. złotych i płatne torebki w hipermarketach. Są jednak ludzie, którzy żyją ekologicznie, nie wydając na to ani grosza. O brzozie na balkonie, zamrożonym mięsie i domowej strzelnicy opowiedział nam ekolog, Przemysław Nawrocki.
Przemysław Nawrocki mieszka w blokowisku na warszawskiej Pradze. Wizyta u niego w domu z początku niczym nie zaskakuje. Odrapana klatka schodowa, poza tym spodziewam się usłyszeć mantrę o gaszeniu światła, ekologicznych żarówkach, ekoproduktach i segregacji śmieci. Gdy drzwi otworzył człowiek w zielonej koszulce, słowo ekologia nabrało jakby nowego, zaskakującego wymiaru.
Przemysław Nawrocki i jego żona mieszkają w małej (zielonej) kawalerce. Ledwo się do niej wejdzie, a już się jest na balkonie. Jak się jednak okazuje dwudziestocztero-metrowe mieszkanie to i tak zbyt dużo od Matki Ziemi. - Staram się ograniczyć do minimum moją eksploatację tego, co przypada na każdego człowieka - mówi pan Przemysław.
Zanim przejdziemy do kuchni, łazienki i salonu, wróćmy na chwilę na balkon. Już na początku rzuca się w oczy... brzoza. Z okien pana Przemysława widać jedynie bloki i jedną z bardziej ruchliwych ulic w Warszawie. Brzoza jest namiastką naturalnego krajobrazu, którego tak bardzo brakuje w miastach. Obok sporego już drzewka, widać kilka wiaderek wypełnionych wodą - To deszczówka - mówi właściciel balkonu. Służy do podlewania brzozy, oraz kilkunastu innych roślin znajdujących się na balkonie i wewnątrz mieszkania. Można też używać jej do picia. - Po co marnować wodę z kranu, skoro znacznie lepsza i darmowa spada wprost z nieba - dodaje. Wystarczy ustawić kilka zbiorników na wodę, a każdy człowiek mógłby zaoszczędzić kilkadziesiąt litrów wody miesięcznie.
Eko-kuchnia
Oszczędzanie wody nie kończy się na deszczówce. Pan Przemysław je głownie potrawy wegetariańskie - Dzięki temu mogłem zrezygnować z używania detergentów. Tłuszcze roślinne są zdecydowanie łatwiejsze do umycia niż te pochodzące z mięsa. Pozwala to nie tylko skrócić czas zmywania, ograniczyć zużycie wody, ale również użyć ją jeszcze raz do podlewania roślin.
Pan Przemysław nie tylko wybiera wegetariańskie jedzenie, ale także sam je produkuje. Podstawowym posiłkiem jest dla niego "zupa rycerska". Aby ją zrobić wystarczy woda, gar "jak dla wojska" i posiekane szablą warzywa. -Zupę jarzynową mogę jeść bez przerwy, trzeba tylko codziennie zmieniać przyprawy, aby się nie znudziła.
Sposobem na zmniejszenie liczby odpadków jest po prostu unikanie kupowania. Pan Przemysław sam robi jogurty. - To bardzo proste. Wystarczy łyżka sklepowego jogurtu, który zawiera kultury bakterii. To wystarczy, aby po dodaniu mleka powstał pełnowartościowy jogurt, a przy tym nie zużywamy kosmicznej ilości opakowań - opowiada.
Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wiele energii marnują bez najmniejszej potrzeby. Dzieje się to gdy wyciągamy jedzenie ze swoich zamrażarek. Większość z nas kładzie zamrożone mięso do zlewu. Tymczasem wystarczyłoby włożyć je do lodówki, w których temperatura jest na plusie. Zamrożone jedzenie sprawia, że lodówka potrzebuje mniej energii do pracy, a nasze produkty i tak się rozmrażają. Wystarczy tylko zrobić to trochę wcześniej.
Ciucholandy sposobem na ekologię
Ubrania kupujemy najczęściej, kierując się modą. Często wyrzucamy rzeczy, które nosiliśmy zaledwie kilka razy, a czasami wcale. Albo całe lata leżą w szafie, po czym nagle okazuje się, że są już niemodne. Wówczas pada słynne "nie mam co na siebie włożyć" i kupujemy coś nowego. Przemysław Nawrocki po "nowe" ubrania kieruje się do popularnych ciucholandów. - Wolę "donosić" po kimś ubranie, które jest jeszcze dobre, niż biec do sklepu po coś, czego tak naprawdę nie potrzebuję - mówi ekolog. Chwile później Pan Przemysław wyciąga z szafy leciwe jeansy i z uśmiechem na ustach wyznaje - To moje ulubione, mam je już osiemnaście lat, choć żona zabrania mi już wychodzić w nich na zewnątrz - mówi. Dr Nawrocki zmienia ubrania tylko wtedy, gdy przystają być użyteczne, a nie ze względu na swoje widzimisię.
Nikt nie jest doskonały
Przemysław Nawrocki przyznaje jednak, że ma swoje słabości. Nie wszystko co robi, jest ekologiczne. Jedną z jego największych słabości jest wielogodzinne czytanie książek w wannie - Przyznaję, od czasu do czasu zdarza mi się zapomnieć o krótkim prysznicu i pozwalam sobie na kąpiel - mówi. Staram się to jednak zawsze w jakiś sposób nadrobić. Najprostszym sposobem na oszczędzanie wody w łazience, jest wyregulowanie ilości wody w spłuczce. Często wylewamy dziesięć litrów wody, podczas gdy wystarczyłaby tylko połowa.
Domowa strzelnica
Mieszkanie Przemysława Nawrockiego jest przepełnione eko-drobiazgami. Są bawełniane torebki zamiast plastikowych, żarówki energooszczędne, czy kosze ułatwiające segregowanie śmieci. Pan Przemysław poszedł jednak znacznie dalej (o ile w dwudziestocztero-metrowym mieszkaniu to możliwe). Chcąc rozwijać pasję i tężyznę fizyczną, urządził w domu... tor łuczniczy. - To pozwala mi nie tylko zrezygnować z siłowni, ale także oszczędzić czas i paliwo, które musiałbym wykorzystać na dojazd do jakiegoś ośrodka sportowego - dodaje z uśmiechem.
Właściwie po co to wszystko?
Każdy element życia pana Przemysława jest podporządkowany ekologii. Często nie wiąże się to z żadnym wyrzeczeniem, a po prostu jest świadomym użytkowaniem tego, co jest mu potrzebne do normalnego życia. Jak sam mówi, jego działanie ma w jak najmniejszym stopniu obciążyć Matkę Ziemię. Z wyliczeń ekologów, na każdego człowieka przypada 1,2 produktywnych hektarów. - Myślę, że udaje mi się zmieścić w tych granicach - mówi ekolog. Większość ludzi zaciąga kredyt u przyszłych pokoleń i kilkukrotnie przekracza zużycie tego co mu się należy. Najgorsza sytuacja jest w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie zużywają około ośmiu produktywnych hektarów, by zaspokoić swoje wygórowane potrzeby.